http://www.youtube.com/watch?v=TChdMSrNpVA
SKOPIUJCIE TEN LINK. JEST TAM PIOSENKA, KTÓRA PODKREŚLI TEN MOMENT W TEJ CZĘŚCI OPOWIADANIA.
W drodze do La Push biegliśmy razem z Stehem pod postaciami wilków. Bez żadnych problemów mogliśmy się porozumieć ze sobą, bowiem kiedy się przemieniliśmy każdy z nas słyszał swoje myśli. Można powiedzieć, że zostaliśmy połączeń pewnego rodzaju więzią. Nie tylko ja i mój przyjaciel braliśmy udział w tej rozmowie, ale również reszta sfory słyszała o czym mówiliśmy.
SKOPIUJCIE TEN LINK. JEST TAM PIOSENKA, KTÓRA PODKREŚLI TEN MOMENT W TEJ CZĘŚCI OPOWIADANIA.
W drodze do La Push biegliśmy razem z Stehem pod postaciami wilków. Bez żadnych problemów mogliśmy się porozumieć ze sobą, bowiem kiedy się przemieniliśmy każdy z nas słyszał swoje myśli. Można powiedzieć, że zostaliśmy połączeń pewnego rodzaju więzią. Nie tylko ja i mój przyjaciel braliśmy udział w tej rozmowie, ale również reszta sfory słyszała o czym mówiliśmy.
- Jacob ty wpoiłeś sobie Jazzlyn? – tym pytaniem nie
zaskoczył mnie.
- Na to wygląda, że TAK. Nie mogę bez niej żyć. Chcę
być przy niej, opiekować się nią, bronić i kochać.
- Widać to po tobie. Po twoich reakcjach. Zazdrosny
jesteś o tego faceta, który uratował Jazzlyn .
- Jestem o niego cholernie zazdrosny. Jak również nie
mogę sobie wybaczyć to, że Jazzlyn słyszała tą przeklętą rozmowę między mną a
Edwardem i Bellą. – po czym dodałem: - Ale po tobie też widać , że się
zakochałeś na zabój w Juli. – uśmiechnąłem się po wilczemu.
- Tak. Jestem zakochany , aż po grób. Juli jest
kobietą mojego życia. Chciałbym się z nią ożenić, ale … eh … niestety muszę
poczekać , aż skończy 18 lat. – pomyślał z wielkim wydechem.
- No to fakt. Juli jest człowiekiem i wygląda na te
prawie 16 lat. Ale ty wyglądasz na 18 lat więc nie masz się czym przejmować.
Nikt nie powie , że jesteś straszy od niej o prawie … - nagle przerwał mi Seth.
- Nie kończ tego zdania.
- No co stary. Nie mów , że wstydzisz się swych 30
lat.
- Nie wstydzę się, ale to trochę krępujące mieć te 30
lat a wyglądać na 18. – stwierdził .
- No tak. To trochę dziwaczne, ale nie przejmuj się
tym. Ja mam to gdzieś. Ja się czuję na te 20 lat i nie będę zwracać uwagi na
to, że mam trochę więcej.
- Chyba masz rację. – pokiwał siwym łbem.
- Mam na 100 %. – nagle rozległo się wycie wilka alfy
– Ok. Dosyć tych pogaduszek. Trzeba przyspieszyć, bo Sam wzywa całą sforę. – Po
czym ruszyliśmy pospiesznie przez ciemny las.
***
Obudziły mnie poranne promienie słoneczne, które
wdzierały się przez ogromne okno do mojego i Juli pokoju. Powolnymi ruchami
wstałam z mojego wielkiego łoża. Usiadłam na jego rogu. Zauważyłam, że moja
przyjaciółka musiała być już wstaną, ponieważ nie było już jej w swym łóżku.
Jak również zauważyłam, ze jestem ubrana w swoją czarną koszulkę nocną.
Zdziwiłam się , ponieważ przypomniałam sobie, że oddałam temu przeklętemu
Jacobowi jego koszulę i zostałam nago pod kocem Juli. Pamiętam również , że po
tym zdarzeniu zasnęłam głębokim snem. Nawet by mnie bomba atomowa nie obudziła,
a co dopiero ubierająca mnie osoba. Byłam bardzo ciekawa kto mnie ubrał. Kiedy
już wstała z łóżka w mojej głowie pojawiła się taka myśl: - No chyba nie ON. Boże jak to ten wilkołak
mnie ubrał. To znaczy , że widział mnie nago. Co za wstyd. A może jeszcze do
czegoś doszło… . Siedziałam tak przez dłuższą chwilę starając się wydobyć z
mojej pamięć jakieś ważne obrazy z poprzedniej nocy kiedy już spałam, ale nie
mogłam nic sobie przypomnieć. Po czym
wstałam i ruszyłam powolnym krokiem w stronę łazienki. Weszłam pod prysznic i
stałam tam przez dłuższą chwilę. Kiedy wyszłam przed wielkie łazienkowe lustro.
Spojrzałam na siebie i nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Moje oczy… były
nie złote tylko pomarańczowe. Były takiego samego koloru co miał mój tajemniczy
wybawiciel, którego imienia nie znałam. Przypomniałam również sobie co się
wtedy tam wydarzyło, co zrobiła ta osoba mojemu napastnikowi. Strasznie się
przeraziłam. Nagle poczułam to samo uczucie , którego doświadczyłam w
konfrontacji z Jane. Odczułam pragnienie wampirzej krwi. Potem moje zęby oczne
zaczęły rosnąć, przez co odczułam piekący ból gardła, aż upadłam na zimne
łazienkowe kafelki. Później moje nozdrza odczuły ten słodki zapach wampirów.
Poprzez jeden wdech potrafiłam ocenić ile jest zimnych ludzi na dole w salonie.
Kiedy już chciałam ruszyć z łazienki , aby zaspokoić swoje pragnienie. Jakimś
cudem ten napływ pragnienia zniknął. Czułam się normalnie. Usiałam na chwilę na
sedesie i oddychałam głęboko. Przypomniałam sobie od razu o mich żebrach, które
już mnie nie bolały. Spojrzałam na lewy mój bok, wielki siniak zniknął.
Siedziałam tak przez dłuższą chwilę i oddychałam głęboko. Kiedy to do
łazienkowych drzwi zapukał.
Nie odezwałam się.
- Jazzlyn jesteś tam? – usłyszałam słodki głos mojej
przyjaciółki. Odetchnęłam z ulgą.
- Tak jestem tutaj. – odpowiedziałam jej.
- Jak się czujesz?
- Bywało lepiej. – powiedziałam przez zamknięte
drzwi.
- Nie martw się. Poczujesz się niebawem o wiele
lepiej.
- Nie sądzę. – mruknęłam pod nosem.
- Co tam mówisz?
Szybko coś innego musiałam wymyśleć: - Mam taką nadzieję.
Usłyszałam cichy śmiech.
- Juli możesz mi poddać jakieś ubrania? – zapytałam
się mojej przyjaciółki.
- No pewnie. Takiego koloru co zawsze?
- Tak. – na chwilę zapadła cisza. Nagle rozległo się
pukanie do drzwi.
- Już wychodzę! – krzyknęłam i wzięłam biały ręcznik
owinęłam się i wyszłam. Za drzwiami stała już Juli z moimi czarnymi wąskimi
spodniami i białą zwykłą koszulką. Podziękowałam jej i zabrałam od niej moje rzeczy. Ona natomiast
ruszyła w stronę drzwi. Przed wyjściem oświadczyła: - Czekamy na ciebie na dole
w salonie.
- Ok. Zaraz zejdę. – odrzekłam. Juli już chciała
wyjść kiedy ją zatrzymałam zadanym pytaniem:
- EEE Juli… kto mnie ubrał jak zasnęłam po tym
wydarzeniu z … - nie mogłam wymówić jego imienia.
- Z Jacobem. – powiedziała za nie Juli.
- No właśnie.
- Oczywiście , że ja. – kamień spadł mi wtedy z
serca. Spojrzała ona na mój wyraz twarzy po czym dodała: - Ha ha… . Ty myślałaś
, że kto inny. Nawet domyślam się kto. – szturchnęła mnie ręką. Na co ja: -
Juliano ( bo tak brzmiało jej pełne imię) ty sobie nie grab! – ona tylko się
uśmiechnęła i przed wyjściem powiedziała: - To czekam na dole.
- Zaraz będę. – odrzekłam. Szybko się ubrałam i
uczesałam włosy, związałam je w grubego warkocza. Po czym ubrałam moje białe
trampki. Schodząc ze schodów ustaliłam już kto jest w salonie. Wiedziałam, że
jest tam cała rodzina Cullenów, Juli wraz z Sethem ( bo jego zapach bym
wszędzie rozpoznała), i jak zwykle nie mogło kogo zabraknąć … Jacoba. Jak
poczułam jego woni już odechciało mi się schodzić na dół. Czy on nie mógł
odpuścić dzisiaj i się nie pokazywać mi na oczy. Kiedy chciałam za wrócić
usłyszałam głos Edwarda: - Jazzlyn czekamy na ciebie. Proszę zejdź na dół. –
teraz byłam w kropce. Nie chciałam zrobić przykrości Edwardowi , ale z drugiej
strony nie chciałam widzieć Jacoba. Ale stwierdziłam, że nie mogę przed nim
uciekać, więc zeszłam do salonu. Kiedy tam dodarłam moim oczom ukazał się taki
obraz. Po prawej stronie salonu stali Alice z Jasperem, Rosa z Emmettem.
Natomiast po lewej stronie siedziała na białym fotelu Esme, przy której stała
Juli objęta przez Setha. Wyglądali przepięknie. Tylko nigdzie nie widziałam Carlisle.
Słyszałam tylko jego rozmowę przez telefon. Próbowałam ustalić z kim rozmawia,
ale jakaś dziwna bariera go strzegła. Domyśliłam się , że to sprawka Belli. Po
prostu Cullenowie coś przede mną ukrywali. Zastanawiałam się co. Postanowiłam,
że poczekam, aż oni mi sami powiedzą. Jeżeli jednak sami tego nie uczynią to
się sama zapytam o co chodzi. Tymczasem nie opodal nich przy ogromnym oknie
stał Jacob, którego twarz była oświetlona przez słońce. Przez co moje serce
zaczęło jak szalone bić. On musiał je usłyszeć i odwrócił się w moja stronę.
Obserwowaliśmy siebie nawzajem. Nagle on pierwszy zabrał głos: - Cześć Jazzlyn.
– powiedział delikatnie i z niepewnością siebie się uśmiechnął. Tymczasem ja
nie odwzajemniłam jego uśmiechu. Nie chciało mi się nawet powiedzieć mu cześć,
ale z grzeczności wypada powiedzieć. Nawet osobie, która ci weszła porządnie za
skórę. Z nerwów skrzyżowałam ręce. Mój gest zauważył Edward i ze stoickim spokojem odezwał się do mnie: - Jazzlyn
usiądź. – posłusznie wykonałam prośbę. Ale już nie mogłam wytrzymać i nim
usiadłam zadałam nurtujące mnie pytania:
- Co wy przede mną ukrywacie?
- Jazzlyn nic. – odpowiedziała Bella.
- Proszę was nie kłamcie. Ja nie jestem taka głupia.
Bello ty myślisz, że nie zauważyłam tego , że chronisz Carlisle swą tarczą.
Wiem na 100 % , że coś się dzieje?! – wręcz krzyczałam.
- Jazzlyn spokojnie. – odezwał się Edward. – Wszystko
ci powiemy, ale czekamy na Carlisle. – kiedy to powiedział w salonie pojawił
się doktor. Spojrzał się na mnie i z troskliwym głosem zapytała się: - Jak się
dzisiaj czujesz?
- Bardzo dobrze. Ale chciałabym wiedzieć co się tutaj
do cholery dzieje?! – już byłam wkurzona na maksa. Nagle poczułam , że jakaś
siła próbuje przebić się przez moją tarczę. To był Jasper. Spojrzałam na niego
i opuściłam swoja tarczę, aby mógł mnie uspokoić. Bowiem nie chciałam się
poczuć tak samo jak przed chwilą w łazience.
- Dzięki Jasper. – podziękowałam mu . On tylko kiwnął
głową. Spokojnym głosem zwróciłam się do doktora: - Carlisle proszę ciebie
powiedz o co chodzi? Ta nie pewność mnie dobija.
- Spokojnie Jazzlyn. – nagle pojawiła się koło mnie
Esme: - Kochanie powiedz jej. To co masz do powiedzenia. – doktor spojrzał na
żonę, wziął głęboki oddech i zaczął mówić: - Podjęliśmy pewną decyzję.
- Jaką? – ciągnęłam dalej.
- Ty i Juli musicie opuścić nasz dom.
- Co takiego? Wysyłasz nas z powrotem do Włoch, ale
dlaczego? Co ja takiego zrobiłam . Jak coś wam przykrego uczyniłam . Bardzo za
to przepraszam i obiecuję , że się zmienię. Ale nie wysyłaj nas tam z powrotem.
– błagałam wręcz płakałam. On tylko na mnie spojrzał i złapał za ramiona: - Ja
was do Włoch nie odeśle z powrotem. – spojrzałam na niego. On dalej
kontynuował: - Tylko musisz opuści nasz dom dla swojego i Juli bezpieczeństwa,
ponieważ ten wampir , który ciebie uratował przed tropicielem. Kręci się koło
naszego domu, a my boimy się o was, że on coś wam zrobi. Dlatego postanowiliśmy
, że na jakiś czas zamieszkacie w rezerwacie w La Push. Tam będziecie
bezpieczne. Sam, Jacob, Seth i reszta sfory obiecali was chronić. Z moją
decyzja zgadza się nawet twój ojciec. – wtedy mnie olśniło, że doktor gadał
wtedy przez telefon z moim ojcem. Ale ja miałam się wyprowadzić do miejsca,
gdzie jest pełno wilkołaków. Nie powiem kilka osób ze sfory lubiłam, ale tam
będzie jedna osoba, której obecności nie mogę znieść i która cały czas się na
mnie gapiła w salonie. Przypomniałam sobie jeszcze o tej Leah. Przecież ona
mnie nienawidzi, za ten incydent z piciem mojej krwi. Nagle do rzeczywistości
obudził mnie Edward: - Jazzlyn to dla twojego dobra. Będziesz tam bezpieczna. –
spojrzałam na niego i powiedziałam: - Ale ten mój „ wybawiciel” – kiedy
powiedziałam tak na tą istotę zauważyłam reakcję Jacoba, aż gotowało się w nim.
Nie mogłam zrozumieć co on się tak zdenerwował, przecież mnie nie lubił. Dałam
sobie z nim spokój. Ciągnęłam dalej mą wypowiedzi: … przecież on mnie uratował.
Jakby chciał mi coś zrobić to już wtedy by ze mną skończył.
- Tak to prawda, ale zrozum. Nie znamy jego zamiarów.
Nie wiem co on chciał powiedzieć poprzez słowa: Mam obowiązek chronienia ciebie księżniczko. Nikt nie ma prawa ciebie
skrzywdzić. Dlatego musimy ci zapewnić bezpieczeństwo. – odrzekł mąż Belli.
Już nie miałam argumentów. Tylko zainteresowało mnie co na to mój ojciec.
Zapytała się doktora: - Twój ojciec wręcz kazał nam ciebie ulokować w
bezpiecznym miejscu. Przypomniał nam , że zostawił ciebie pod naszą opieką. –
spojrzał na mnie. Domyślałam się o co chodziło mojemu ojcu. Gdyby się coś mi
stało. To Cullenowie by odpowiedzieli za to. Nawet przypłacili by życiem. Ja
tego nie chciałam więc: - Dobrze . Zgadzam się zamieszkać w La Push. – nagle do
mnie podbiegła Juli, która cieszyła się jak dziecko: - Jazzlyn jesteś najlepszą
przyjaciółką . – oświadczyła mi. Domyśliłam się , że ona o wszystkim już
wiedziała. Cieszyła się przede wszystkim z tego, że będzie się codziennie
widzieć z Seth. Kiedy tak patrzyłam na nią i jej uśmiech. Musiałam odwzajemnić
i przytulić ją. Ale nurtowało mnie jeszcze jedno pytanie:
- Dlaczego Sam się zgodził nam pomóc? – wszyscy
spojrzeli na mnie jak na wariatkę. Nagle odezwał się Seth: - Jazzlyn ty wiesz,
że ja i Juli kochamy się. A u wilkołaków istnieje pewna braterska więź i każdy
z naszej sfory ma obowiązek pomóc drugiemu. Dlatego cała sfora pomaga mi i
chronieniu Juli.
- Ok. W chronieniu Juli, ale nie mnie. Więc co ja mam
z tym wspólnego? – i tutaj miałam myślałam pewien haczyk, ale się myliłam: - Ty
masz z tym wspólnego, że Juli traktuje ciebie jak siostrę i to ona poprosiła
mnie , aby i ciebie chroniła nasza wataha. Juli wiążąc się ze mną została jedną
z naszego plemienia. A ty nie zapominaj , że się już zgodziłaś na zamieszkanie
w rezerwacie.
- Chyba nie chcesz mi zrobić przykrości? – odezwała
się moja cwana przyjaciółka.
- Nie. Nie chcę. – z wielkim wydechem powiedziałam.
- To decyzja zapadła. – oświadczył Emmett, dodał: -
To ja idę już samochód wyprowadzić i odwiozę was do granicy. Domyśliłam się o granicy
z terytorium wilkołaków. Tylko istniał jeden problem. Ja szybko biegam bo
jestem w połowie wampirem, ale teraz Juli miała by iść pieszo do ich miasteczka?
Zadałam to pytanie. Przez co wszyscy się uśmiechnęli. Po czym odpowiedział mi
Seth: - Nie . Ja będę miał Juli na grzbiecie, jak zamienie się w wilka. –
przytaknęłam mu.
- To w takim razie Jazzlyn i Juli pomogę wam się
spakować. – powiedziała śpiewnym głosem Alice. Nie czekając długo już szalała w
naszym pokoju. Kiedy tam zaszłyśmy nasze walizki już były spakowane. Juli w
znoszeniu walizek pomógł Seth. Mi natomiast chciał pomóc Jacob, ale ubiegłam go
i sama wzięłam je. Wyszliśmy na dwór. Bagaże zostały wrzucone do bagażnika
auta. Teraz nadszedł czas pożegnania się. Ucałowałam wszystkich. Po czym
spojrzałam na Carlisle zapytała się go: - Czy będzie nas odwiedzać? – doktor
spojrzał najpierw na Jacoba, który kiwnął głową. Po czym odpowiedział: -
Będziemy. – na to wygląda, że Indianin oddał łaskę w moją stronę. Po pożegnaniu
tak jak było mówione Emmett podrzucił nas pod granicę. Na miejscu czekał już
mały pikap, w którym jak dobrze rozpoznałam siedział Embry. Seth wrzucił nasze
bagaże na tylnią klapę starego auta. Po czym stuknął w zardzewiałą klapę. Dając
sygnał kierowcy do odjazdu. Teraz na miejscu zostaliśmy tylko w czwórkę.
- Zaraz wracamy. – oświadczył Jacob. Po czym zniknęli
w gęstwinie lasu. Za kilka sekund wyszły z niej dwa ogromne wilki. Jeden był
siwy, drugi zaś rdzawo-brązowy. Wiedział który jest który, ponieważ Juli
wsiadła już na siwego , więc to był Seth. Nagle podszedł do mnie drugi
wilkołak. Spojrzał się na mnie prosząco i uniósł lekko swą głowę. Wskazując na
swój grzbiet. Ja spojrzałam na niego gniewnie i mruknęłam: - Nie wsiądę na
ciebie. Mam swoje nogi. – po czym ruszyłam szybkim biegiem przez las. Od razu
przy mnie z mojej prawej strony pojawiła się Juli wraz z Sethem, a po lewej
stronie zapatrzony we mnie Jacob. W jego oczach cały czas mogłam wyczytać
PRZEPRASZAM. Odwróciłam głowę i patrzyłam przed siebie. Nagle kiedy wyszliśmy z
lasu zobaczyłam wielką polanę na której stało kilka domów. Kolory domów jaki
panowało w tej miejscowości to przede wszystkim czerwony i biały. Kiedy tak
stałam i obserwowałam przy mnie poczułam zapach mojej przyjaciółki:
- Pięknie tutaj jest. Tak cicho.
- Owszem. –odpowiedziałam.
- Jazzlyn… - z nie pewnym głosem zaczęła.
- Słucham ciebie? – spojrzałam na nią.
- Dziękuje ci , że się zgodziłaś przyjechać tutaj. Bo
ja wiem, że ty i Jacob nie dogadujecie się ze sobą. I teraz ty się będziesz
tutaj źle czuć. I… - chciała coś powiedzieć jeszcze, ale ją uprzedziła:
- Nie będę się źle czuć, bowiem będziesz tu tutaj. A
poza tym bym nie mogła ciebie samej puścić. A moje relacje z Jacobem … jakoś
przeżyję.
- Och. Jazzlyn jesteś…
- Wiem kochana. – dokończyłam. Ona natomiast nic nie
powiedziała tylko się uśmiechnęła. Nagle koło nas pojawili się nasi towarzysze.
Seth od razu objął Juli. Chcieli już się umizgać, ale ja się odezwałam:
- Czy ja wam przeszkadzam? – oby dwoje się spojrzeli
na mnie i zaczęli się śmiać. Nie wiedziałam o co im chodzi. Nagle odezwał się
Jacob: - Chodzi dalej. Jazzlyn musisz poznać resztę. – chciał mnie gestem
dotknąć, ale ja odepchnęłam jego rękę i spojrzałam się gniewnie. Po czym
ruszyłam przed siebie. Szliśmy główną drogą miasteczka La Push. Nagle
skręciliśmy w bok. Przeszliśmy leśną ścieżkę i moim oczom ukazał się dość duży
biały dom. Zauważyłam też ,że przy nim stał już Wan, na którego zostały
wrzucone nasze rzeczy, których aktualnie tam nie było.
- Nasze rzeczy są w domu. – uspokoiła mnie Juli.
Weszliśmy na ganek. Pierwszy wszedł Jacob, po nim Seth, a za nim Juli, która
złapała mnie za rękę i wciągnęła do środka. Drzwi zamknął za nami
rdzawo-brązowy wilk. Kiedy tak obok niego przeszłam poczułam od niego to
wspaniałe bijące od niego ciepło. Nie miałam chęć na jego krew tylko poczułam
coś w rodzaju motyli w brzuchu. Mówiłam sobie w myślach: - Jazzlyn opanuj się. On natomiast łobuzersko się uśmiechnął. Mój
wzrok od razu powędrował w stronę małego , chociaż przestronnego pokoju, w
którym siedziała cała sfora. Nagle odezwał się Sam:
- Witajcie. – podszedł do nie i Juli. Najpierw
przytulił Juli: - Cieszę się z twojego szczęścia i Setha. – powiedział do niej
z uśmiechem. Ona go odwzajemniła , po czym od razu wtuliła się w swego
chłopaka. Potem podszedł do mnie i poddał rękę: - Witaj w naszych skromnych
progach. – odwzajemniłam uścisk dłoni: - Dziękuję za pomoc.
Spojrzał się na mnie: - Nie ma za co. A tak w ogóle
poznaj resztę domowników. – powiedział,
po czym podeszła do niego dziewczyna z wielką blizną na twarzy: - Jazzlyn
poznaj to jest moja żona Emily. Resztę chłopaków znasz i Leah też. – wskazał
palcem na wilczycę, która od razu podniosła się i zaczęła wrzeszczeć: - Sam po
co i na co ta cała szopka z tym przywitaniem się .
- Leah uspokój się! – powiedział stanowczym głosem
Jacob. Dziewczyna tylko spojrzała na niego i od razu wyszła z domu. Było mi jej
żal. Nie wiem dlaczego? Zauważyłam w jaki sposób patrzy na Jacoba. Mogłabym
przysiądź, że z miłością i zazdrością. Nie wiem tylko o kogo, a może o mnie.
Toć ona nie ma powodów być o mnie zazdrosna, bo ja z Jacobem nie mam zamiaru
być, ani nic z tych rzeczy. Nagle głos zabrała Emily: - Nie przejmuj się Leah
przejdzie jej. Teraz chodź do swojego pokoju.
- Do mojego pokoju. A Juli gdzie będzie mieszkać? –
spojrzałam na przyjaciółkę.
- Jazzlyn wiesz jak to jest… - próbowała się
tłumaczyć, a ja jej tylko kiwnęłam głową: - Wiem o co chodzi, że będziesz
mieszkać z Sethem. Tylko uważajcie żebyście nie zbroili czegoś. – kiedy to
powiedziałam ona strzeliła takiego buraka jak nigdy. Potem zwróciłam się do Emily:
- To wtedy wskażesz mi mój pokój. – kobieta uśmiechnęła się i zaprowadziła
mnie. Weszłam przez białe drzwi do małego pokoiku, którego ściany były koloru
beżowego. Na środku stało pojedyncze łóżko. Po prawej stronie stało biurko,
koło niego mała komoda. Natomiast po prawej stronie w rogu znajdował się stolik
nocy. Po lewej i na wprost wejścia były okna.
- I jak ci się podoba pokój? – zapytała się mnie
słodkim głosem kobieta.
- Jest bardzo ładny i przytulny. Dziękuję bardzo.
- Nie ma za co. Teraz rozpakuj się a za godzinę
będzie obiad. – spojrzałam na nią dziękująco, ale też zdziwiona. Domyśliłam się
, że może ona myśli, że ja też jadam ludzkie jedzenie. Przecież jestem w
połowie człowiekiem. Nie chciałam jej odmówić i się zgodziłam: - Dobrze. Za
godzinę zejdę.
Z radosnym uśmiechem wyszłam z pokoju. Ja natomiast usiadłam na białym kocu, który okrywał moje łóżko. Cały czas zastanawiałam się dlaczego Emily, Sam i reszta watahy, no oprócz Leah, są tacy dla mnie mili. O co w tym wszystkim chodziło, bo nie na pewno o to, że Juli należy do ich plemienia od momentu kiedy związała się z Sethem. W ten argument nie dam się nabrać. Siedziałam i myślałam , kiedy w drzwiach rozległo się pukanie. Wstałam i zaczęłam rozpakowywać się dla pozorów i powiedziałam: - Proszę. Od razu pożałowałam tych słów, bowiem w progu stanął Jacob. Jeszcze mi tego brakowało. Nie zwróciłam w ogóle na niego uwagi i dalej się rozpakowywałam. Wkładałam moje rzeczy do szuflad starej komody, kiedy to on zamknął za sobą drzwi i się odezwał: - Jak długo będziesz się na mnie gniewać?
Z radosnym uśmiechem wyszłam z pokoju. Ja natomiast usiadłam na białym kocu, który okrywał moje łóżko. Cały czas zastanawiałam się dlaczego Emily, Sam i reszta watahy, no oprócz Leah, są tacy dla mnie mili. O co w tym wszystkim chodziło, bo nie na pewno o to, że Juli należy do ich plemienia od momentu kiedy związała się z Sethem. W ten argument nie dam się nabrać. Siedziałam i myślałam , kiedy w drzwiach rozległo się pukanie. Wstałam i zaczęłam rozpakowywać się dla pozorów i powiedziałam: - Proszę. Od razu pożałowałam tych słów, bowiem w progu stanął Jacob. Jeszcze mi tego brakowało. Nie zwróciłam w ogóle na niego uwagi i dalej się rozpakowywałam. Wkładałam moje rzeczy do szuflad starej komody, kiedy to on zamknął za sobą drzwi i się odezwał: - Jak długo będziesz się na mnie gniewać?
- Hm… - stanęłam z bluzkami w rękach i spojrzałam na
niego: - Po pierwsze co ciebie to obchodzi, czy się będę na ciebie gniewać czy
nie. A po drugie nie mam ochoty z tobą gadać. Nie wybaczę ci tego nigdy, jak
powiedziałeś o moim ojcu. Ja wiem, że on jest jaki jest , ale to mój ojciec, a
ty nie miałeś prawa mówić na jego temat! – podniosłam trochę głos.
- Jazzlyn wybacz mi za to co powiedziałem na temat
twojego ojca, ale zrozum twój ojciec zrobił wiele złego. Trudno mi to mówić ,
ale on jest zepsuty do szpiku kości. Bardzo ciebie przepraszam za to, jak
ciebie traktowałem. – patrzyłam na
niego, zobaczyłam w jego oczach
szczerość tego co mówił.
- Przyznaję ci rację, że mój ojciec jest zły, ale nie
miałeś prawa tak o nim mówić, ani się ze mnie wyśmiewać.
Podszedł do mnie bliżej: - Wiem, że nie miałem prawa
tak o nim mówić, ani się z ciebie wyśmiewać i więcej tego nie uczynię.
Obiecuję. – nie wiem dlaczego, ale mu uwierzyłam w tą obietnicę. Dodał: - To
jak będzie zgoda między nami. – podał mi rękę. Przez dłuższą chwilę
zastanawiałam się i zdecydowałam: - Zgoda. – po czym podałam mu rękę. W jego
oczach zobaczyłam radość, ulgę i szczęście za jednym zamachem. Natomiast ja
odczułam pewnego rodzaju ulgę.
- Kamień spadł mi z serca – przybliżył się do mnie,
wyciągnął ręce i zapytał: - Mogę ciebie przytulić na po przyjacielsku? –
spojrzałam się na niego nie pewnie, ale pozwoliłam mu na to. Kiedy poczułam
jego ciepłe ciało od razu odczułam spokój i bezpieczeństwo. Nic się innego nie
liczyło się jak tylko teraz ta chwila. Na którą prawdę mówiąc czekałam od pewnego
czasu. Wszystkie złe myśli o nim uciekły z mojej głowy, ale do rzeczywistości
obudziła nas Juli wchodząc do mojego pokoju: - O przepraszam… - od razu zakryła
oczy - … ja nic nie widziałam. Chciałam wam tylko powiedzieć, że jest już obiad
na stole. Myślałam , że ją rozszarpie i teraz wszyscy będą wiedzieć, że ja coś
z Jacobem… . Boże! Musiałam jej od razu do wyjaśnić . Kiedy Jacob wyszedł z
pokoju, natychmiast złapałam za rękę Juli i wciągnęłam do swojego pokoju.
- Juli ja z Jacob nic z tych rzeczy. Nikomu nie gadaj
co się tutaj wydarzyło.
- Spokojnie. Nie jestem głupia. Nic nie powiem.
Chodzi na ten obiad. – ta dziewczyna coraz bardziej mnie zaskakiwała. Po czym dodała: - Ale ja i tak swoje wiem, coś do niego czujesz... - zatkało mnie.
Świetny tekst i piosenka też pasuje. Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuń