Siedziałem nad brzegiem jeziora. Jazzlyn mi ponownie uciekła. Tym razem
nie miałem zamiaru za nią iść. Niech trochę ochłonie. Cały czas pocierałem sobie
piekąc y policzek, w którego od niej dostałem dwa razy. Cały czas w głowie
miałem ten pocałunek. Zastanawiałem się dlaczego ją pocałowałem. Zrozumiałem ,
że jestem rozdarty pomiędzy dwoma faktami. Z jednej strony muszę przyznać, że
ta dziewczyna ma charakter, co bardzo mi się podoba i przyciąga. Podoba mi się
w niej wszystko: jej czarne włosy, brązowe oczy , delikatna skóra i śliczna
twarz, a najbardziej jej oryginalny charakter. Miała coś w sobie, że chciałem
przy niej być. Jeszcze ten pocałunek był taki niewinny, nieśmiały i czarujący. Oddała
mu się całym sercem. W twarz dostałem dlatego, że grała po prostu urażoną. Nie
mogła tego po sobie dać poznać, że jej się podobał , bowiem duma i honor na to
jej nie pozwalały.
Natomiast z drugiej strony był fakt , że jest ona w połowie wampirem a
w połowie człowiekiem. Ta sytuacja sprawiała, iż Jazzlyn przypominała mi bardzo
Renesmee. Podsumowując moje rozdarcie było pomiędzy faktem rzeczywistym a
wspomnieniami. Nie wiedziałem teraz czy zainteresowałem się Jazzlyn dlatego ,
że przypominała mi bardzo Renesmee. Czy może zwróciłem na nią uwagę dlatego, że
mi się zaczęła podobać jej osoba.
Przez dłuższą chwilę siedziałem nadal, kiedy to usłyszałem przeraźliwy krzyk,
płacz i gwałtowne przepychanki. Pomyślałem
o Jazzlyn. Gwałtownie wstałem i ruszyłem biegiem w stronę tych odgłosów.
Nagle nastała cisza. Pomyślałem, że coś jej się stało. Kiedy dotarłem na
miejsce zobaczyłem coś strasznego. Obok
powalonego drzewa leżało zmasakrowane ciało dziewczyny. Była cała naga.
Podszedłem do niej bliżej. Ukucnąłem i kiedy odsłoniłem jej twarz, która była
przykryta jej mokrymi włosami. Poznałem ją. Była to Jazzlyn. Szybkim ruchem
owinąłem jej bezbronne ciało moją koszulą i natychmiast sprawdziłem czy żyje.
- Dzięki Bogu. Wyczuwam tętno. – pomyślałem kiedy położyłem swe palce
na jej szyi. Chciałem ją wziąć na swoje ręce, kiedy to zauważyłem, że kilka
metrów dalej leży następne ciało. Postanowiłem
sprawdzić kim jest ta osoba i czy nie potrzebuje pomocy. Pochyliłem się
nad tą osobą. Przewróciłem ją tak , aby zobaczyć twarz. Kiedy to uczyniłem już
tego żałowałem, bowiem zobaczyłem coś przerażającego. Był to młody wampir.
Stwierdziłem to po jego wyglądzie i minimalnym smrodzie, którego ledwie było
wyczuć. Nie miałem pojęcia dlaczego jego zapach nie był tak intensywny jak
innych wampirów. Wracając do tego momentu kiedy go przewróciłem, aby zobaczyć
jego oblicze. Zobaczyłem, że jego prawa strona szyi jest cała wyszarpana. Jakby
ktoś chciał go rozszarpać. Jeszcze zauważyłem, że to ugryzienie jest podobne do
wampirzego, ale jakby bardziej brutalne.
- Może napastnik był bardzo
głodny – powiedziałem sam do siebie. Tylko teraz nie mogłem zrozumieć co się
tutaj stało. Nagle usłyszałem za moim pleców znany mi głos.
- Jacob… - to była Jazzlyn. Szybkim ruchem podleciałem do niej.
- Jak się czujesz? – zapytałem się jej z troską.
***
Kiedy otworzyłam oczy. Dotarło do mnie pytanie Jacoba.
- Marnie. – odpowiedziałam. Dodając: - Zabierz mnie do domu. - Zaczęłam
majaczyć. Nie wiedziałam co mówię.
- Już zabiorę ciebie do Cullenów. – byłam w amoku, co sprawiło, że
poprawiłam go: - Nie do Cullenów.
- A gdzie mam ciebie zabrać do domu? – zapytał się ze zdziwieniem.
- Do Voltury do Włoch. – w tym momencie nastała ciemność.
***
Ponownie Jazzlyn straciła przytomność. Byłem w szoku kiedy wymieniła
Volture i nazwała do miejsce domem.
Zastanawiało mnie co ona ma wspólnego z Volturi. Może jest ich
szpiegiem. Zawsze obwiniałem za śmierć Renesmee Volturi. Teraz jeszcze spotykam
jedną z nich. Kiedy tak pomyślałem wstałem i chciałem już odejść. Zostawić żołnierza Volturi na pastwę losu, ale ona
ponownie na mnie spojrzała tym swoim nie winnym wzrokiem, że nie miałem serca
jej zostawić. Tym bardziej po tym co się między nami wydarzyło. Jednak obiecałem sobie, że zapytam się jej,
wręcz wyciągnę z niej całą prawdę o jej powiązaniu z Volturi. Wziąłem ją na
ręce i pognałem do Cullenów. W drodze do nich powiedziała po cichu: - Dziękuję,
że mnie nie zostawiłeś. - znów straciła przytomność.
***
Siedziałam razem z moim
ukochanym mężem w naszej sypialni. Naszczęście moje przyjęcie urodzinowe się
zakończyło i teraz mogłam się nacieszyć
moim największym prezentem jaki otrzymałam od męża. Czyli on sam był moim najcenniejszym
prezentem, a zarazem skarbem. Już chciałam się zabrać za rozpakowanie mojego
prezentu, kiedy to Edward wstał gwałtownie z łóżka.
- Co się dzieje kochanie? – zapytałam się go.
- Jacob biegnie tutaj . Coś się stało z Jazzlyn. – odpowiedziała zaniepokojony.
Kiedy to powiedział od razu stanęłam przy nim.
- Co jej się stało? – bałam się o nią. Bardzo mi przypominała Renesmee.
Można powiedzieć, że uważałam ją za własną córkę.
- Wyczytałem z myśli Jacoba, że ktoś ją zaatakował. – odrzekła. Po czym
dodał: - Już tu są. Ruszyliśmy do salonu z wampirzą szybkością. Na dole już
zgromadziła się cała rodzina. Carlisle już otworzył wejściowe drzwi, w których
pojawił się Jacob z Jazzlyn. Trzymał ją w swych ramionach. Miał ją okryte swą
białą koszulą, która z czystej bieli stała się krwistoczerwona. Nie zwracając
na nikogo, odezwał się Carlisle: - Zanieś ją do mojego gabinetu. – wskazał
palcem na drzwi po lewej stronie korytarza. Kiedy tam weszłam. To akurat w tym momencie mój
przyjaciel kładł zmasakrowane ciało dziewczyny na lekarskiej kozetce. Mój teść
poprosił, żebyśmy wyszli. Co uczyniliśmy. Czekaliśmy w salonie na diagnozę
lekarską naszego doktora. Nastała cisza. Jednak zauważyłam, że mój Edward
patrzył porozumiewawczo na Jacoba. Byłam ciekawa co się wydarzyło i musiałam
przerwać tą ciszę:
- Może byście się podzieli się tymi informacjami? Ja i reszta byśmy
chcieli wiedzieć co się stało. – mój ukochany spojrzał na mnie. Po czym zaczął
mówić:
- To Jacob znalazł Jazzlyn. Została ona zaatakowana przez wampira tropiciela.
- To wtedy Jacob też ja uratował. - wtrąciłam mu się w słowo i
spojrzałam na przyjaciela. Ten kiwał głową przecząco: - To nie ja.
- To w takim razie kto to zrobił? – zapytałam się spoglądając raz na
Edwarda a raz na Jacoba.
- Nie wiemy kto. – odpowiedział mi mąż.
Po czym odezwał się Jake: - Jedno co wiem na pewno to, że w tym miejscu
wyczułem nie znany mi zapach trzeciej osoby, która być może chciała uratować
Jazzlyn, a może była na polowaniu.
- Na polowaniu? Czemu tak twierdzisz? – zapytała się Esme.
- Bowiem ten tropiciel miał całą rozszarpaną szyję i był całkowicie
„wyssany” z krwi. – oświadczył.
- „Wyssany z krwi”? Jak to możliwe. Przecież to nie naturalne u
wampirów, żeby żywić się swym pobratymcem. – stwierdziłam.
- Może to być możliwe. Jedynie u hybrydy. – rozległ się głos doktora,
który wyszedł od pacjentki.
- U hybryd? – wszyscy chórem zapytaliśmy się.
- Tak u hybryd. – jeszcze raz potwierdził doktor.
- A co to są te hybrydy? – zapytał się Emmett.
- Jest to połączenie wampira z wilkołakiem.
Zamurowało wszystkich ta informacja.
- Skąd ty to kochanie wiesz? – słodki głosem zapytała się Esme męża.
- Zauważyłaś , że od pewnego czasu bardzo dużo siedziałem w gabinecie.
- Owszem. Zauważyłam.
- Tak więc bardzo dużo czytałem na ten temat i zbierałem informacje o
tych istotach.
- I jakie z tego wnioski? – spytałam się go, bowiem już widziałam po
minie Edwarda, że wie o wszystkim.
- Po pierwsze. Hybryda żywi się tylko krwią swych pobratymców, czyli
wampirów i wilkołaków. Po drugie. Jest silniejsza , zwinniejsza i szybsza od
wampirów i wilkołaków. I po trzecie czego nie jestem pewien na 100%, może
przemieniać się w wilka. Tyle mi się udało ustalić. – wyjaśnił nam.
- Ok. Chociaż tyle wiemy z czym może mamy do czynienia. Jednak jedno
mnie zastanawia dlaczego ta hybryda nie zaatakowała Jazzlyn? – zapytałam, po
czym dodałam z troską: - No właśnie . Jak się ona czuje? - spojrzałam na Carlise.
- Na to pierwsze pytanie nie odpowiem ci, bo nie znam odpowiedzi. Na
drugie brzmi tak: Jazzlyn będzie żyć. Ma wiele siniaków i jest obita. Ma
złamane cztery żebra, ale wyjdzie z tego. Jutro rano powinna się obudzić. – kamień spadł mi z
serca. Nagle dodał:
- Trzeba będzie przeczesać teren i znaleźć tą istotę. Dzisiaj
rozpoczniemy warty i tropienie na zmiany w składzie dwójkowym. Jak również
będziemy pilnować Jazzlyn. Ponieważ boję się , że może on wrócić i do kończyć
to co zaczął. – te ostatnie słowa sprawiły, że aż poruszyło się ze strachu o
nią moje martwe serce.
- Zrobimy tak jak mówisz. – odpowiedziała mu żona. Reszta rodziny też
się zgodziła.
Nagle Edward odezwał się do Jacoba: - Powiadom resztę sfory o tym co
się tutaj wydarzyło. Indianin spojrzał na niego po czym wyszedł na ganek, wyciągnął telefon i zadzwonił do Sama. Po
kilku minutach wrócił: - Sam obiecał też pomoc. Sfora też będzie patrolować
całą noc swój teren. Nikt się nie przeciśnie. Nie chcemy, żeby to coś zrobiło
komuś niewinnemu krzywdę.
- Dzięki Jacob. – powiedział doktor łapiąc go za ramię. Na pierwszą
wartę poszli Alice z Jasperem. My natomiast siedzieliśmy w ciszy w salonie.
Nastała taka cisza, że tylko było słychać brzęk muchy. Spojrzałam na Edwarda, którego oczy były
skierowane na Jacoba. Na niego również spojrzałam. Miałam wrażenie jakby mój
przyjaciel zadawał w myślach mojemu mężowi pytanie. Po czym mój ukochany
stoickim spokojem odpowiedział: - Po pierwsze Jazzlyn nie jest szpiegiem
Volturi. Tylko córką Aro. Po drugie
przyjechała do nas, aby zakosztować wolności i normalnego życia
nastolatki. Chociaż to się jej na razie nie udaje.
- Córką Aro?! – zatkało Jake. Dodał: - Wyście całkiem poszaleli.
Wzięliście pod swój dach dziecko przywódcy Voltury! Zapomnieliście , że oni
chcieli zabić Renesmee! A zwłaszcza ten przeklęty Aro!
- Jacob– starałam się go uspokoić – Jazzlyn nie jest taka jak oni. Nie żywi
się krwią ludzką. Mam uczucia, jest uczciwa oraz godna zaufania. Ja takie
bynajmniej odniosłam wrażenie.
Mój przyjaciel spojrzał na mnie pytająco: - Ty jej ufasz? Podeszłam do
niego i przytuliłam, po czym odpowiedziałam: - Tak. Jazzlyn ma dobre serce.
Nagle odezwał się Edward: - Jacob ty też coś powinieneś o tym wiedzieć.
Zwłaszcza po tym co między wami zaszło. – spojrzałam na męża pytająco: - Co
zaszło? – Edward spojrzał na Jacoba, który zrobił proszącą minę. Poznałam ją
prosił o coś w myślach Edwarda: - Ok. Nie powiem jej. – nagle odrzekł .
- Co mi nie powiesz? – zaczęłam się dopytywać.
- Nie mogę. Obiecałem.
- Ale ja ciebie proszę.
- Nie. – uparty był jak osioł. Więc odwróciłam się do Jacoba i jego
zaczęłam molestować. On też mi nic nie powiedział. Byłam strasznie wkurzona,
ale przeszło mi , bowiem wyciągnę to od mojego męża. Dzięki pewnym sposobom.
Mam ich kilka.
**********************************************************************************
Wiem ta notka jest krótka i nudna, ale postanowiłam , że nie będę rozkręcać , aż tak akcji. Wzięłam sobie do serca pewną radę mojej komentatorki. W ogóle myślę, że to dobry pomysł.
Za wszelkie pomyłki SORRY.
Przepraszam, że ta notka jest taka nudna. Obiecuję następna będzie lepsza. Nie wiem kiedy będzie. Myślę, że nie długo.
Pozdrawiam
Świetny tekst, już nie mogę się doczekać następnego wpisu!!!
OdpowiedzUsuń