Po tak traumatycznych informacjach, o których przed
chwilą dowiedziałam się. Nie miałam absolutnie żadnej iskierki siły i ochoty,
aby przebudzić się z tej śpiączki, w którą wpadłam. Nie czułam w ogóle nic od
strony fizycznej, lecz od strony psychiczno – analitycznej owszem tak. Czułam
pochłaniającą mnie wściekłość na to czym jestem. Nie potrafiłam siebie
zaakceptować. Nie chciałam być tą istotą, którą uważałam za jakiegoś intruza w
moim organizmie. Nawet nie umiałam siebie nazwać kimś, tylko czymś, bo przecież
ja nie była człowiekiem, tylko bestią, która w każdej chwili mogła wybuchnąć.
Chociaż niby potrafiłam nad sobą zapanować to i tak, gdzieś głęboko w mojej
podświadomości oraz duszy istniał mglisty cień niepewności do samej siebie. Nie
ufałam sobie. Nie chciałam komuś zrobić nieświadomie krzywdy, ponieważ nie będę
potrafiła zapanować nad tą bezduszną stroną mojej osobowości. Dlatego z całego
serca chciałam się stać człowiekiem. Normalnym śmiertelnikiem, który nie będzie
musiał obawiać się, że kogoś zabiję, aby sam musiał przeżyć. W tym momencie
przypomniała mi się sytuacja, która nastąpiła w pierwszych chwilach mojego
przybycia do Barcelony. Dotyczy to tego mężczyzny, na którym pożywiłam się.
Miał on owszem złe intencje w stosunku do mnie i na początku mówiłam, że nie
żałuje tego co zrobiłam, ale teraz w tym momencie uważam, iż popełniłam
najgorszy i nie wybaczalny czyn, a mianowicie zabiłam dla własnej zachcianki. W
tamtym momencie chciałam górować i tak było. Stałam się tą znienawidzoną osobą,
która we mnie zamieszkała i która czasami mną zawładnie. Tym bardziej pragnę
stać nieśmiertelnikiem. Nie będę musiała się obawiać, że poczuję chęć mordu
oraz głód i będę musiała ponownie zabić. Dlatego przybyłam do Barcelony, do
Debory Daron. Jest ona moją jedyną nadzieją na normalne i spokojne życie.
Wreszcie rodzina Volturi i Vankuver dadzą mi spokój, bowiem utracę hybrydą
naturę, naturę doskonałego mordercy jak to mówili członkowie tych rodzin.
- Nie martw się! Pomogę
ci stać się człowiekiem, ale musisz najpierw oprzytomnieć, abym mogła z tobą porozmawiać
o skutkach tej przemiany. – usłyszałam w myślach głos młodej czarownicy. –
Otwórz oczy. Masz na tyle siły, że dasz radę. – posłuchałam jej. Chwiejnym
ruchem powiek. Starłam się otworzyć delikatnie oczy. Nagle przed moimi oczami
pojawił się nie wyraźny zarys młodej rudowłosej dziewczyny, która ślęczała nade
mną. Siedziała ona na kolanach i jednocześnie opierała się na łakociami o
malutki stoliczek, który stał obok sofy, na której to ja spoczywałam. Debora
spojrzała się na mnie swoim przenikliwym wzrokiem. Lustrowała mnie pod każdym
kontem. Miałam wrażenie, że ocenia mój stan psychiczny, jakby grzebała ona w
moich myślach. Wtedy zrozumiałam jej dar. Polegał on na tym, że owszem czytała
w moich myślach, ale potrafiła jednocześnie wyszukiwać i wyciągać na wierzch
najskrytsze myśli, które mogły się pojawić w głowie każdej osoby i co
najdziwniejsze, a zarazem fascynujące umiała przedrzeć się przez moją tarczę
mentalną, z którą inne istoty nadprzyrodzone miały problem. Była ona nad podziw
i szczególnie uzdolnioną istotą. Nagle jej twarz rozpromieniała się, kiedy
wreszcie ocknęłam się z tego mroku, który mną zawładnął.
- Witam wśród żywych. –
zaćwierkała swym melodyjnym głosem. – Jak się czujesz?
- Bywało lepiej. –
odpowiedziałam w momencie zmiany pozycji z leżącej na siedzącą. W czasie tej
czynności odczułam wielki ból głowy, który był nie do zniesienia. Kiedy moja
dłoń automatycznie powędrowała na skroni. Nie umknęło to uwadze mojej
rozmówczyń, która natychmiast wstała i poddała mi jakiś gorący napój w szklanym
kubku.
- Wypij to. Po tym
powinno polepszyć ci się samopoczucie. – bez namysłu wzięłam gorącą ciecz do
ust i wypiłam jednym łykiem. Jak szybko wypiłam tak szybko wyplułam zawartości
kubka z powrotem do niego.
- Co to za paskudztwo?
– zapytałam się z obrzydzeniem wskazując palcem na szklaną zastawę.
- Powiedzmy, że napój
energetyzujący, który pomoże tobie dojść do siebie. Proszę wypij go. – w geście
zachęcenia wskazała dłońmi na kubek, który trzymałam. Ze wstrętem spojrzałam na
tą dziwną zieloną ciecz, aż zadałam pytanie siedzącej naprzeciw mnie
dziewczynie:
- A chociaż możesz mi
powiedzieć co to jest? Co to za napój energetyczny?
- Ale jesteś nie ufna,
lecz to bardzo dobra cecha. Już ci mówię co to za napój. Jest to sok z
egzotycznych owoców i magicznych ziół, przez które właśnie ten napój ma taki
specyficzny smak i zapach. Ale uwierz mi. Nikt nie otruł się jeszcze nim, wręcz
przeciwnie pomógł wielu osobom. – odrzekła z serdecznym uśmiechem. Spojrzałam
się na nią i powiem szczerze, nie wiem co ta rudowłosa czarownica miała w
sobie, ale jej zaufałam. Z powrotem wzięłam do ust szklany kubek i energicznym
ruchem wlałam sobie do gardła całą jego zawartości. Moim pierwszym od ruchem
było wyplucie go, lecz powstrzymałam się. Przez moje ciało przeszły dziwne
dreszcze i wręcz przyjemny ogarniające mnie gorąco, które było tak przyjemne,
że chciałam, aby pozostało na zawsze, ale nie było mi to dane, bowiem po chwili
wszystko znikło, ale pozostawiło po sobie ogromną energię, chęć walki o swoje
szczęście.
Automatycznie mój wzrok
powędrował na twarz wiedźmy. Moja mina mówiła wszystko za siebie: Co się ze mną stało?
- Chciałaś być
śmiertelną, więc jesteś. Na razie jeszcze w połowie, bo najważniejsza cześć
jest jeszcze przed tobą, ale w tym momencie twój organizm zaczyna pierwszy etap
przemiany z wampirzego na ludzki. – z wrażenia zamrugałam kilka razy powiekami.
- To do przemiany było
tylko potrzebne napicie się tego obrzydliwego napoju?
- To jest pierwszy
etap. – poprawiała mnie. – Natomiast drugi jest dość skomplikowany.
- W porządku. To wtedy
na czym polega ten następny etap? – pytając się jej poprawiłam się energicznie
na kanapie. Przez co poczułam dziwny ból w nadgarstkach. Spojrzałam się na nie
i działa się z nimi coś dziwnego. Zrobiły się one sine, jakby moje dłonie
obumierały. Nagle z rozmyśleń wyrwał mnie głos młodej czarownicy:
- Nie martw się. To
uboczny efekt mojego napoju. Po ostatnim etapie przemiany wszystko wróci do
normy. – powiedziała wskazując na moje dłonie. Odruchowo przetarłam obolałe miejsca.
- Jeżeli jest to
uboczny efekt. To jest trochę bolesny. Mam nadzieję, że następny etap nie
będzie taki nie przyjemny? – spojrzałam się na nią pytającą. Miałam nadzieję,
że potwierdzi ona moje przypuszczenia, ale ogromnie myliłam się.
- Muszę ciebie
rozczarować. Ostatni etap przemiany będzie najgorszy. Ból będzie nie do
zniesienia. – spojrzała na mnie zielonooka, dodając po chwili namysłu: - Ale co
się nie robi, dla bycia człowiekiem. Jeżeli chcesz nim być, musisz podjąć się
próby. Nie ma nic bez ryzykowania. To jaka jest twoja decyzja. Kontynuujemy czy
zakończymy? - przełknęłam ciężko ślinę i wzięłam głęboki oddech. Natomiast
rudowłosa przyglądała mi się intensywnie i z pewnego rodzaju zaciekawieniem. Z
drżącym głosem wypowiedziałam to krótkie słowo:
- Tak…
- Co tak? – odrzekła ze
spokojnym głosem wiedźma. Co mnie bardzo zirytowało, jakby nie mogła się
domyśleć.
- Tak. Kontynuujmy. –
odpowiedziałam.
- Teraz to rozumie się
taką odpowiedź. – byłam już ukresu wytrzymałości. Cały czas miałam wrażenie, że
ta dziewczyna ze mnie kpi. Moje nerwy były już na wyczerpaniu.
- Przepraszam. Jeżeli
ciebie uraziłam swoim zachowaniem. – zatkało mnie. Przecież jasne, że ona u
mnie czytać w myślach. Całkowicie o tym zapomniałam.
- Czy możemy wreszcie
zacząć? Chcę już być śmiertelniczką. – odrzekłam.
- Dobrze. – po czym
położyła swoje idealne dłonie na moich ramionach. Nagle poczułam dziwny
przepływ energii przez moje ciało. Raz robiło mi się gorącą a raz zimno. Mój
organizm zaczął szaleć. Nagle rudowłosa wiedźma zabrała głos:
- Połóż się. –
uczyniłam tak jak mi poleciła. Oparłam swoją głowę wygodnie o szczyt czerwonej
sofy. – Musisz wiedzieć o skutkach tej przemiany. – zaczęła tajemniczo Debora.
– Za tę przysługę muszą oddać życie dwie potężne nadprzyrodzone istoty, które
nadal żyją.
- Nie rozumiem. – odchrząknęłam nie wiedząc co się ze mną dzieje, ponieważ w moim organizmie
rozpoczęła się jakaś nie określona dla mnie burza przemian fizjologicznych.
Dodałam: - Wyrażaj się dokładniej.
Wiedźma wywróciła
oczami do góry: - Musi umrzeć pierwotny wampir i pierwotny wilkołak, którzy
jeszcze żyją w tym świecie. Dokładniej Aro Volturi i Elena Vankuver. Ostatni żyjący
przedstawiciele czystej rasy obydwóch gatunków. Oni umrą, ty otrzymasz
śmiertelność.
Teraz to totalnie byłam
w kropce. Kiedyś chciałam śmierć tych osób, ale tak naprawdę przemawiała przeze
mnie złość. Tak naprawdę nie chciałam ich śmierć.
- Muszę ci
dopowiedzieć, że nie masz zbyt dużo czasu na zastanowienie się, ponieważ za 15
minut muszę ukończyć drugi etap przemiany, bowiem jeśli jego nie ukończę. –
przełknęłam głośno ślinę - Umrzesz w okropnych męczarniach.
- Że co? – krzyknęłam.
W moim głosie można było odczuć strach i rozpacz. Nie wiedziałam co mam
uczynić. Przemówił przez mnie instynkt obronny. – Ratuj mnie. Dokończ przemianę!
– wykrzyczałam jej w twarz….
Po świętach następny
rozdział…
Długo czekałam na nowy rozdział. Doczekałam się i nie zawiodłam się. Końcówka najlepsza - zwrot akcji. :D
OdpowiedzUsuńPS. Fajnie, że kontynuujesz bloga. ;)
Rozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :)Podoba mi się baaaaardzo! ) Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! !!!!!!!!PLIsssssssssssssssss:) Jestem zachwycona iż go bedziesz dalej kontynuowała:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!
Ps. Zapraszam do mnie na bloga może ci się spodoba
http://tanczacaaa-bellaijazz.blogspot.com/
Czekam na kolejną notke:)
OdpowiedzUsuń