czwartek, 8 marca 2012

7. "Ciemne chmury pojawiły się nad moim losem".

Nagle poczułam, że ciepłe ciało Jacoba zamieniło się w lodowaty dotyk. Chciałam sprawdzić kto mnie tak delikatnie dotyka. Ta osoba bardzo się starał nie zadawać mi więcej bólu, ale i tak mnie wszystko bolało. Nawet w pewnym momencie nie budząc się zasyczałam i ruszyłam się. Sprawiając, że badając mnie osoba powiedziała troskliwym głosem: - Jazzlyn nie ruszaj się. Wiem , że ciebie to boli kiedy ciebie dotykam, ale muszę sprawdzić co ci jest. Za chwilę otrzymasz morfinę i nic już nie będzie ciebie boleć. – po chwili namysłu poznałam głos dotykającej mnie osoby. To był Carlisle. Chciałam mu podziękować, ale nawet nie mogłam otworzyć oczów , a co dopiero mówić. Wszystko tak mnie bolało i strasznie piekło. Zwłaszcza z lewej strony mojej klatki piersiowej. Ból wzmacniał się z każdym głębszym oddechem. Jedno mi przyszło na myśl: - Mam złamane żebro lub żebra. Zawsze coś. Kiedy tak myślałam, nagle poczułam delikatne ukłucie w okolicach mojego prawego łokcia. Domyślałam się, że doktor podaje mi morfinę. Już po chwili odczułam upragnioną ulgę. Zostałam uwolniona od tego bólu. Tylko zapadłam w głęboki sen.
Nagle znalazłam się w tym miejscu gdzie przeżyłam prawdziwy koszmar, którego nigdy nie zapomnę. Pamiętam , że szłam na skraju lasu i nad brzegiem jeziora. Byłam bardzo wkurzona na Jacoba za ten pocałunek, który sprawił, że o nim zaczęłam na poważnie myśleć. Po prostu chyba się w nim zakochałam, ale bałam się zaangażować w to uczucie. Bałam się , że on mnie skrzywdzi. Wiem mówiłam, że chcę poznać co to jest miłość, ale cierpienie z miłości mogło się okazać bardzo bolesnym doświadczeniem. Znałam siebie, bym nie przeżyła zawodu miłosnego. Dlatego zdecydowałam, że od samego początku nie będę się angażować. Kiedy szłam tą leśną ścieżką postanowiłam, że stanę na chwilę, aby ubrać się w moją mokrą czerwoną sukienkę. Wtedy ktoś mnie z całej siły pchnął na pobliże drzewo, które złamało się od razu jak zapałka. Po tym uderzeniu próbowałam wstać, ale napastnik mnie złapał i przyparł do kolejnego drzewa, tym razem nie łamiąc go. Złapał mnie za ramiona. Po czym jedną ręką ścisnął moją szyję, a drugą dłonią podniósł moją twarz, tak aby nasze spojrzenia spotkały się. Kiedy zajrzałam w jego krwiste oczy, które źle mi się kojarzyły. Od razu po nich rozpoznałam, że terroryzująca mnie osoba, to wampir. Żywiący się ludzką krwią i zapewne teraz ja miałam stać się jego następną ofiarą. Automatycznie samoobronnie zaczęłam się wyrywać i krzyczeć , lecz nie dałam rady mu się wyrwać bowiem było on ode mnie silniejszy. Zapewne był to nowonarodzony, z którym nawet doświadczony wampir by nie poradził sobie, a co dopiero ja. Nie powiem umiałam się bić, ale on był za silnym przeciwnikiem. Pozostało mi tylko krzyczeć. Byłam przerażona. Nie chciałam umrzeć, a w szczególności w taki sposób. Mój napastnik cały czas mi się przyglądał i stwierdził: - MMM… Jesteś piękną dziewczyną, aż szkoda ciebie zabijać. Ale niestety jestem strasznie głodny i muszę się tobą posilić. – kiedy już chciał mnie ukąsić. Nie wiem kiedy uwolniłam się od niego i zaczęłam uciekać , zarazem krzyczeć o pomoc. Daleko nie uciekłam , bo po paru sekundach już mnie dorwał. Popchnął mnie , po czym ja upadłam. Chciałam się podnieść , ale zostałam brutalnie kopnięta w klatkę piersiową. Co sprawiło mi ogromny ból. Moje drżące ze strachu ciało odwróciło się do napastnika, który pochylił się nad nim i usiadł na nie. Przez co zablokował wszystkie moje ruchy. Spojrzał na mnie zwycięsko i powiedział:
- Teraz mi nie uciekniesz! – zaczął się pochylać w stronę mojej twarzy, a dokładnie szyi. Zaczęłam płakać i błagać, ale nic to nie pomagało.  Dalej kierował się w stronę mojego gardła. Po czym złapał mnie za twarz i przewrócił je na bok, aby odsłonić sobie moją tętnicę. Wiedziałam, że zaraz nadejdzie mój koniec. Kiedy już się z tym pogodziłam, nagle ktoś mojego przyszłego mordercę zdjął ze mnie. Od razu podniosłam się do pozycji siedzącej i moim oczom ukazał się odrażający obraz. Jakaś nie znana mi istota trzymała w rękach mojego napastnika i … żywiła się nim. Kiedy skończyła się posilać spojrzała na mnie. Byłam przerażona, że teraz mnie to samo spotka. Nagle istota zaczęła się pochylać nade mną. Zaczęłam płakać, błagać i krzyczeć , że nie chcę umierać, że ma dać mi spokój. Zaczęłam się czołgać do tyłu. Kiedy ta osoba złapała mnie za ramiona i postawiła na równe nogi przypierając mnie do drzewa. Po czym odezwała się :
- Nie bój się mnie. Nic ci nie zrobię. – spojrzałam na niego. Wyglądem przypominał wampira, ale czułam, że w jego piersiach bije serce i płynie krew. Miał on długie blond włosy związane w kucyka. Była bardzo wysoki i dobrze zbudowany. Nie powiem i nawet przystojny. Najbardziej moją uwagę zwróciły jego oczy, które były koloru dojrzałej pomarańczy. Nie były tak straszne jak tamtego poprzedniego. I jeszcze zapewniał mnie , że nic nie zrobi mi. Dlatego więc patrząc na niego powiedział jedno czarodziejskie słowo: - Dziękuję ci. – ten tylko się uśmiechnął . Po czym dodał: - Nie musisz mi dziękować. To należy do moich obowiązków.
- Jak to należy do twoich obowiązków? Nie rozumiem. – zapytałam go z szokiem.
- Dużo by tutaj tłumaczyć – po czym podniósł głowę i wciągnął przez swoje nozdrza powietrze. Nagle odrzekł: - Muszę odejść.
- Jak to odejść?! Nie możesz mnie tak zostawić, a poza tym musisz mi powiedzieć dlaczego masz wobec mnie obowiązki? – próbowałam go zatrzymać, ale bez skutku. Odszedł kawałek ode mnie i tylko powiedział: - Mam obowiązek chronienia ciebie księżniczko. Nikt nie ma prawa ciebie skrzywdzić. Nie martw się . Jeszcze się zobaczymy. Obiecuję, a teraz żegnaj. – już chciał iść , kiedy dodał: - Zaraz będzie tutaj twój znajomy. On ci pomorze.
I zniknął za ciemnymi marami lasu. Ja natomiast upadłam na mokrą glebę lasu i straciłam przytomność. Tyle pamiętałam z tego wydarzenia. Cały czas zastanawiałam się dlaczego on ma obowiązek mnie chronić? Kim on w ogóle jest?  Kim ja dla niego jestem? I dlaczego nazwał mnie księżniczką? O co w tym wszystkim chodziło? Nie miałam zielonego pojęcia. Jedno wiedziałam, że muszę się dowiedzieć wszystkiego. Potem po pewnym czasie z mojego mroku pojawił się Jacob…
Przez dłuższą chwilę leżałam. Nagle poczułam ten ból, który wcześniej mi doskwierał. Pomyślałam, że jak mnie boli to może mój organizm zaczął się sam leczyć. Przecież jestem w połowie wampirem, a u nich gojenie się ran jest szybkie. Postanowiłam spróbować otworzyć oczy. Udało mi się tego dokonać, lecz zaraz kiedy to się stało pożałowałam tego, bowiem moje źrenice zostały bezczelnie zaatakowane przez ostre światło stojącej lampy nade mną. Nie kontrolowanym ruchem odsunęłam ją od siebie. Po czym kontrast w moich oczach wrócił do normalnego funkcjonowania. Potem niezdarnymi ruchami udało mi się wstać z lekarskiej kozetki. Jednak nagle przeszył mnie okropny ból z lewej strony mojej klatki piersiowej. Podniosłam białą koszulę do góry i zauważyłam, że moja górna część ciała jest cała zabandażowana. Pomyślałam, że to pewnie sprawka Carlisle. Kiedy tak ściągałam tą koszulę, zauważyłam, że jest to męska koszula. Po dłuższym zastanowieniu przypomniało mi się kogo to jest koszula. Należała ona do Jacoba. Na samą myśl o jego imieniu , aż ciarki mi przeszły.
Później usiadłam na rogu łóżka i zastanawiałam się czy dam radę zajść do drzwi. Po chwili postanowiłam, że spróbuję. Po wolnym krokiem (chociaż szłam jak jakaś inwalidka) przyczołgałam się do wyjścia. Złapałam za klamkę i nagle usłyszałam czyjeś głosy. Postanowiłam przejść dalej korytarzem do miejsca skąd dochodziły te głosy. Doszłam do rogu ściany i wtedy zobaczyłam kto tak rozmawia. W salonie byli wszyscy Cullenowie , jak również mój wzrok dopatrzył się znanej mi twarzy (wiadomo kogo). Do moich uszów doszła wreszcie treść ich rozmowy:
 - Po pierwsze Jazzlyn nie jest szpiegiem Volturi. Tylko córką Aro. Po drugie  przyjechała do nas, aby zakosztować wolności i normalnego życia nastolatki. Chociaż to się jej na razie nie udaje. – powiedział Edward w stronę Jacoba.
- Córką Aro?! –krzyknął wręcz Jacob. Potem dodał: - Wyście całkiem poszaleli. Wzięliście pod swój dach dziecko przywódcy Voltury! Zapomnieliście , że oni chcieli zabić Renesmee! A zwłaszcza ten przeklęty Aro! – kiedy ja to usłyszałam , aż mnie zatkało. Jak on śmie mówić tak o moim ojcu. Nie jest on idealny, ale on nie ma prawa tak oni mówić. Już chciałam wyjść kiedy głos zabrała Bella:
- Jacob– starała się go uspokoić – Jazzlyn nie jest taka jak oni. Nie żywi się krwią ludzką. Mam uczucia, jest uczciwa oraz godna zaufania. Ja tak bynajmniej odniosłam wrażenie.
Mój wzrok zwrócił się w stronę wilkołaka : - Ty jej ufasz? – kiedy to powiedział podeszła do niego i przytuliła Bella, po czym odpowiedziała mu: - Tak. Jazzlyn ma dobre serce.
Nagle głos zabrał jej mąż: - Jacob ty też coś powinieneś o tym wiedzieć. Zwłaszcza po tym co między wami zaszło. – o boże !– przeszło mi przez myśl. Zapomniałam, że on umie czytać w myślach. Zapewne wyczytał w myślach Jacoba co się między nami wydarzyło. Teraz wszyscy się o tym dowiedzą. Jaka porażka. Nagle odezwała się Bella: - Co zaszło między nimi? – pomyślałam, że teraz wszystko się wyda. Jednak Edward spojrzał na Jacoba, po czym z wymuszeniem powiedział: - Ok. Nie powiem jej. – kamień spadł mi z serca. Zapewne Indianin poprosił w myślach wampira, żeby to zachował dla siebie. Jednak Bella nie dawała za wygraną:
- Co mi nie powiesz? – zaczęła się dopytywać.
- Nie mogę ci powiedzieć. Obiecałem. – odrzekł złotooki.
- Ale ja ciebie proszę. – ciągnęła dalej.
- Nie. – powiedział stanowczo.

Nagle w drzwiach pojawiła się Juli wraz z Sethem. Trzymali się za ręce. Kiedy mnie zobaczyła zaczęła biec w moją stronę i krzyczeć: - Jazzlyn co ci się stało?! – jak zawsze musiała zrobić scenę. Wszyscy mieli zaskoczone miny kiedy mnie zobaczyli. Zwłaszcza Jacob, który się pewnie domyślał , że słyszałam to co mówił o moim ojcu. Nie spostrzegłam się kiedy to, Juli mnie zaczęła przytulać. Raz jak to zrobiła z moich ust dobiegło jedno słowo: - Auć!
Natychmiast koło mnie znalazł się Jacob , a za jego plecami doktor. Ten pierwszy chciał mnie już wziąć na ręce , ale nie pozwoliłam mu: - Nie dotykaj mnie! – warknęłam na niego. Nie mogłam nadal przeboleć tego jak się wyrażał o moim ojcu. Co on na to: - Jazzlyn nie wygłupiaj się. Chcę ci pomóc.
- Nie potrzebuje twojej pomocy. Nie chcę jej od ciebie. – syknęłam na niego. Po czym zwróciłam się do doktora: - Carlisle byś mi pomógł w dotarciu do mojego pokoju?
- Oczywiście. – i natychmiast pomógł mi się dostać do niego. Ostrożnie pomógł mi wejść na moje wygodne łóżko. Od razu przy mnie znalazła się moja przyjaciółka, która zadawała mnóstwo pytań. A ja nie miałam ochoty na nie odpowiadać , dlatego postanowiłam zdjąć tarcze, aby Edward mógł wyczytać to co się stało w lesie. Zwróciłam się do niego:
- Edwardzie?
- Słucham ciebie? – spojrzała na mnie ze znakiem zapytania.
- Teraz zdejmę swą tarczę , abyś mógł wyczytać co się mi stało. I mam prośbę opowiesz ją wszystkim. Bo ja nie mam siły na to.
- Oczywiście. – pokiwał głową twierdząco. Po czym zdjęłam tarczę i zaczął czytać moje myśli. Był tak bardzo skupiony. Nigdy go takiego nie widziałam. Nagle odezwał się: - Ok. To ja już wszystko wiem. Opowiem im w salonie, a ty teraz odpoczywaj.
Wszyscy przed wyjściem z mojego pokoju uśmiechnęli się i życzyli mi miłych snów. Na samym końcu pozostał nie kto inny jak ten wilkołak. Porządnie nacisnął mi na odcisk.
- Jacob ty nie idziesz? – zapytała się go Bella.
- Nie ja muszę pogadać z Jazzlyn. – stwierdził. Na co ja odpyskowałam: - Nie mam ochoty z tobą rozmawiać to po pierwsze, a po drugie nie mamy o czym gadać. Już wszystko powiedziałeś podczas rozmowy z Bellą i Edwardem.    
- Ale ja muszę z tobą porozmawiać. – powiedział stanowczo. Odwrócił się w stronę żony Edwarda: - Bella możesz nas zostawić samych?
- Ale Jacob … - zatkał jej palcem usta, dodając: - Proszę ciebie. – dziewczyna spojrzała na niego i powiedziała: - Ok. Ale nie męcz jej.-  Po czym wyszła z mojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Teraz została z nim sam na sam. Mając tylko na sobie jego koszulę. Zauważyłam, że leży obok mnie koc Juli. Wzięłam go natychmiast i okryłam się nim. Ten spojrzał na mnie i się uśmiechnął łobuzersko.
- A ty się z czego śmiejesz? – spojrzałam na niego gniewnie.
- Z tego, że w jeziorze byłaś w samej bieliźnie i nie wstydziłaś się mnie, a teraz jesteś w samej mojej koszuli i grasz nie winną dziewczynę. – powiedział puszczając mi perskie oko. Nie wytrzymałam i zaczęłam pluć jadem: - Ty jesteś dopiero bezczelny i chamski. Najpierw obrażasz mojego ojca , a teraz kpisz ze mnie. Nie masz prawa mnie osądzać , ani mojego ojca. A „twoja” koszula… - spojrzałam pod koc. Po czym pod nim zdjęłam tą szmatę i rzuciłam mu w twarz. Nie zapomnę jego miny. Dodałam: - … teraz możesz ją sobie zabrać. Jak również natychmiast i bezapelacyjnie wyjść z mojego pokoju!
- Jazzlyn przepr... – nie zdążył nic powiedzieć dalej, bo ja zabrałam głos: - Wyjdź stąd! Nie mamy o czym rozmawiać! Żegnam! – pokazałam palcem na drzwi. Po czym odwróciłam wzrok w przeciwnym kierunku. On tylko załamał ręce i wyszedł nic nie mówiąc. Do moich oczów napłynęły mi łzy. Same leciały mi. Zawsze moje smutki przeżywałam sama i tym razem ni będzie inaczej. Zapłakana usnęłam głębokim snem.

***

Kiedy wyszedłem z pokoju Jazzlyn. Zamykając za sobą drzwi , oparłem się głowa o nie i zacząłem przeklinać tą rozmowę , która zaszła między mną , Bellą i Edwardem. Żałowałem tych słów. Teraz wiedziałem na pewno, że do tej dziewczyny czuję coś więcej niż przyjaźń. Chciałem przy niej za wszelką cenę być . Ponownie chciałem wejść kiedy zatrzymała mnie Juli, która pojawiła się  wraz z Sethem.
- Jacob daj jej spokój. Niech ona trochę ochłonie. – poprosiła mnie Juli.
- Ja nie mogę tego tak zostawić. – odrzekłem jej.
- Stary Juli ma rację. Niech Jazzlyn ochłonie. Jak będziesz ją teraz nękać. To ona będzie jeszcze bardziej wysiekła na ciebie. – podpowiedział mi Seth. Chwilę się zastanowiłem i powiedziałem: - Ok. Dzisiaj dam jej spokój, ale jutro… .
- Jutro też jej dasz spokój. Dasz jej spokój przez kilka dni. – ubiegła mnie Juli.
- Czemu…? - zacząłem narzekać.
- Bo ja znam ją. Ona jak jest wkurzona to jej przechodzi dopiero po paru dniach. Jak nie chcesz jej się więcej narażać. To daj jej na razie spokój. – zaproponowała mi przyjaciółka Jazzlyn. Dodała: - Ja z nią pogadam i jakoś załagodzę tą sprawę. – spojrzałem na nią ,a ona się uśmiechnęła. Odwzajemniłem jej uśmiech po czym ruszyłem na dół. Spojrzałem na Setha, który właśnie hm… „żegnał się czule z Juli”. Kiedy skończyli ona weszła do pokoju , który dzieliła wraz z moją Jazzlyn. Seth natomiast stał nadal od drzwiami do  pokoju dziewczyn. Krzyknąłem do niego: - Ej Romeo może się ruszysz. Obudził się do życia i w podskokach zeszedł wraz ze mną na dół. W salonie domu Cullenów siedział tylko Edward z Bellą.
- Gdzie jest reszta? – zapytałem się.
- Patrolują okolice. – odpowiedział Edward.
- Są jakieś nowe wskazówki?
- Nie ma. Ta istota o pomarańczowych oczach zapadła się pod ziemię – odpowiedziała mi Bella.                    ( Wszyscy już wiedzieli o tym co się stało Jazzlyn. I o tym tajemniczym jej wybawicielu).
- Edward mam prośbę . – zagadałem do Edwarda.
- Jaką?
- Opowiedz mi co się wydarzyło tam w tym lesie. – poprosiłem go. A on spełnił moją prośbę i opowiedział wszystko od początku.
- Aha – tylko tyle powiedziałem, kiedy skończył, bowiem szlak mnie trawił jak się dowiedziałem o tym „ body gardzie” Jazzlyn. Jednym słowem byłem cholernie zazdrosny. Seth to zauważył i wypchnął mnie z domu Cullenów. Zarazem żegnając się z Bellą i jej mężem.

1 komentarz:

  1. Świetny tekst, super się czytało. Oby tak dalej!!!

    OdpowiedzUsuń