środa, 15 kwietnia 2015

3.5



- Co się ze mną dzieje? Dlaczego rana po twoim ugryzieniu nie leczy się? Co ty mi, do cholery zrobiłaś?! – wykrzyczała hybryda w stronę stojącej koło niego lodowatej kobiety, która tylko szyderczo uśmiechnęła się. 

- Jak już mówiłam wcześniej jestem po pewnej części harpią, a z tego co wiem to jad tego gatunku jest śmiertelny dla obcych istot. Co w związku z tym… - popatrzyła się w zaskoczony wzrok cierpiącego - … twoje dni są policzone. W kilka godzin staniesz się historią. – zaczęła się w wniebogłosy śmiać.

- Łżesz!!! To jest niemożliwe! Jestem pierwotną hybrydą! Nie mogę zdechnąć z powodu jadu jakieś marnej mieszaniny czterech gatunków… - w tym momencie do Mikaelsona doszło znaczenie wypowiedzianych przez niego słów - … to jest kłamstwo. – wyszeptał. 

Stojący koło niego Elijah nie mógł przeboleć cierpienia brata. 

- Uzdrów mojego brata. – zwrócił się łagodnie do kobiety – Na pewno znasz antidotum. – brunetka popatrzyła na zmartwioną minę Mikaelsona. W tym momencie coś w niej pękło, jednak musiała z nimi zawrzeć rozejm, którego zasady miały by być jak najlepsze dla niej. Dlatego postanowiła przeciągnąć trochę cierpienie Klausa.

- Znam. – odpowiedziała – Jednak w tej chwili nie zdradzę co to jest. – odwróciła się w celu podniesienia swoich bagaży, po czym ponownie spojrzała się w stronę Elijaha Mikaelsona – Wiesz gdzie mnie szukać. Mam nadzieję, że złożysz mi bardzo dobrą ofertę za życie swojego brata. – jej pogardliwy wzrok zwrócił się w stronę cierpiącej z bólu hybrydy – A teraz wybaczcie, ale muszę spotkać się ze swoją kuzynką. Do zobaczenia. – w tym momencie pozostał po niej tylko lekkie powiew wiatru, a przytrzymująca ich moc do ceglanej ściany budynku zniknęła. Znowu stali się wolni.



~~~*~~~


         Gnałam ile miałam sił w nogach, ile mogłam wycisnąć ze swych nadprzyrodzonych możliwości. W czasie drogi przez mój umysł przechodziło wiele myśli. 

               Jednak jedna najważniejsza z  nich mnie najbardziej gnębiła, po co przyjechałam do tego miasta. Tylko wiedziałam od nawiedzającej mnie czarownicy, że jestem jedyną bronią, aby pokonać nadchodzące zło na ten świat, że muszę uchronić jej wnuczkę, która również ma na imię Hope. Jedyny wskazówką dla mnie jest nazwisko Mikaelson, których przed chwilą poznałam. 

               - Niech to szlag! – pomyślałam. Po co mam bronić jej wnuczkę i dlaczego muszę walczyć z nadchodzącą ciemnością? Na to pytanie musiałam sama sobie odpowiedzieć. Jednocześnie nasuwały mi się kolejne problemy. Problem ze śmiercią wuja. Dzięki poczęstowaniu się krwią tego cholernego mieszańca wiedziałam, że to on zabił starszego O’Connell. Jednak nie mam do niego żalu, bowiem wiem dlaczego to zrobił, wręcz musiał to zrobić, bo stryj chciał skrzywdzić Cami. Chciał pożywić się na niej. Wiem też, że został on przeklęty na wieki przez jedną z wiedźm. Klątwa polegała na tym, że wuj umierał w okropnych męczarniach, dlatego kuzynka poprosiła właśnie Niklausa o przysługę, aby przemienił Kierana w wampira. Jednak nie przewidziała, że rzucony na niego przeklęty urok uaktywni się ponownie, dlatego stryj musiał zostać wyeliminowany. Stwarzał ogromne zagrożenie dla otoczenia i prawdę mówiąc ja bym też tak postąpiła. Chociaż byłam wstanie mu pomóc, lecz jest już za późno. Jednak bym mogła go wskrzesić, ale to by nie było zgodnie z zasadami natury, których bardzo przestrzegam.   

               Kolejna sprawa dotyczy Camille, wiem z pamięci Klausa, że moja kuzynka związała się z nie jakim Marcelem Gerard, wampirem, przez którego dość wycierpiała, bowiem ten zainteresował się swoją starą miłością, siostrą braci Mikaelsonów, nie jaką Rebeką. Z tego powodu kuzynka bardzo przeżyła rozstanie z nim i myślę, że nadal cierpi przez tą sytuację. Z tego względu mam kolejną sprawę to załatwienia w tym mieście. Muszę rozmówić się z dwiema osobami, które bardzo zaszły za skórę mojej rodzinie. 

               Następna sprawa i chyba w tym momencie teraźniejsza. Czeka mnie bardzo ważna konwersacja z negocjatorem rodziny pierwotnych w tym mieście. Może trochę sobie nagrabię u niech, w szczególności u jednego, który teraz najbardziej cierpi, ale mnie to teraz nie interesuję. Muszę przecież mieć jakieś zabezpieczanie, a takie rozwiązanie wydawało mi się najbardziej odpowiednie, przynajmniej mam braci w garści. Jednak obawiam się rozmowy z Elijahem, z tego co wytyczałam z krwi Klausa jest on, do czasu spokojny wampir, kiedy sprawię, że wyjdzie z równowagi będę musiała użyć moich ukrytych asów w rękawie. Jednak w tym momencie nie będę o tym myśleć, ponieważ wreszcie dotarłam pod drzwi Camille. Mam nadzieję, że jest w mieszkaniu. 




~~~*~~~



Nie mogłam pozbierać myśli. Cały czas w moim sercu i umyśle siedział obraz tego cholernego dupka. Jak on mógł mi to zrobić i zdradzić mnie z tą pierwotną wywłoką. Dlaczego? To pytanie cały czas sobie powtarzałam. Na dodatek śmierć stryja była dla mnie ogromny ciosem. Ponadto wielki zaskoczeniem dla mnie było pojawienie się mojego byłego na pogrzebie ze swoją aktualną partnerką. Blond wampirzyca była tak pewna siebie, aż wtedy czułam wielkie ukłucie zazdrości, bowiem to ja powinna być u boku czarnoskórego, i to on powinien mnie pocieszać po stracie bliskiej mi osoby. Jednak stało się inaczej, a teraz ten przeklęty wampir po rozstaniu się z panną Mikaelson, ponownie próbuje się do mnie zbliżyć. Co bardzo mi się podoba, a zarazem pobudza wściekłość.

- Jak do cholery możesz mi to robić?! – z wrzutem krzyknęłam w stronę naszego, podartego w drobny mak, zdjęcia. Z całego serca go nienawidziłam, a jednocześnie kochałam jak szalona.

Siedzenie po ciemku w mieszkaniu nie dawało mi żadnej ulgi, a najgorsze nie mogłam zasnąć. Jednocześnie czułam jakąś dziwną aurę. Miałam wrażenie, że ktoś mi bliski za chwilę pojawi się w drzwiach mojego mieszkania i zacznie mnie pocieszać. Jednak nadzieja jest matką głupich, lecz tak ma wyglądać moje cierpienie, to jestem jak najbardziej za. Wolę sobie wyobrazić, że komuś zależy na mnie, i że jestem komuś bardzo bliska. 

Podciągnęłam pod samą brodę kolana i skuliłam się w kremowym fotelu, jednocześnie bardziej okryłam się ciepłym, granatowym kocem. Po czym mój wzrok utkwiłam na przeciwnej ścianie mojego małego saloniku.

Jednak coś mnie kusiło, aby otworzyć drzwi. Miałam jakieś przeczucie, że za nimi stoi ktoś, kto bardzo zmieni moje życie. Nie wiem dlaczego, ale wstałam i podeszłam do nich. Jeszcze chwilę się zastanowiłam, ale postanowiłam. Otworzyłam je…





~~~*~~~




            Czułam, że Camille jest bardzo smutna. Zapewne przez tego wampira, o imieniu Marcelo. Och! Kiedy go dostanę w swoje szpony, po prostu wysysam z niego całe życie, za to co zrobił bliskiej mi osobie. Przez całe moje ciało przeszedł dreszcz. Wiedziałam, że Cami bardzo cierpi. Powiem szczerze nie miałam wielkiej odwagi, aby zapukać do drzwi od jej mieszkania. Nie wiedziałam i przede wszystkim się bałam jej reakcji na mój przyjazd. Przede wszystkim co miałam jej powiedzieć o sobie. 

            - Zawsze mów prawdę, bez względu na wszystko… - w tym momencie przypomniały mi się słowa rodzicielki. Może warto się tego trzymać, ponieważ Cami i tak wiedziała o istnieniu wampirów, wilkołaków, wiedźm czy innych przypadków paranormalnych naturalności. Nawet chyba by się nie obraziła, jakby się dowiedziała, że w jej najbliżej rodzinie też jest taki przypadek mieszankowej gatunkowo istoty. 

            - Raz kozie śmierć… - wyszeptałam – Co ma być to będzie. – właśnie z takim nastawienie postanowiłam wreszcie zapukać do tych cholernych drzwi.

            Już podnosiłam rękę z zamiarem zapukania, kiedy nagle drewniana powierzchnia otworzyła się na oścież. 

            Nasze oczy spotkały się. Jej zielone źrenice zajrzały w moje błękitne. Stałyśmy jakąś chwilę w stanie zahipnotyzowania swoją wizualizacją. Musiałam przyznać, że Camille wypiękniała. Ostatni raz ją wiedziałam kiedy miałyśmy po nie całe dziesięć lat. Od tamtego czasu strasznie się zmieniała. Jej rysy twarzy stały się bardziej wyraziste, wzrok bardziej odzwierciedlał doświadczenia życiowe, chociaż było widać, że płakała. – Zapewne przez tego Marcelo. – pomyślałam. Jednak jej wyraz twarzy w tej chwili świadczył, że się nad czymś intensywnie zastanawiała. Nagle ona pierwsza zabrała głos:

            - Czy my się znam? – powiem szczerze w pierwszym momencie zabrakło mi słów, ale wzięłam się w garść.

             - Cami. To ja. Nie poznajesz mnie? – kiedy odezwałam się jej reakcja była błyskawiczna.

- Hope… . To naprawdę ty. – z płaczem rzuciła mi się w ramiona. Od razu mocno przytuliłam ją do siebie. 

- Tak. To naprawdę ja. – wyszeptałam jej do ucha. Oderwała się ode mnie, aby ponownie spojrzeć mi w oczy.

- Co ty tutaj robisz? – zapytała się. 

- Hm… Może zaprosisz mnie do środka i pogadamy wtedy sobie. Jestem strasznie zmęczona po podróży. 

- Oj… przepraszam ciebie. Wejdź dalej. – nie zastanawiałam się ani minuty dłużej tylko weszłam do środka. Nawet bez jej zaproszenia bym mogła wejść do jej mieszkania, ponieważ mnie nie obowiązywała głupia blokada dla wampirów, że bez zaproszenia właściciela domu czy mieszkania nie mogę wejść do środka. Miałam takie szczęście, że mnie to nie obowiązywało, ale z samej grzeczności poprosiłam kuzynkę o pozwolenie.     
        
- Czy będę mogła u ciebie przenocować tą jedną noc? - zapytałam się jej. 

- No pewnie. Możesz zostać jak długo chcesz. Strasznie się za tobą stęskniłam. A na jak długo zostajesz w Nowy Orleanie? 

- Pewnie na zawsze. W Rumuni nic mnie już nie trzyma. - odpowiedziałam.

- Faktycznie. Od śmierci ciotki sama tam byłaś. Ale muszę ci coś jeszcze powiedzieć... - zawahała się. Jednak z jej myśli wyczytałam.

- Wiem o stryju. I resztę też wiem. Wiem jak zginął oraz co się dzieje w tym mieście. Jednocześnie wiem o istnieniu tych wszystkich istot. Wiem też, że przez jednego cholernego wampira cierpisz. – tą odpowiedzią ją zamurowałam. 

- Jak to możliwe? Skąd wiesz o Marcelo? – tylko tyle z siebie wydobyła. 

- Radzę ci wygodnie usiąść. Opowiem ci całą moją historię życia, która nie odbyła się przez te dwadzieścia ludzkich lat. Moja historia zaczęła się siedem tysięcy lat temu… - rozpoczęłam całą moją historię, która mnie spotkała. Od samego początku, powiedziałam jej kim lub czym jestem, opowiedziałam od wydarzeń w Forks do sytuacji w Barcelonie, aż po moje ponowne narodzenie się. Nawet nie zachowałam dla siebie tego po co tutaj przyjechałam – … Ta wiedźma z moich snów, która mnie nawiedza, cały czas twierdzi, że jestem jedyną bronią, aby pokonać nadchodzące zło na ten świat, że muszę uchronić jej wnuczkę, która również ma na imię Hope. Jedną wskazówką dla mnie jest nazwisko Mikaelson, chociaż przed chwilą miałam zaszczyt poznać jednych przedstawicieli tej rodziny, którzy strasznie dla mnie byli nie mili. A o stryju, o tym dupku i innych sprawach wiem z krwi Klausa.  

Spojrzałam się na Cami, ta tylko raz przecierała oczy ze zdumienia lub pocierała się obydwiema dłońmi po skroniach. 

- Fascynująca historia. Ale jak to wszystko możesz wiedzieć z krwi … Klausa?! – nagle zabrała głos.

- Tak. Wiem to z jego krwi, bo posiadam taki dar, że potrafię wyczytać wszystko z krwi, którą się pożywię. Wiem, że mi nie wierzysz, ale ja bym ciebie nigdy nie okłamała. Mówię ci o tym, bo sama jest w tym wszystkim zagubiona. Błagam ciebie o pomoc. – podbiegłam do niej i uklęknęłam na kolana koło niej. Ona popatrzyła mi prosto w oczy i się serdecznie uśmiechnęła. 

- Po to jest rodzina, aby sobie pomóc. – nawet nie wiem kiedy mnie przytuliła do siebie, po czym dodała – Jesteś teraz jedyną moją rodziną. 

Odsunęłam się od niej: - A ty moją – wyszeptałam. 

- Ale dwa pytanie mnie nurtuje. – nagle odezwała się. 

- Jakie? – zapytałam się z uśmiechem. 

- Jak to pożywiłaś się na pierwotnym? Jak tego dokonałaś, przecież on jest nie do pokonania?

- Widocznie posiadam większą moc, niż on. – uśmiechnęłam się – A drugie pytanie jest jakie?

- Jeżeli jesteś w jakieś część wampirem to nie musisz się pożywiać? – wiem co Camille chodziło po głowie.

- Piję ludzką krew, ale jedynie z woreczków. Jednak kiedy napiję się wampirzej, przez jakiś czas nie muszę się żywić. I co jest jeszcze fajne. Wilkołak, który jest we mnie, też potrzebuje ludzkiego jedzenia. Także też normalnie się żywię. Nie bój się nigdy bym tobie nie zrobiła krzywdy. Pod względem żywności wszystko się ze sobą komponuje. Jeżeli zapewnię część harpii wampirzej krwi to część wampirza też jest zaspokojona. Dlatego pożywiłam się na Klausie. Nawet ta krew była dobra, bo pochodziła od hybrydy. – widziałam jak się Cami skrzywiła z obrzydzenia – Jednak ugryzłam go tylko dlatego, aby dowiedzieć się o moje rodzinie. Kiedy dowiedziałam się, że jesteś w tym mieście. Od razu chciałam wiedzieć co się z wami dzieje. – widziałam jej wdzięczny uśmiech – Natomiast wracając do sprawy z jedzeniem to, jak wiadomo wiedźma i wilkołak potrzebują normalnego pożywienia i właśnie w tym momencie czuje, że mam ochotę na ogromną pizzę. – uśmiechnęłam się do niej. Odwzajemniała mój uśmiech.

- Ok. Ja ją zamówię, a ty możesz się rozpakować w gościnnym pokoju. – wskazała na ostatnie białe drzwi w korytarzu. 
 
- Dziękuję ci jeszcze raz. 

- Nie ma za co. Jesteś moją rodziną. – podeszła do mnie i złożyła na moim czole pocałunek – A rodzina zawsze sobie pomaga. – uśmiechnęłam się do niej, po czym ruszyłam do wyznaczonego dla mnie pokoju. 

- W takim razie zamawiał tą pizzę, bo jestem głodna ja wilk z wiedźmą. – odkrzyknęłam kiedy wchodziłam do sypialni.  




~~~*~~~


                Bardzo się ucieszyłam kiedy za drzwiami spotkałam moja kuzynkę Hope. Jednak za pierwszym razem nie mogłam jej poznać. Strasznie się zmieniła. Jednym słowem wypiękniała, chociaż po jej oczach widziałam, ze coś jest nie tak. Jej wzrok zbyt oddawał, jakby była ona o wiele starsza niż na taką wyglądała. 

                Ta cała historia, którą opowiedziała nie mieściła mi się w głowie, ale uwierzyłam jej, bowiem sama miałam do czynienia z nadprzyrodzonymi osobnikami. Właśnie z rodziną Mikaelson i innymi osobami z innych przedstawicieli gatunków. Czułam, że Hope odegra ważną rolę w tym mieście. 

                Jednocześnie nie miałam odwagi powiedzieć Hope Lose tego, co wiedziałam. Mianowicie miała ona rację, że do miasta zbliża się ogromna i niebezpieczna czarownica Dahlia, której jednym celem jest córka Hayley Marshall – Kenner i Niklausa Mikaelson, Hope. Czyżby to był jakiś zbieg okoliczności tych imion, czy właśnie tak chciało przeznaczenie? Na to pytanie jedną odpowiedź znajdzie moja kuzynka, która właśnie jak słyszę bierze prysznic. 

                Również przeczuwałam, że ta cała wiedźma, która nawiedza ją w snach, jest to nie kto inny, jak Esther Mikaelson, matka rodzeństwa. Wiem z tego co się dowiedziałam, że ta kobieta została wyeliminowana przez cudownie odnalezioną córkę Freya, która moim skromnym zdaniem również mocno nienawidzi Dahlii, która ją przez ponad tysiąc lat więziła. Ta cała historia zaczęła się tylko i wyłącznie przez małe oraz bezbronne dziecko, które jak to mówi Elijah: „Hope jest nadzieją dla naszej rodziny”. Najstarszy z rodzeństwa wszystko zrobi, aby zjednoczyć wreszcie całą rodzinę. Podziwiam go za to.   

                        Jedynie co moje przeczucia mi mówiły, że Hope Lose O’Connell odegra ważną rolę w walce z ciemnością.

                 Właśnie z takimi myślami podeszłam do telefonu z zamiarem zadzwonienia do dostawcy pizzy. Jednak moje zamiary zostały przerwane, ponieważ ktoś pukał, wręcz dobijał się do drzwi. Z ogromnym ociąganiem podeszłam do nich i otworzyłam. Kiedy zobaczyłam kto za nimi stoi, zamarłam. Był to Elijah Mikaelson. Starałam się zebrać wszystkie myśli, ale nagle on zabrał głos:

                - Witaj Camille. 

                Wzięłam oddech i przełknęłam głośno ślinę: - Witaj Elijah. – starałam się uśmiechnąć – Co ciebie sprowadza do mnie? 

                - Czy już twoja kuzynka dodarła do ciebie? – nie odpowiedział na moje pytanie. W tym momencie przypomniałam sobie, że Hope Lose coś wspominała, że miała nie przyjemne spotkanie z braćmi Mikaelson.

                - Wpuść go. – nawet nie wiem kiedy i jak pojawiła się z tyłu za mną kuzynka. Bez komentarza przesunęłam się na bok, aby pierwotny mógł swobodnie przejść. Kiedy przechodził czułam od niego podniesioną adrenaliny i testosteron, ale dlaczego ten czynnik? Obróciłam się w stronę kuzynki, która była tylko owinięta białym i puchatym ręcznikiem. 

                - No tak! – pomyślałam. Przecież Elijah był wampirem, ale jednocześnie był facetem, a moja kuzynka była bardzo atrakcyjna. Można było się tego spodziewać.

                Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Hope Lose skierowany to przybyłego mężczyzny: - Słucham twojej propozycji? 

                Kiedy zobaczyłam jak zmieniają jej się oczy to, aż podskoczyłam ze strachu…     



   




Następny rozdział 15 maja, może uda mi się szybciej... Czekam na komentarze.  

EDIT: Wiem nawaliłam na całej linii, ale narazie mam zanik weny. Znowu... . Jednak staram się coś stworzyć, tylko idzie mi to strasznie opornie. Kolejny rozdział pewnie pojawi się 22 lipca. Szybciej nic mi się więcej nie uda posklejać. Przepraszam was za to, mam nadzieję, że będziecie cierpliwie czekać na kolejny rozdział. :)