Ten upragniony przez was rozdział. Kolejnym nie wiem kiedy...ale mam nadzieję, że jak najszybciej.
Stałam w osłupieniu.
Nie umiałam znaleźć słów, żeby wypowiedzieć jakieś pierwsze słowa. Jej wzrok
miał taką moc hipnotyzowania, że nie potrafiłam dobrze oddychać, a co dopiero
mieć odwagę odezwać się. Ilustrowała mnie pod każdym kontem. Czekałam jak na wyrok
sąd. Czekałam, aż ona pierwsza się odezwie. Pierwszy raz w życiu bałam się
czegoś. Bałam się, że czarownica mnie przegoni lub co gorsze zamieni w jakąś
obrzydliwą ropuchę. Nie mogłam jej rozszyfrować. Stała tak za ladą kawiarni i
przyglądała mi się. Patrzyła mi prosto w oczy, jakby w nich szukała czegoś. W
jej oczach można było tylko wyczytać, że posiada wielką moc, która mnie zarazem
przerażała, jak i fascynowała. Nigdy nie spotkałam takiej osoby , od której by
czuło się taką silną wieź życiową. Nagle ta istota wreszcie zakończyła swój
hipnotyzujący taniec wzrokowy, który osadziła na mojej osobie.
- Czy ty jesteś Debora
Daron? – odważyłam się wreszcie zapytać. Dziewczyna podniosła dumnie głowę do
góry:
- Tak. To ja. –
odpowiedziała, jednak zrobiła krótką pauzę w swej wypowiedź, po czym dodała: - Hm…
. Czym sobie zasłużyłam, że dotknął mnie taki zaszczyt, iż trój hybryda
pojawiła się w mojej małej kawiarence? – powiedział z szyderczym uśmiechem na
twarzy. Zamurowało mnie, ale domyślałam się , że ona mnie testuje.
- Przybyła prosić
ciebie o pomoc. – odpowiedziałam spokojnie. Wiedźma spojrzała się na mnie
zaciekawiona. Po czym dodałam: - Wiem, że w tej sprawie tylko ty mi możesz
pomóc i z tych względów proszę ciebie z całego serca o pomoc. – rudowłosa
spojrzała głęboko w mojej oczy, w których zapewnie można było dostrzec
pragnienie udzielenia przez nią pomoc. Bardzo chciałam się stać człowiekiem.
Chciałam wreszcie zacząć żyć normalnie, bez prześladowań, kłamstw, chciwości i
zdrady, które stały się nie odłączną częścią mojego nadprzyrodzonego życia.
Przez jakąś chwilę
patrzyłyśmy na siebie równocześnie. Nagle czarownica bez emocjonalnie odezwała
się:
- Chodź za mną. – po
czym wskazał ręką, że mam za nią podążyć. Uczyniłam to. Chociaż nie wiedziałam
co mnie czeka. Miałam tylko ogromną nadzieję, że ona mi pomorze. Przeszłyśmy
przez główny korytarz cukierni do tylniego wyjścia, tylko z tym, że
zatrzymałyśmy się przed nimi. Dziewczyna odwróciła się w stronę pustej ściany.
Zaczęła macać ją od góry do dołu, jednocześnie mówiąc pod nosem jakieś nie
zrozumiałe słowa dla moich uszów. Kiedy skończyła kawałek dotykanej przez nią
ściany zaczął się wykruszać. Przez co po paru sekundach pojawił się w kształcie
trójkąta nie wielki otwór. Wiedźma weszła do środka. Ja natomiast nie
wiedziałam czy mam wejść, czy zostać. Jednak ona ponagliła mnie, więc ruszyłam
za nią. Szłyśmy przez jakieś kręte schody, aż dotarłyśmy do nie wielkiej
komnaty, która była wystrojona w średniowiecznym stylu. Ściany były pokryte
wielkimi matami, na których znajdowały się nie możliwe dla mnie do odczytu
freski. Zapewne kryły one wielką tajemnicę. Myślę, że przedstawiono na nich
jakieś bardzo ważne wydarzenie, które doprowadziło do ogromnych zmian w życiu
wszystkich czarownic. Z zaciekawieniem oglądałam dalej to tajemnicze miejsce.
Po prawej stronie od wejścia stały dwa gotycko rzeźbione posągi, które
przedstawiały, znane mi z opowiadani Aro i czytanych ksiąg, pierwszych
przedstawicieli nadprzyrodzonych gatunków, których geny posiadałam sama w
sobie. Z czego z całego serca bardzo chciałam zrezygnować. Rzeźby
przedstawiały, moich przodków, pierwszego wampira i wilkołaka. Nie wiem czemu,
ale coś mnie podkusiło żeby spojrzeć w ich skamieniały wzrok. Uczyniłam to.
Spojrzałam. Stało się coś bardzo dla mnie dziwnego, bowiem ich oblicze oraz bez
uczuciowe spojrzenie sprawiało, że obudziły się we mnie nie znane dla mnie
dotąd uczucia. Kiedy spojrzałam na Demetrię, matkę wszystkich wampirów, moje
pragnienie krwi zwiększyło się diametralnie, a kiedy mój wzrok powędrował na
posąg Arona, ojca wszystkich wilkołaków, moja wewnętrzna zwierzęca natura podpowiadała mi, że mam
poddać się swojemu wilczemu instynktowi. Jednym słowem pragnęłam przemienić się
w wilkołaka. Jednak coś mi w tym przeszkadzało. Zapewne geny harpii
stabilizowały moje rozszarpane emocje.
Jednocześnie patrząc na
skamieniały rysy pierwotnej wampirzycy, odczułam dziwne wrażenie, że gdzieś już
widziałam tą twarz. Nie mogłam tylko skojarzyć skąd, aż do momentu kiedy mój
wzrok powędrował w stronę wiszącego po między rzeźbami lustra. Moje źrenice
powiększyły się diametralnie, ponieważ patrząc na swoje odbicie twarzy
widziałam te zapomniane rysy. Nie mogłam złapać tchu, bowiem doszło do mnie, że
ja i Demetrię jesteśmy podobne jak dwie krople wody. – Jak to możliwe? – stwierdziłam w myślach. Z rozmyśleń wyrwał mnie
głos rudowłosej dziewczyny:
- Zapewne zastanawiasz
się jak to możliwe, iż jesteś tak podobna do pierwotnej wampirzycy? –
zamurowało mnie.
- Skąd ty… - przerwała
mi.
- Powiedzmy, że mam dar
czytania w myślach. Chociaż to nie jest w tak dosłownym znaczeniu. – odrzekła
dumnie. Po czym dodała: - A poza tym teraz to nie jest ważne. Ważne w tej
chwili jest to, abyś mi powiedziała w czym mam ci pomóc?! – podniosła nieco ton
głosu.
- Przysyła mnie
Suplicia. Powiedziała ona mi, że posiadasz potężną moc, którą byś mogła użyć w
celu przemienienia mnie w śmiertelniczkę. – spokojnie odrzekła i jednocześnie
ilustrowała zachowanie oraz wyraz twarzy mojej rozmówczyń, która nie odezwała
się, lecz intensywnie o czymś myślała. Po jakiejś chwili zabrała głos:
- A więc również też
musiała mówić, że taka przemiana niesie za sobą pewne konsekwencje. Ale
zostawmy na razie tą kwestię. Zastanawiam się na jedną rzeczą. – zaakcentowała
każde słowo – Dlaczego chcesz być człowiekiem skoro jesteś dzieckiem
pierwotnych?
- Pierwotnych…? Nie
rozumiem. – wiedźma spojrzała się na mnie zdziwiona. Nie wiem dlaczego. Jak
również nie wiem co miała ona teraz na myśli.
- Nie udawaj, że nie
rozumiesz.
- Bo właśnie nie wiem o
co ci dokładnie chodzi. – zakomunikowałam jej z małą irytacją.
- Ty poważnie nie znasz
prawdy o swoim pochodzeniu? – spojrzałam się na nią z pod byka. O co jej do
cholery chodzi?! Coraz bardziej robiłam się nerwowa.
- Ja swoje pochodzenie
znam. Wiem kim jestem. Jestem Chelsea Jazzlyn Volturi – Vankuver. Jestem trój
hybrydą: wilkołaka, wampira i harpii. Moją matką jest wilczyca Elena, a ojcem
biologicznym mieszaniec Retron Vankuver. Natomiast ojcem, który mnie przemienił
w wampira i wychowywał przez ponad 15 lat życia, jest Aro Volturi. Czy to ci
wystarczy? – odrzekałam z większą irytacją.
- Boże! Ty naprawdę nie
wiesz. – a ona cały czas swoje mówiła.
- Do cholery! Czego ja
nie wiem?! – wreszcie wybuchałam. Nie mogłam wytrzymać tego ciągłego jej
gadania, bowiem nie rozumiałam tej całej sytuacji. Rudowłosa dziewczyna
zrozumiała wreszcie, że ja naprawdę nie wiem o co chodzi. Popatrzyła na mnie ze
spokojnym wyrazem twarzy i powiedziała:
- Wszystko ci wyjaśnię,
ale najpierw się uspokój. – wzięłam jej słowa do serca i odetchnęłam głęboko
jednocześnie odczuwając ulgę emocjonalną, po czym ona odrzekła:
- Opowiem ci tą
historię od samego początku. Tylko pod jednym warunkiem.
- Jakim? – zapytałam.
- Spokojnie wysłuchasz
i nie będziesz mi przerywać w opowiadaniu. Pytania będziesz dopiero zadawać na
koniec. Chociaż podejrzewam, że nie będziesz mieć żadnych pytań. Tylko będziesz
zszokowana. A więc…
- Dlaczego mam być
zszokowana?
- Mówiłam ci, że nie masz
mi przerywać. – mówiąc to wiedźma właśnie wygodnie siadała na średniowieczną
kanapę, na której leżało wiele małych poduszek.
- Dobrze już zamilknę.
– przysiadłam się koło niej.
- W porządku. Zapewne
jest ci znana wspólna miłosna historia władczyń wampirów i ojca wilkołaków? –
pokiwałam przecząco głową.
- Nie znam tej
historii. Wiem tylko tyle co przeczytałam w księgach Volturi i z opowiadań Aro
Volturi. – odrzekłam. Na co czarownica:
- A co wiesz? –
zapytała się mnie.
- Wiem, że Demetria
jest pierwszą z gatunków wampirów. To ona przemieniła właśnie Aro. Jej krew
była najpotężniejszą jej bronią. Legenda głosi, że była ona okrutną i
bezwzględną wampirzycą. Zabijała ludzi, nie tylko aby zaspokoić pragnienie, ale
przede wszystkim dla przyjemności. Nikt nie mógł jej zabić, aż do tego
strasznego dnia. Kiedy spotkała na swoje drodze Arona. Została ona przez niego
ugryziona i pokonana, ale zdążyła pozostawić po sobie jakieś pokolenie doskonałych
wampirów. – zakończyłam swój monolog.
Debora popatrzyła na
mnie zdziwionym wzrokiem.
- O Boże! On ciebie
przez całe twoje 7000 lata życia okłamywał. – szczęka mi opadła. Teraz to już
kompletnie nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Co ty mówisz? Jakie
7000 lat życia? Przecież ja mam zaledwie 17 lat. – stwierdziłam fakt.
- Poprzez fizyczny
wygląd masz tyle i na tym wieku już się zatrzymasz rozwojowo, ale psychicznie
masz 7000 lat życia. Przez taki czas
ukrywano ciebie przed światem, aż do 17 lat temu. – nie rozumiałem jej.
Patrzyłam na nią jak na idiotkę.
- O czym ty do cholery
mówisz? Że ja mam 7000 lat. Przecież ja takiego czasu nie pamiętam?
- Nie pamiętasz, bo
odebrano ci to. Jak również okłamywano przez te 17 lat twojego przebudzenia. –
wiedźma przybliżyła się do mnie. Stykałyśmy się prawie czołami, wtedy
wypowiedziała najgorszy fakt mojego życia: - Nie jesteś córką Eleny, czy tam
Retrona, czy Aro, jak wmawiano ci do tej pory. Również zmyślną historyjkę na
temat pierwszych nadprzyrodzonych istotach opowiedział ci ten uzurpator
Volturi. Teraz ja wyjawię ci całą prawdę, o której powinnaś wiedzieć od samego
początku swojego przebudzenia. – zamarłam - Aron nie zabij Demetrii. On ją
kochał, tak jak ona jego. Z tej miłości jednak powstał zakazany owoc, który
według moich przodków, którzy byli strażnikami natury, nie powinien pojawić się
na świcie. Dlatego też wszystkie wiedźmy świata postanowiły rzuć zaklęcie na
tych dwóch, które polegało na zamienieniu ich w kamień. A ich owoc miłości, dla
moich przodków był to wybryk natury, został potępiony i zamrożony na wieczne
czasy. Jednak jakieś 17 lat temu… - spojrzała się na mnie, a ja nie wiedziałam
co mam powiedzieć. W moich oczach pojawiły się łzy. - … ta doskonała istota
natury została przebudzona przez Aro Volturi, który ją porwał i ukrył we
włoskim pałacu. – kiedy to powiedziała wszystko zrozumiałam. Jednak
wypowiedziała to ostatnie zdanie: - Tą niepokonaną i doskonałą istotą jesteś ty,
Chelsea Jazzlyn Vankuver – Volturi. Jesteś córką pierwszych najpotężniejszych
przedstawicieli obydwóch ras.
- Co?!!! – i tyle
pamiętałam, ponieważ przed moimi oczami ukazała się ciemności.
WOW! Tylko tyle umiem napisać... zaskoczyła mnie wiadomość o pochodzeniu Chelsea. Czekam na ciąg dalszy. Powodzenia w pisaniu.
OdpowiedzUsuńZapraszam na blog mojej przyjaciółki:
mentalne-zamieszanie.blogspot.com
Hej! Fajny blog. Wejdziesz na mojego bloga?
OdpowiedzUsuńwww.zycie-wokol-mnie.blogspot.com
http://saiyan-princess.blog.onet.pl/ u mnie w końcu nowość
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam Ciebie na nowo powstały odcinek z serii Dragon Ball SP :)
OdpowiedzUsuń