środa, 7 marca 2012

6. "Prawda zawsze wyjdzie na jaw".

Siedziałem nad brzegiem jeziora. Jazzlyn mi ponownie uciekła. Tym razem nie miałem zamiaru za nią iść. Niech trochę ochłonie. Cały czas pocierałem sobie piekąc y policzek, w którego od niej dostałem dwa razy. Cały czas w głowie miałem ten pocałunek. Zastanawiałem się dlaczego ją pocałowałem. Zrozumiałem , że jestem rozdarty pomiędzy dwoma faktami. Z jednej strony muszę przyznać, że ta dziewczyna ma charakter, co bardzo mi się podoba i przyciąga. Podoba mi się w niej wszystko: jej czarne włosy, brązowe oczy , delikatna skóra i śliczna twarz, a najbardziej jej oryginalny charakter. Miała coś w sobie, że chciałem przy niej być. Jeszcze ten pocałunek był taki niewinny, nieśmiały i czarujący. Oddała mu się całym sercem. W twarz dostałem dlatego, że grała po prostu urażoną. Nie mogła tego po sobie dać poznać, że jej się podobał , bowiem duma i honor na to jej nie pozwalały.

Natomiast z drugiej strony był fakt , że jest ona w połowie wampirem a w połowie człowiekiem. Ta sytuacja sprawiała, iż Jazzlyn przypominała mi bardzo Renesmee. Podsumowując moje rozdarcie było pomiędzy faktem rzeczywistym a wspomnieniami. Nie wiedziałem teraz czy zainteresowałem się Jazzlyn dlatego , że przypominała mi bardzo Renesmee. Czy może zwróciłem na nią uwagę dlatego, że mi się zaczęła podobać jej osoba.

Przez dłuższą chwilę siedziałem nadal, kiedy to usłyszałem przeraźliwy krzyk, płacz i gwałtowne przepychanki. Pomyślałem  o Jazzlyn. Gwałtownie wstałem i ruszyłem biegiem w stronę tych odgłosów. Nagle nastała cisza. Pomyślałem, że coś jej się stało. Kiedy dotarłem na miejsce  zobaczyłem coś strasznego. Obok powalonego drzewa leżało zmasakrowane ciało dziewczyny. Była cała naga. Podszedłem do niej bliżej. Ukucnąłem i kiedy odsłoniłem jej twarz, która była przykryta jej mokrymi włosami. Poznałem ją. Była to Jazzlyn. Szybkim ruchem owinąłem jej bezbronne ciało moją koszulą i natychmiast sprawdziłem czy żyje.
- Dzięki Bogu. Wyczuwam tętno. – pomyślałem kiedy położyłem swe palce na jej szyi. Chciałem ją wziąć na swoje ręce, kiedy to zauważyłem, że kilka metrów dalej leży następne ciało. Postanowiłem  sprawdzić kim jest ta osoba i czy nie potrzebuje pomocy. Pochyliłem się nad tą osobą. Przewróciłem ją tak , aby zobaczyć twarz. Kiedy to uczyniłem już tego żałowałem, bowiem zobaczyłem coś przerażającego. Był to młody wampir. Stwierdziłem to po jego wyglądzie i minimalnym smrodzie, którego ledwie było wyczuć. Nie miałem pojęcia dlaczego jego zapach nie był tak intensywny jak innych wampirów. Wracając do tego momentu kiedy go przewróciłem, aby zobaczyć jego oblicze. Zobaczyłem, że jego prawa strona szyi jest cała wyszarpana. Jakby ktoś chciał go rozszarpać. Jeszcze zauważyłem, że to ugryzienie jest podobne do wampirzego, ale jakby bardziej brutalne.
-  Może napastnik był bardzo głodny – powiedziałem sam do siebie. Tylko teraz nie mogłem zrozumieć co się tutaj stało. Nagle usłyszałem za moim pleców znany mi głos.
- Jacob… - to była Jazzlyn. Szybkim ruchem podleciałem do niej.
- Jak się czujesz? – zapytałem się jej z troską.

***

Kiedy otworzyłam oczy. Dotarło do mnie pytanie Jacoba.
- Marnie. – odpowiedziałam. Dodając: - Zabierz mnie do domu. - Zaczęłam majaczyć. Nie wiedziałam co mówię.
- Już zabiorę ciebie do Cullenów. – byłam w amoku, co sprawiło, że poprawiłam go: - Nie do Cullenów.
- A gdzie mam ciebie zabrać do domu? – zapytał się ze zdziwieniem.
- Do Voltury do Włoch. – w tym momencie nastała ciemność.

***

Ponownie Jazzlyn straciła przytomność. Byłem w szoku kiedy wymieniła Volture i nazwała do miejsce domem.  Zastanawiało mnie co ona ma wspólnego z Volturi. Może jest ich szpiegiem. Zawsze obwiniałem za śmierć Renesmee Volturi. Teraz jeszcze spotykam jedną z nich. Kiedy tak pomyślałem wstałem i chciałem już odejść. Zostawić  żołnierza Volturi na pastwę losu, ale ona ponownie na mnie spojrzała tym swoim nie winnym wzrokiem, że nie miałem serca jej zostawić. Tym bardziej po tym co się między nami wydarzyło.  Jednak obiecałem sobie, że zapytam się jej, wręcz wyciągnę z niej całą prawdę o jej powiązaniu z Volturi. Wziąłem ją na ręce i pognałem do Cullenów. W drodze do nich powiedziała po cichu: - Dziękuję, że mnie nie zostawiłeś. - znów straciła przytomność.

***
 Siedziałam razem z moim ukochanym mężem w naszej sypialni. Naszczęście moje przyjęcie urodzinowe się zakończyło i  teraz mogłam się nacieszyć moim największym prezentem jaki otrzymałam od męża. Czyli on sam był moim najcenniejszym prezentem, a zarazem skarbem. Już chciałam się zabrać za rozpakowanie mojego prezentu, kiedy to Edward wstał gwałtownie z łóżka.
- Co się dzieje kochanie? – zapytałam się go.
- Jacob biegnie tutaj . Coś się stało z Jazzlyn. – odpowiedziała zaniepokojony. Kiedy to powiedział od razu stanęłam przy nim.
- Co jej się stało? – bałam się o nią. Bardzo mi przypominała Renesmee. Można powiedzieć, że uważałam ją za własną córkę.
- Wyczytałem z myśli Jacoba, że ktoś ją zaatakował. – odrzekła. Po czym dodał: - Już tu są. Ruszyliśmy do salonu z wampirzą szybkością. Na dole już zgromadziła się cała rodzina. Carlisle już otworzył wejściowe drzwi, w których pojawił się Jacob z Jazzlyn. Trzymał ją w swych ramionach. Miał ją okryte swą białą koszulą, która z czystej bieli stała się krwistoczerwona. Nie zwracając na nikogo, odezwał się Carlisle: - Zanieś ją do mojego gabinetu. – wskazał palcem na drzwi po lewej stronie korytarza. Kiedy tam  weszłam. To akurat w tym momencie mój przyjaciel kładł zmasakrowane ciało dziewczyny na lekarskiej kozetce. Mój teść poprosił, żebyśmy wyszli. Co uczyniliśmy. Czekaliśmy w salonie na diagnozę lekarską naszego doktora. Nastała cisza. Jednak zauważyłam, że mój Edward patrzył porozumiewawczo na Jacoba. Byłam ciekawa co się wydarzyło i musiałam przerwać tą ciszę:
- Może byście się podzieli się tymi informacjami? Ja i reszta byśmy chcieli wiedzieć co się stało. – mój ukochany spojrzał na mnie. Po czym zaczął mówić:
- To Jacob znalazł Jazzlyn. Została ona zaatakowana przez wampira tropiciela.
- To wtedy Jacob też ja uratował. - wtrąciłam mu się w słowo i spojrzałam na przyjaciela. Ten kiwał głową przecząco: - To nie ja.
- To w takim razie kto to zrobił? – zapytałam się spoglądając raz na Edwarda a raz na Jacoba.
- Nie wiemy kto. – odpowiedział mi mąż.
Po czym odezwał się Jake: - Jedno co wiem na pewno to, że w tym miejscu wyczułem nie znany mi zapach trzeciej osoby, która być może chciała uratować Jazzlyn, a może była na polowaniu.
- Na polowaniu? Czemu tak twierdzisz? – zapytała się Esme.
- Bowiem ten tropiciel miał całą rozszarpaną szyję i był całkowicie „wyssany” z krwi. – oświadczył.
- „Wyssany z krwi”? Jak to możliwe. Przecież to nie naturalne u wampirów, żeby żywić się swym pobratymcem. – stwierdziłam.
- Może to być możliwe. Jedynie u hybrydy. – rozległ się głos doktora, który wyszedł od pacjentki.
- U hybryd? – wszyscy chórem zapytaliśmy się.
- Tak u hybryd. – jeszcze raz potwierdził doktor.
- A co to są te hybrydy? – zapytał się Emmett.
- Jest to połączenie wampira z wilkołakiem.
Zamurowało wszystkich ta informacja.
- Skąd ty to kochanie wiesz? – słodki głosem zapytała się Esme męża.
- Zauważyłaś , że od pewnego czasu bardzo dużo siedziałem w gabinecie.
- Owszem. Zauważyłam.
- Tak więc bardzo dużo czytałem na ten temat i zbierałem informacje o tych istotach.
- I jakie z tego wnioski? – spytałam się go, bowiem już widziałam po minie Edwarda, że wie o wszystkim.
- Po pierwsze. Hybryda żywi się tylko krwią swych pobratymców, czyli wampirów i wilkołaków. Po drugie. Jest silniejsza , zwinniejsza i szybsza od wampirów i wilkołaków. I po trzecie czego nie jestem pewien na 100%, może przemieniać się w wilka. Tyle mi się udało ustalić. – wyjaśnił nam.
- Ok. Chociaż tyle wiemy z czym może mamy do czynienia. Jednak jedno mnie zastanawia dlaczego ta hybryda nie zaatakowała Jazzlyn? – zapytałam, po czym dodałam z troską: - No właśnie . Jak się ona czuje?  - spojrzałam na Carlise.
- Na to pierwsze pytanie nie odpowiem ci, bo nie znam odpowiedzi. Na drugie brzmi tak: Jazzlyn będzie żyć. Ma wiele siniaków i jest obita. Ma złamane cztery żebra, ale wyjdzie z tego. Jutro rano  powinna się obudzić. – kamień spadł mi z serca. Nagle dodał:
- Trzeba będzie przeczesać teren i znaleźć tą istotę. Dzisiaj rozpoczniemy warty i tropienie na zmiany w składzie dwójkowym. Jak również będziemy pilnować Jazzlyn. Ponieważ boję się , że może on wrócić i do kończyć to co zaczął. – te ostatnie słowa sprawiły, że aż poruszyło się ze strachu o nią moje martwe serce.
- Zrobimy tak jak mówisz. – odpowiedziała mu żona. Reszta rodziny też się zgodziła.
Nagle Edward odezwał się do Jacoba: - Powiadom resztę sfory o tym co się tutaj wydarzyło. Indianin spojrzał na niego po czym wyszedł na ganek,  wyciągnął telefon i zadzwonił do Sama. Po kilku minutach wrócił: - Sam obiecał też pomoc. Sfora też będzie patrolować całą noc swój teren. Nikt się nie przeciśnie. Nie chcemy, żeby to coś zrobiło komuś niewinnemu krzywdę.
- Dzięki Jacob. – powiedział doktor łapiąc go za ramię. Na pierwszą wartę poszli Alice z Jasperem. My natomiast siedzieliśmy w ciszy w salonie. Nastała taka cisza, że tylko było słychać brzęk muchy.  Spojrzałam na Edwarda, którego oczy były skierowane na Jacoba. Na niego również spojrzałam. Miałam wrażenie jakby mój przyjaciel zadawał w myślach mojemu mężowi pytanie. Po czym mój ukochany stoickim spokojem odpowiedział: - Po pierwsze Jazzlyn nie jest szpiegiem Volturi. Tylko córką Aro. Po drugie  przyjechała do nas, aby zakosztować wolności i normalnego życia nastolatki. Chociaż to się jej na razie nie udaje.
- Córką Aro?! – zatkało Jake. Dodał: - Wyście całkiem poszaleli. Wzięliście pod swój dach dziecko przywódcy Voltury! Zapomnieliście , że oni chcieli zabić Renesmee! A zwłaszcza ten przeklęty Aro!
- Jacob– starałam się go uspokoić – Jazzlyn nie jest taka jak oni. Nie żywi się krwią ludzką. Mam uczucia, jest uczciwa oraz godna zaufania. Ja takie bynajmniej odniosłam wrażenie.
Mój przyjaciel spojrzał na mnie pytająco: - Ty jej ufasz? Podeszłam do niego i przytuliłam, po czym odpowiedziałam: - Tak. Jazzlyn ma dobre serce.
Nagle odezwał się Edward: - Jacob ty też coś powinieneś o tym wiedzieć. Zwłaszcza po tym co między wami zaszło. – spojrzałam na męża pytająco: - Co zaszło? – Edward spojrzał na Jacoba, który zrobił proszącą minę. Poznałam ją prosił o coś w myślach Edwarda: - Ok. Nie powiem jej. – nagle odrzekł .
- Co mi nie powiesz? – zaczęłam się dopytywać.
- Nie mogę. Obiecałem.
- Ale ja ciebie proszę.
- Nie. – uparty był jak osioł. Więc odwróciłam się do Jacoba i jego zaczęłam molestować. On też mi nic nie powiedział. Byłam strasznie wkurzona, ale przeszło mi , bowiem wyciągnę to od mojego męża. Dzięki pewnym sposobom. Mam ich kilka. 

**********************************************************************************

Wiem ta notka jest krótka i nudna, ale postanowiłam , że nie będę rozkręcać , aż tak akcji. Wzięłam sobie do serca pewną radę mojej komentatorki. W ogóle myślę, że to dobry pomysł.

Za wszelkie pomyłki SORRY.
Przepraszam, że ta notka jest taka nudna. Obiecuję następna będzie lepsza. Nie wiem kiedy będzie. Myślę, że nie długo.

Pozdrawiam

1 komentarz:

  1. Świetny tekst, już nie mogę się doczekać następnego wpisu!!!

    OdpowiedzUsuń