czwartek, 12 lipca 2012

6. "Nowy zapach"


Impreza Natalie okazała się wspaniałym pomysłem. Nie żałuj , że przyszłam na nią. Pierwszym powodem było to, iż moja przyjaciółka odzyskała swoją miłości, a po drugie świetnie się bawię. Nawet Damon po utracie szans u Julian, znalazł sobie nowy obiekt westchnień. Okazało się , że tym pragnieniem jest przyjaciółka partnerki mojego drugiego brata. Mam ona na imię Caroline. Kiedy się dowiedziałam kim jest ta dziewczyna, na początku myślałam o niej w taki sam sposób jak o Natalie, że ta laska będzie jakimś pufem z plastiku, ale na szczęście pomyliłam się, bowiem okazała się bardzo fajną kumpelą i towarzyszką w obgadywaniu facetów ;-). Równocześnie muszę przyznać, że ta cała Caroline jest bardzo miła oraz jednocześnie całkiem ładna. Mam przede wszystkim pięknie długie do pasa, kasztanowe włosy i brązowe oczy. Ponadto jest średniego wzrostu i szczupłej postury. Kiedyś Damon przyznał się mi o tym, jaki jest jego ideał kobiety. Moim zdaniem jest to dziwne, że akurat ta dziewczyna pasuje do tego opisu. Jednocześnie dziwne jest również to, że powiedział mi on o tym, jakieś kilka dni temu. Czy to aby nie jakieś zrządzenie losy lub przeznaczenia? Nie zbadane są decyzje naszego stwórcy. Chociaż w mojej kwestii miłosnej bardzo się pomylił. Nie mogę zrozumieć jak mógł dopuści, abym tak cierpiała z powodu tego wilkołaka. Serce mi pęknie, ale nie umiem mu wybaczyć. Na dodatek na moje nieszczęście znalazł się na tej imprezie. Jednakże gorszym problemem jest to, że cały czas mnie nachalnie obserwuje od momentu kiedy skończyłam swój występ i przyszłam pod bar. Musiałam się czegoś napić. Po 5 minutach miałam już pochłonięte z cztery drinki „Manhattany” i jeszcze dalej piłam. Musiałam się w czymś zatopić. Równocześnie w tym momencie ukazuje się kolejna różnica między mieszaniem a wampirem czystej krwi. Ja mogę upić się jak człowiek. Zamroczyć umysł. Co dla mnie jest bardzo pożyteczne. Jednak nagle poczułam na swoim ramieniu gorącą dłoń. Nie. Tylko nie on. – pomyślałam. Ale kiedy poczułam zapach osoby z tyłu za mną. To kamień spadł mi z serca. Nie odwracając się do mojego rozmówcy odezwałam się:
- Witaj Seth.
- Cześć Jazz… . To znaczy Chess. – w tym momencie odwróciłam się w jego stronę, żeby zobaczyć jego twarz. Kiedy to uczyniłam, mój wzrok najpierw padł na moją przyjaciółkę, która nie opodal nas stała. Z jej twarzy mogłam wyczytać tylko jedno: - Bądź miła i …dzięki. – i co ja mogłam zrobić. Ha! Myślicie, że będę miła. O nie! Musiałam swoje powiedzieć, żeby wiedział, iż Juli nie jest sama i mam obrończynie. Wtedy spojrzałam na niego. On na mnie i chciał coś powiedzieć, ale ja mu nie pozwoliłam, zatrzymując jego wypowiedzi machnięciem ręki, i wypaliłam:
- Żeby było jasne. Jeśli znowu skrzywdzisz Juli to ciebie rozszarpie, a wiesz na co mnie stać. To po pierwsze, a po drugie daj jej powody do radości. Nie zmarnuj tej szansy. – pokiwałam mu palcem wskazującym przed nosem, po czym się uśmiechnęłam.
- Masz moje słowo, że tego nie zmarnuje. – na zgodę podaliśmy sobie rękę i w tym samym momencie koło nas znalazła się cała w skowronkach moja kochana siostra, a zarazem przyjaciółka.
- Jak ja się cieszę, że się pogodziliście. Teraz jestem najszczęśliwsza, ponieważ moja naj… najlepsza przyjaciółka i ukochany będą ze sobą normalnie rozmawiać. Jestem z was taka dumna. – kwiczała z radości – Aaa Chess! Dziękuję za piękną dedykację dla mnie i Setha. – przytuliła mnie.
- Nie ma za co.
- Jak to nie ma za co. Jest jest… . Jeszcze raz dziękuję. – powtórzyła się. Po czym dodała: - Ale swoją drogą. Nie wiedziałam, że ty umiesz tak pięknie śpiewać.
- To normalne w mojej naturze. Nie zapominaj, że moje talenty są podwojone. – przypomniałam jej.
- No tak.– pokiwała głową.
- Ok. Idźcie się bawić dalej. Nie marnujcie czasu. – uśmiechnęłam się do niech łobuzersko, po czym dodałam po cichu do Juli i tak wiedziałam, że to też usłyszy Seth: - Tylko nie spłodzicie małej fasolki, która za 9 miesięcy będzie drzeć się w naszym domu. – puściłam jej perskie oko. Kiedy to Juli usłyszała spojrzała na Setha, który nie mógł powstrzymać się od śmiechu i puściła buraka. W tym samym momencie ja zaczęłam się śmieć jak opętana, ale opanowała się kiedy zobaczyłam jej mordercze spojrzenie: - Chess jesteś na pierwszym miejscu czarnej listy uduszonych.
- Kochaniutka. Zapomniałaś, że mnie nie można zabić. – powiedziałam jej do ucha. Co ona na to: - A kto powiedział, że to będzie duszenie fizyczne. – po czym uśmiechnęła się cwaniacko i podążyła w stronę parkietu ze swoim ukochanym za rękę.  Te słowa mnie zamurowały. Co ona miała na myśli. Nie mam pojęcia. Jak również nie obchodzi mnie to. Teraz ważny jest dla mnie mój „Manhattan”. Jedno wiem na pewno. Juli te słowa nie rzuciła na wiatr. To nie w jej stylu.
Mój świat zaczął wirować i co najgorsze moje zmysły wilkołactwo – wampirze zaczęły pracować na wyższych obrotach. Powodując tym samym, że miałam wrażenia jakby na tej imprezie kręcił się ktoś obcy. Pewna osoba, która nie była człowiekiem, wampirem czy wilkołakiem, ale w pewnym sensie mieszaniem. Tylko nie potrafię stwierdzić jakich gatunków. Zaczęłam chodzić po całej Sali i przypatrywać się wszystkim, aż wreszcie dorwał mnie John i porwał do tańca. Muszę przyznać , że wiedział kiedy ma mnie zabrać w rytm tańca. Kiedy poczułam ten świeży powiew rytmu muzyki, od razu poddałam się i zaczęłam szaleć na parkiecie. Nagle wszyscy tańczący ustąpili nam miejsca. Ustawili się do koło nas i zaczęli klaskać. Muszę przyznać, że John był świetnym tancerzem. Nagle potknęłam się i wpadłam w jego ramiona. Od naszych ust dzieliły centymetry. Poczułam, że robi się niebezpiecznie. Musiałam ratować sytuację. John coraz bliżej był moich ust. Na dodatek całą tą sytuację widzi ten wilkołak Black, który stał przy barze. Widziałam i czułam jak się zaczął trząść, po czym nagle ruszył w naszym kierunku. Musiałam coś zrobić, dlatego mój wzrok dopadł moją przyjaciółkę i ją zabrałam do tańca, wyrywając się z objęć kuzyna Jacoba. Zaczęłam z nią tańczyć, lecz Jacob i tak szedł w stronę mojego towarzysza imprezy.
- Boże! – powiedziałam.
- Co się dzieje?! – zapytała się mnie , tańcząca ze mną Juli.
- Jacob idzie do Johna. Jeżeli oni się czapną. To John nie ma szans z Jacobem i dojdzie do tragedii. Trzeba coś wymyśleć. Juli pomóż mi. Nie chce , żeby się pobili o mnie. – przyjaciółka spojrzała na mnie i się cwaniacko uśmiechnęła. Po czym powiedziała:
- Teraz ci się odpłacę.
- Że co? – nie zdążyłam już nic powiedzieć, bo Julian złapała mnie za rękę i popchnęła w stronę Jake. Powodując tym samym, że wylądowałam w jego ramionach. Niech to! – pomyślałam: - Mogłam tyle nie pić. Bym trzymała równowagę.   
Nieśmiało spojrzałam na niego. Jego usta również niebezpiecznie się znajdowały moich, które się zbliżały i w pewnym momencie się zatrzymały, po czym się poruszyły, bowiem ich właściciel coś powiedział:
- Widzisz jaki ten los przekręty. Mówisz, że nie mam ciebie dotykać, a sama wpadasz mi w ramiona. – po czym się łobuzersko uśmiechnął. Ten jego słodki uśmiech. Kurde Chess opanuj się. – doprowadziłam siebie do porządku. Po czym wyrwałam się z jego ramion i nie równym krokiem odeszłam od niego.
- Black! Nie wyobrażaj sobie za dużo. Moje zdanie nadal podtrzymuje, a to, że teraz wpadłam w twoje ramiona to tylko przypadek. – odszczekałam.
- Przypadek… Hm… Może, ale ja uważam, że to przeznaczenie. – znowu się uśmiechnął tym zawadiackim uśmiechem.
- Myśl co chcesz. Nie obchodzi mnie to. – odrzekłam odwracając się. Kiedy to uczyniłam nagle przede mną wyrósł John. Nawet nie wiedziałam skąd i jak.
- Chess jakiś problem? – zapytał się mnie nie patrząc na mnie, tylko na kuzyna. Ja się znowu wpakowałam w kłopoty.  
- Nie. Nie. Jake tylko ze mną rozmawiał. – starałam się uspokoić sytuację, lecz to nic nie dało, bowiem ten z tyłu za mną musiał otworzyć usta:
- Tak jest problem. Tym problemem jesteś ty! – wskazał na swego kuzyna Jake.
- Ja! – wskazał na siebie John: - Może ty! To ty się czepiasz cały czas Chess. Od samego początku imprezy gapisz się na nią. Może nie zauważyłeś , ale wasz związek się już bardzo dawno zakończył. Jak również, że ona przyszła ze mną… i jesteśmy razem. – zaakcentował te ostatnie słowa. A ja zesztywniałam.
- Że co?! – usłyszałam w jego głosie szok i rozczarowanie.
- To co słyszałeś. – powiedział stanowczym głosem John. Nie miałam odwagi się odwrócić to Jake i spojrzeć mu w oczy, ale mój towarzysz złapał mnie za ramiona i odwrócił w jego stronę. Po czym złapał mnie w talii. Kiedy zobaczyłam w oczach Jake’a rozczarowanie, smutek i żal. Serce chciało mi pęknąć, ale jedno wiedziałam, że tylko w taki sposób pozbędę się jego natarczywych zaczepek i wprowadzę swój plan zemsty na nim. Wilkołak spojrzał na mnie i zwrócił się do mnie:
- Czy to prawda? Jesteście razem?! – co ja mogłam powiedzieć. Musiałam powiedzieć to jedno słowo. Chociaż mi serce chciało pęknąć, lecz nie pokazałam tego po sobie. Przyjęłam postawę taką, jakbym była zakochana w Johnie. 
- Tak. – powiedziałam stanowczo. Jego wyraz twarzy… Eh! Nie zapomnę go. Ale sam do tego doprowadził. Nikt nie kazał mu mnie zdradzić i jeszcze zacząć chodzić z Gaby po naszym rozstaniu. Tak nie postępuje prawdziwie wpojony wilkołak. Odszedł od nas bez słowa. Kiedy straciłam go z pola widzenia. Szybko się wyplątałam z ramion Johna i powiedział do niego stanowczym głosem:
- Pamiętaj, że tak naprawdę nie jesteśmy razem i nie będziemy. Zrozumiano!
- Tak. Lecz mam nadzieję, że mam u ciebie jakąś szansę.
- wiesz, że nadzieja to matka głupich.
- To jestem głupi, ponieważ zakochałem się w tobie bez pamięć. Wiem, że na razie nie chcesz się wiązać, ale ja poczekam. – powiedział pełen nadziei. Te słowa sprawiły, że na mojej twarzy pojawił się szok.
- Radzę ci, żebyś odpuścił. – odrzekłam po krótkiej chwili.
- Ja nie odpuszczę. – zakomunikował mi pewnym głosem.
- Jak chcesz. Tylko nie mów, że ciebie nie ostrzegałam. – powiedziałam obojętnym głosem. Po czym odeszłam od niego. Postanowiłam wyjść na zewnątrz, ponieważ w pomieszczeniu, gdzie była impreza, zaczęłam mieć duszność. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Przed wyjściem na zewnątrz poczułam silne szarpnięcie, wręcz ktoś wepchnął w jakiś ciemne i ciasne pomieszczenie. Od razu stwierdziłam, że ktoś zaciągnął mnie do jakieś kanciapy gospodarczej, przecież doskonale widziałam w ciemnościach. Jak również od razu widziałam, kto mnie tam ciągnie. Kiedy się odwróciłam, nagle zostałam przyciśnięta do ściany przez tą osobę. Chyba domyślacie się przez kogo, jak nie  to powiem wam, przez Jacoba Blacka. Chciałam mu się wyrwać, ale złapał mnie za nadgarstki, przyciągając je również do ściany. Jednocześnie patrząc mi prosto w oczy, w których dostrzegłam wielki gniew.
- W co ty ze mną grasz?! – ostro zapytał się mnie. Nie mogłam pozwolić mu, żeby tak mnie traktował.
- A w co mam z tobą grać? Hm… nich pomyślę, może w Futbol. Ale ostrzegam ciebie, nie jestem w tym zbyt dobra…
- Nie żartuj sobie! – nagle poczułam jak jego ręce coraz bardziej ściskają moje nadgarstki, w tym momencie poczułam ból i zrozumiałam, że wyprowadziłam go całkiem z równowagi – Bądź raz w życiu poważna! Powtórzę pytanie. W co ty ze mną grasz?! – wykrzyczał mi w twarz. O nie! – pomyślałam: - Nie pozwolę siebie tak traktować. Poczułam wielki przypływ gniewu, powodując tym samym, że również zaczęłam na niego wrzeszczeć:
- Ja poważna mam być! Ja z tobą pogrywam? Zadaj inne pytanie. Może takie. Kto tu z kim gra? Bo ja uważam, że ty ze mną pogrywasz.
- Nie zmieniaj tematu. Odpowiedz na moje pytanie! – warknął na mnie. Powiem wam szczerze, że chciałam go wyprowadzić z równowagi i udało mi się. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale dalej chciałam brnąć w tej grze. Dlatego wyrwałam mu się z jego uścisku w szybkim tępię. Kiedy się zorientował , że to uczyniłam. Ja już miałam go powalone na ziemię i przyciśnięte własnym ciałem, ponieważ usiadłam na niego i złapałam go za nadgarstki. Po czym zniżyłam się w stronę jego ust i powiedziałam najsłodziej jak potrafiłam:
- A jak nie odpowiem. To co mi zrobisz? – uśmiechnęłam się cwaniacko.
- A to?! – nie wiem kiedy i jak, ale teraz ja leżałam pod nim. Co mnie wcale nie przeszkadzało. Nawet nie miałam zamiaru się wyrywać. – I teraz ty co zrobisz? – zapytał się tym pociągającym głosem, przy którym po prostu odpływałam.
- Zaraz się o tym przekonasz. – uśmiechnęłam się filtrując. Ten spojrzał na mnie zdziwiony. Wyrwałam mój prawy nadgarstek z jego uścisku, po czym w moim tępię (a wiadomo, że jestem szybsza niż wilk czy wampir) złapałam go za kark i przysunęłam do swoich ust. Tak , że dzieliły od nich kilka milimetrów. Spojrzałam jeszcze raz w jego brązowe oczy i zatraciłam się w nich. Nawet nie wiem kiedy go zaczęłam całować. Czułam jak odwzajemnia ten pocałunek. Również poczułam jak jego lewa ręka spoczęłam na moim lewym policzku, a druga ręka na moim prawym udzie. Ta gorączka, która od niego biła była taka przyjemna. Chciałam się w niej zatracić, ale to wydarzenie zostało brutalnie przerwane, bowiem wyczułam znowu ten sam zapach. W pobliżu jest jakiś nowy wampir. Jake jednocześnie ze mną wyczuł ten zapach. I znowu zacznie się dziać coś nowego. – pomyślałam.  
           

7 komentarzy:

  1. Rozdział świetny!!! Oby tak dalej. Mam nadzieje że dosyć często będziesz dodawać nowe notki. Jestem bardzo ciekawa tego nowego! Pewnie sporo namiesza;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne świetne świetne :3 < 3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://amy-isabell-evans-zmierzch.blogspot.com/ Zapraszam do siebie :3

      Usuń
  3. Rewelacja! <3
    Ta gra między nimi dwojga była świetna! :D
    A końcówka jeszcze lepsza! ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak rozumiem to. Wezmę to sobie do serca i postaram się powoli poprawiać. Dziękuję za szczerą opinie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. łooo , to jest genialne <3.

    OdpowiedzUsuń
  6. O Matko! Ale super! Mam nadzieję ze będą razem ^^

    OdpowiedzUsuń