- Co się ze mną dzieje? Dlaczego rana po twoim ugryzieniu
nie leczy się? Co ty mi, do cholery zrobiłaś?! – wykrzyczała hybryda w stronę
stojącej koło niego lodowatej kobiety, która tylko szyderczo uśmiechnęła
się.
- Jak już mówiłam wcześniej jestem po pewnej części
harpią, a z tego co wiem to jad tego gatunku jest śmiertelny dla obcych istot.
Co w związku z tym… - popatrzyła się w zaskoczony wzrok cierpiącego - … twoje
dni są policzone. W kilka godzin staniesz się historią. – zaczęła się w
wniebogłosy śmiać.
- Łżesz!!! To jest niemożliwe! Jestem pierwotną hybrydą!
Nie mogę zdechnąć z powodu jadu jakieś marnej mieszaniny czterech gatunków… - w
tym momencie do Mikaelsona doszło znaczenie wypowiedzianych przez niego słów -
… to jest kłamstwo. – wyszeptał.
Stojący koło niego Elijah nie mógł przeboleć cierpienia
brata.
- Uzdrów mojego brata. – zwrócił się łagodnie do kobiety
– Na pewno znasz antidotum. – brunetka popatrzyła na zmartwioną minę
Mikaelsona. W tym momencie coś w niej pękło, jednak musiała z nimi zawrzeć
rozejm, którego zasady miały by być jak najlepsze dla niej. Dlatego postanowiła
przeciągnąć trochę cierpienie Klausa.
- Znam. – odpowiedziała – Jednak w tej chwili nie zdradzę
co to jest. – odwróciła się w celu podniesienia swoich bagaży, po czym ponownie
spojrzała się w stronę Elijaha Mikaelsona – Wiesz gdzie mnie szukać. Mam
nadzieję, że złożysz mi bardzo dobrą ofertę za życie swojego brata. – jej
pogardliwy wzrok zwrócił się w stronę cierpiącej z bólu hybrydy – A teraz
wybaczcie, ale muszę spotkać się ze swoją kuzynką. Do zobaczenia. – w tym
momencie pozostał po niej tylko lekkie powiew wiatru, a przytrzymująca ich moc
do ceglanej ściany budynku zniknęła. Znowu stali się wolni.
~~~*~~~
Gnałam ile miałam sił w nogach, ile mogłam wycisnąć ze swych nadprzyrodzonych
możliwości. W czasie drogi przez mój umysł przechodziło wiele myśli.
Jednak jedna najważniejsza z nich mnie najbardziej gnębiła, po co
przyjechałam do tego miasta. Tylko wiedziałam od nawiedzającej mnie czarownicy,
że jestem jedyną bronią, aby pokonać nadchodzące zło na ten świat, że muszę
uchronić jej wnuczkę, która również ma na imię Hope. Jedyny wskazówką dla mnie
jest nazwisko Mikaelson, których przed chwilą poznałam.
- Niech to szlag!
– pomyślałam. Po co mam bronić jej wnuczkę i dlaczego muszę walczyć z
nadchodzącą ciemnością? Na to pytanie musiałam sama sobie odpowiedzieć.
Jednocześnie nasuwały mi się kolejne problemy. Problem ze śmiercią wuja. Dzięki
poczęstowaniu się krwią tego cholernego mieszańca wiedziałam, że to on zabił
starszego O’Connell. Jednak nie mam do niego żalu, bowiem wiem dlaczego to
zrobił, wręcz musiał to zrobić, bo stryj chciał skrzywdzić Cami. Chciał pożywić
się na niej. Wiem też, że został on przeklęty na wieki przez jedną z wiedźm.
Klątwa polegała na tym, że wuj umierał w okropnych męczarniach, dlatego kuzynka
poprosiła właśnie Niklausa o przysługę, aby przemienił Kierana w wampira.
Jednak nie przewidziała, że rzucony na niego przeklęty urok uaktywni się
ponownie, dlatego stryj musiał zostać wyeliminowany. Stwarzał ogromne
zagrożenie dla otoczenia i prawdę mówiąc ja bym też tak postąpiła. Chociaż
byłam wstanie mu pomóc, lecz jest już za późno. Jednak bym mogła go wskrzesić,
ale to by nie było zgodnie z zasadami natury, których bardzo przestrzegam.
Kolejna sprawa dotyczy Camille, wiem z pamięci Klausa, że moja kuzynka związała
się z nie jakim Marcelem Gerard, wampirem, przez którego dość wycierpiała,
bowiem ten zainteresował się swoją starą miłością, siostrą braci Mikaelsonów,
nie jaką Rebeką. Z tego powodu kuzynka bardzo przeżyła rozstanie z nim i myślę,
że nadal cierpi przez tą sytuację. Z tego względu mam kolejną sprawę to
załatwienia w tym mieście. Muszę rozmówić się z dwiema osobami, które bardzo
zaszły za skórę mojej rodzinie.
Następna sprawa i chyba w tym momencie teraźniejsza. Czeka mnie bardzo ważna
konwersacja z negocjatorem rodziny pierwotnych w tym mieście. Może trochę sobie
nagrabię u niech, w szczególności u jednego, który teraz najbardziej cierpi,
ale mnie to teraz nie interesuję. Muszę przecież mieć jakieś zabezpieczanie, a
takie rozwiązanie wydawało mi się najbardziej odpowiednie, przynajmniej mam
braci w garści. Jednak obawiam się rozmowy z Elijahem, z tego co wytyczałam z
krwi Klausa jest on, do czasu spokojny wampir, kiedy sprawię, że wyjdzie z
równowagi będę musiała użyć moich ukrytych asów w rękawie. Jednak w tym
momencie nie będę o tym myśleć, ponieważ wreszcie dotarłam pod drzwi Camille.
Mam nadzieję, że jest w mieszkaniu.
~~~*~~~
Nie mogłam pozbierać myśli. Cały czas w moim sercu i
umyśle siedział obraz tego cholernego dupka. Jak on mógł mi to zrobić i
zdradzić mnie z tą pierwotną wywłoką. Dlaczego? To pytanie cały czas sobie
powtarzałam. Na dodatek śmierć stryja była dla mnie ogromny ciosem. Ponadto
wielki zaskoczeniem dla mnie było pojawienie się mojego byłego na pogrzebie ze
swoją aktualną partnerką. Blond wampirzyca była tak pewna siebie, aż wtedy
czułam wielkie ukłucie zazdrości, bowiem to ja powinna być u boku
czarnoskórego, i to on powinien mnie pocieszać po stracie bliskiej mi osoby.
Jednak stało się inaczej, a teraz ten przeklęty wampir po rozstaniu się z panną
Mikaelson, ponownie próbuje się do mnie zbliżyć. Co bardzo mi się podoba, a
zarazem pobudza wściekłość.
- Jak do cholery możesz mi to robić?! – z wrzutem
krzyknęłam w stronę naszego, podartego w drobny mak, zdjęcia. Z całego serca go
nienawidziłam, a jednocześnie kochałam jak szalona.
Siedzenie po ciemku w mieszkaniu nie dawało mi żadnej
ulgi, a najgorsze nie mogłam zasnąć. Jednocześnie czułam jakąś dziwną aurę.
Miałam wrażenie, że ktoś mi bliski za chwilę pojawi się w drzwiach mojego
mieszkania i zacznie mnie pocieszać. Jednak nadzieja jest matką głupich, lecz
tak ma wyglądać moje cierpienie, to jestem jak najbardziej za. Wolę sobie
wyobrazić, że komuś zależy na mnie, i że jestem komuś bardzo bliska.
Podciągnęłam pod samą brodę kolana i skuliłam się w
kremowym fotelu, jednocześnie bardziej okryłam się ciepłym, granatowym kocem.
Po czym mój wzrok utkwiłam na przeciwnej ścianie mojego małego saloniku.
Jednak coś mnie kusiło, aby otworzyć drzwi. Miałam jakieś
przeczucie, że za nimi stoi ktoś, kto bardzo zmieni moje życie. Nie wiem
dlaczego, ale wstałam i podeszłam do nich. Jeszcze chwilę się zastanowiłam, ale
postanowiłam. Otworzyłam je…
~~~*~~~
Czułam, że Camille jest bardzo smutna. Zapewne przez tego wampira, o imieniu
Marcelo. Och! Kiedy go dostanę w swoje szpony, po prostu wysysam z niego całe
życie, za to co zrobił bliskiej mi osobie. Przez całe moje ciało przeszedł
dreszcz. Wiedziałam, że Cami bardzo cierpi. Powiem szczerze nie miałam wielkiej
odwagi, aby zapukać do drzwi od jej mieszkania. Nie wiedziałam i przede
wszystkim się bałam jej reakcji na mój przyjazd. Przede wszystkim co miałam jej
powiedzieć o sobie.
- Zawsze mów prawdę, bez względu na wszystko… - w tym momencie przypomniały mi się słowa
rodzicielki. Może warto się tego trzymać, ponieważ Cami i tak wiedziała o
istnieniu wampirów, wilkołaków, wiedźm czy innych przypadków paranormalnych
naturalności. Nawet chyba by się nie obraziła, jakby się dowiedziała, że w jej
najbliżej rodzinie też jest taki przypadek mieszankowej gatunkowo istoty.
- Raz kozie
śmierć… - wyszeptałam – Co ma być to będzie. –
właśnie z takim nastawienie postanowiłam wreszcie zapukać do tych cholernych
drzwi.
Już podnosiłam rękę z zamiarem zapukania, kiedy nagle drewniana powierzchnia
otworzyła się na oścież.
Nasze oczy spotkały się. Jej zielone źrenice zajrzały w moje błękitne. Stałyśmy
jakąś chwilę w stanie zahipnotyzowania swoją wizualizacją. Musiałam przyznać,
że Camille wypiękniała. Ostatni raz ją wiedziałam kiedy miałyśmy po nie całe
dziesięć lat. Od tamtego czasu strasznie się zmieniała. Jej rysy twarzy stały
się bardziej wyraziste, wzrok bardziej odzwierciedlał doświadczenia życiowe,
chociaż było widać, że płakała. – Zapewne przez tego
Marcelo. – pomyślałam. Jednak jej wyraz twarzy w tej chwili świadczył, że
się nad czymś intensywnie zastanawiała. Nagle ona pierwsza zabrała głos:
- Czy my się znam? – powiem szczerze w pierwszym momencie zabrakło mi słów, ale
wzięłam się w garść.
- Cami. To ja. Nie poznajesz mnie? – kiedy odezwałam się jej reakcja była
błyskawiczna.
- Hope… . To naprawdę ty. – z płaczem rzuciła mi się w
ramiona. Od razu mocno przytuliłam ją do siebie.
- Tak. To naprawdę ja. – wyszeptałam jej do ucha.
Oderwała się ode mnie, aby ponownie spojrzeć mi w oczy.
- Co ty tutaj robisz? – zapytała się.
- Hm… Może zaprosisz mnie do środka i pogadamy wtedy
sobie. Jestem strasznie zmęczona po podróży.
- Oj… przepraszam ciebie. Wejdź dalej. – nie
zastanawiałam się ani minuty dłużej tylko weszłam do środka. Nawet bez jej
zaproszenia bym mogła wejść do jej mieszkania, ponieważ mnie nie obowiązywała
głupia blokada dla wampirów, że bez zaproszenia właściciela domu czy mieszkania
nie mogę wejść do środka. Miałam takie szczęście, że mnie to nie obowiązywało,
ale z samej grzeczności poprosiłam kuzynkę o pozwolenie.
- Czy będę mogła u ciebie przenocować tą jedną noc? -
zapytałam się jej.
- No pewnie. Możesz zostać jak długo chcesz. Strasznie
się za tobą stęskniłam. A na jak długo zostajesz w Nowy Orleanie?
- Pewnie na zawsze. W Rumuni nic mnie już nie trzyma. -
odpowiedziałam.
- Faktycznie. Od śmierci ciotki sama tam byłaś. Ale muszę
ci coś jeszcze powiedzieć... - zawahała się. Jednak z jej myśli wyczytałam.
- Wiem o stryju. I resztę też wiem. Wiem jak zginął oraz
co się dzieje w tym mieście. Jednocześnie wiem o istnieniu tych wszystkich
istot. Wiem też, że przez jednego cholernego wampira cierpisz. – tą odpowiedzią
ją zamurowałam.
- Jak to możliwe? Skąd wiesz o Marcelo? – tylko tyle z
siebie wydobyła.
- Radzę ci wygodnie usiąść. Opowiem ci całą moją historię
życia, która nie odbyła się przez te dwadzieścia ludzkich lat. Moja historia
zaczęła się siedem tysięcy lat temu… - rozpoczęłam całą moją historię, która
mnie spotkała. Od samego początku, powiedziałam jej kim lub czym jestem,
opowiedziałam od wydarzeń w Forks do sytuacji w Barcelonie, aż po moje ponowne
narodzenie się. Nawet nie zachowałam dla siebie tego po co tutaj przyjechałam –
… Ta wiedźma z moich snów, która mnie nawiedza, cały czas twierdzi, że jestem
jedyną bronią, aby pokonać nadchodzące zło na ten świat, że muszę uchronić jej
wnuczkę, która również ma na imię Hope. Jedną wskazówką dla mnie jest nazwisko
Mikaelson, chociaż przed chwilą miałam zaszczyt poznać jednych przedstawicieli
tej rodziny, którzy strasznie dla mnie byli nie mili. A o stryju, o tym dupku i
innych sprawach wiem z krwi Klausa.
Spojrzałam się na Cami, ta tylko raz przecierała oczy ze
zdumienia lub pocierała się obydwiema dłońmi po skroniach.
- Fascynująca historia. Ale jak to wszystko możesz
wiedzieć z krwi … Klausa?! – nagle zabrała głos.
- Tak. Wiem to z jego krwi, bo posiadam taki dar, że
potrafię wyczytać wszystko z krwi, którą się pożywię. Wiem, że mi nie wierzysz,
ale ja bym ciebie nigdy nie okłamała. Mówię ci o tym, bo sama jest w tym
wszystkim zagubiona. Błagam ciebie o pomoc. – podbiegłam do niej i uklęknęłam
na kolana koło niej. Ona popatrzyła mi prosto w oczy i się serdecznie
uśmiechnęła.
- Po to jest rodzina, aby sobie pomóc. – nawet nie wiem
kiedy mnie przytuliła do siebie, po czym dodała – Jesteś teraz jedyną moją
rodziną.
Odsunęłam się od niej: - A ty moją – wyszeptałam.
- Ale dwa pytanie mnie nurtuje. – nagle odezwała
się.
- Jakie? – zapytałam się z uśmiechem.
- Jak to pożywiłaś się na pierwotnym? Jak tego dokonałaś,
przecież on jest nie do pokonania?
- Widocznie posiadam większą moc, niż on. – uśmiechnęłam
się – A drugie pytanie jest jakie?
- Jeżeli jesteś w jakieś część wampirem to nie musisz się
pożywiać? – wiem co Camille chodziło po głowie.
- Piję ludzką krew, ale jedynie z woreczków. Jednak kiedy
napiję się wampirzej, przez jakiś czas nie muszę się żywić. I co jest jeszcze
fajne. Wilkołak, który jest we mnie, też potrzebuje ludzkiego jedzenia. Także
też normalnie się żywię. Nie bój się nigdy bym tobie nie zrobiła krzywdy. Pod
względem żywności wszystko się ze sobą komponuje. Jeżeli zapewnię część harpii
wampirzej krwi to część wampirza też jest zaspokojona. Dlatego pożywiłam się na
Klausie. Nawet ta krew była dobra, bo pochodziła od hybrydy. – widziałam jak
się Cami skrzywiła z obrzydzenia – Jednak ugryzłam go tylko dlatego, aby
dowiedzieć się o moje rodzinie. Kiedy dowiedziałam się, że jesteś w tym
mieście. Od razu chciałam wiedzieć co się z wami dzieje. – widziałam jej
wdzięczny uśmiech – Natomiast wracając do sprawy z jedzeniem to, jak wiadomo
wiedźma i wilkołak potrzebują normalnego pożywienia i właśnie w tym momencie
czuje, że mam ochotę na ogromną pizzę. – uśmiechnęłam się do niej.
Odwzajemniała mój uśmiech.
- Ok. Ja ją zamówię, a ty możesz się rozpakować w
gościnnym pokoju. – wskazała na ostatnie białe drzwi w korytarzu.
- Dziękuję ci jeszcze raz.
- Nie ma za co. Jesteś moją rodziną. – podeszła do mnie i
złożyła na moim czole pocałunek – A rodzina zawsze sobie pomaga. – uśmiechnęłam
się do niej, po czym ruszyłam do wyznaczonego dla mnie pokoju.
- W takim razie zamawiał tą pizzę, bo jestem głodna ja
wilk z wiedźmą. – odkrzyknęłam kiedy wchodziłam do sypialni.
~~~*~~~
Bardzo się ucieszyłam kiedy za drzwiami spotkałam moja kuzynkę Hope. Jednak za
pierwszym razem nie mogłam jej poznać. Strasznie się zmieniła. Jednym słowem
wypiękniała, chociaż po jej oczach widziałam, ze coś jest nie tak. Jej wzrok
zbyt oddawał, jakby była ona o wiele starsza niż na taką wyglądała.
Ta cała historia, którą opowiedziała nie mieściła mi się w głowie, ale
uwierzyłam jej, bowiem sama miałam do czynienia z nadprzyrodzonymi osobnikami.
Właśnie z rodziną Mikaelson i innymi osobami z innych przedstawicieli gatunków.
Czułam, że Hope odegra ważną rolę w tym mieście.
Jednocześnie nie miałam odwagi powiedzieć Hope Lose tego, co wiedziałam.
Mianowicie miała ona rację, że do miasta zbliża się ogromna i niebezpieczna
czarownica Dahlia, której jednym celem jest córka Hayley Marshall – Kenner i
Niklausa Mikaelson, Hope. Czyżby to był jakiś zbieg okoliczności tych imion,
czy właśnie tak chciało przeznaczenie? Na to pytanie jedną odpowiedź znajdzie
moja kuzynka, która właśnie jak słyszę bierze prysznic.
Również przeczuwałam, że ta cała wiedźma, która nawiedza ją w snach, jest to
nie kto inny, jak Esther Mikaelson, matka rodzeństwa. Wiem z tego co się
dowiedziałam, że ta kobieta została wyeliminowana przez cudownie odnalezioną
córkę Freya, która moim skromnym zdaniem również mocno nienawidzi Dahlii, która
ją przez ponad tysiąc lat więziła. Ta cała historia zaczęła się tylko i
wyłącznie przez małe oraz bezbronne dziecko, które jak to mówi Elijah: „Hope
jest nadzieją dla naszej rodziny”. Najstarszy z rodzeństwa wszystko zrobi, aby
zjednoczyć wreszcie całą rodzinę. Podziwiam go za to.
Jedynie co moje przeczucia mi
mówiły, że Hope Lose O’Connell odegra ważną rolę w walce z ciemnością.
Właśnie z takimi myślami podeszłam do telefonu z zamiarem zadzwonienia do
dostawcy pizzy. Jednak moje zamiary zostały przerwane, ponieważ ktoś pukał,
wręcz dobijał się do drzwi. Z ogromnym ociąganiem podeszłam do nich i
otworzyłam. Kiedy zobaczyłam kto za nimi stoi, zamarłam. Był to Elijah
Mikaelson. Starałam się zebrać wszystkie myśli, ale nagle on zabrał głos:
- Witaj Camille.
Wzięłam oddech i przełknęłam głośno ślinę: - Witaj Elijah. – starałam się
uśmiechnąć – Co ciebie sprowadza do mnie?
- Czy już twoja kuzynka dodarła do ciebie? – nie odpowiedział na moje pytanie.
W tym momencie przypomniałam sobie, że Hope Lose coś wspominała, że miała nie
przyjemne spotkanie z braćmi Mikaelson.
- Wpuść go. – nawet nie wiem kiedy i jak pojawiła się z tyłu za mną kuzynka.
Bez komentarza przesunęłam się na bok, aby pierwotny mógł swobodnie przejść.
Kiedy przechodził czułam od niego podniesioną adrenaliny i testosteron, ale
dlaczego ten czynnik? Obróciłam się w stronę kuzynki, która była tylko owinięta
białym i puchatym ręcznikiem.
- No tak! –
pomyślałam. Przecież Elijah był wampirem, ale jednocześnie był facetem, a moja
kuzynka była bardzo atrakcyjna. Można było się tego spodziewać.
Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Hope Lose skierowany to przybyłego mężczyzny: -
Słucham twojej propozycji?
Kiedy zobaczyłam jak zmieniają jej się oczy to, aż podskoczyłam ze strachu…
Następny rozdział 15 maja, może uda mi się szybciej... Czekam na komentarze.
EDIT: Wiem nawaliłam na całej linii, ale narazie mam zanik weny. Znowu... . Jednak staram się coś stworzyć, tylko idzie mi to strasznie opornie. Kolejny rozdział pewnie pojawi się 22 lipca. Szybciej nic mi się więcej nie uda posklejać. Przepraszam was za to, mam nadzieję, że będziecie cierpliwie czekać na kolejny rozdział. :)