poniedziałek, 10 czerwca 2013

18. "Jednak przeszłość może być jeszcze gorsza"



Ten upragniony przez was rozdział. Kolejnym nie wiem kiedy...ale mam nadzieję, że jak najszybciej. 


Stałam w osłupieniu. Nie umiałam znaleźć słów, żeby wypowiedzieć jakieś pierwsze słowa. Jej wzrok miał taką moc hipnotyzowania, że nie potrafiłam dobrze oddychać, a co dopiero mieć odwagę odezwać się. Ilustrowała mnie pod każdym kontem. Czekałam jak na wyrok sąd. Czekałam, aż ona pierwsza się odezwie. Pierwszy raz w życiu bałam się czegoś. Bałam się, że czarownica mnie przegoni lub co gorsze zamieni w jakąś obrzydliwą ropuchę. Nie mogłam jej rozszyfrować. Stała tak za ladą kawiarni i przyglądała mi się. Patrzyła mi prosto w oczy, jakby w nich szukała czegoś. W jej oczach można było tylko wyczytać, że posiada wielką moc, która mnie zarazem przerażała, jak i fascynowała. Nigdy nie spotkałam takiej osoby , od której by czuło się taką silną wieź życiową. Nagle ta istota wreszcie zakończyła swój hipnotyzujący taniec wzrokowy, który osadziła na mojej osobie.
- Czy ty jesteś Debora Daron? – odważyłam się wreszcie zapytać. Dziewczyna podniosła dumnie głowę do góry:
- Tak. To ja. – odpowiedziała, jednak zrobiła krótką pauzę w swej wypowiedź, po czym dodała: - Hm… . Czym sobie zasłużyłam, że dotknął mnie taki zaszczyt, iż trój hybryda pojawiła się w mojej małej kawiarence? – powiedział z szyderczym uśmiechem na twarzy. Zamurowało mnie, ale domyślałam się , że ona mnie testuje.
- Przybyła prosić ciebie o pomoc. – odpowiedziałam spokojnie. Wiedźma spojrzała się na mnie zaciekawiona. Po czym dodałam: - Wiem, że w tej sprawie tylko ty mi możesz pomóc i z tych względów proszę ciebie z całego serca o pomoc. – rudowłosa spojrzała głęboko w mojej oczy, w których zapewnie można było dostrzec pragnienie udzielenia przez nią pomoc. Bardzo chciałam się stać człowiekiem. Chciałam wreszcie zacząć żyć normalnie, bez prześladowań, kłamstw, chciwości i zdrady, które stały się nie odłączną częścią mojego nadprzyrodzonego życia.
Przez jakąś chwilę patrzyłyśmy na siebie równocześnie. Nagle czarownica bez emocjonalnie odezwała się:
- Chodź za mną. – po czym wskazał ręką, że mam za nią podążyć. Uczyniłam to. Chociaż nie wiedziałam co mnie czeka. Miałam tylko ogromną nadzieję, że ona mi pomorze. Przeszłyśmy przez główny korytarz cukierni do tylniego wyjścia, tylko z tym, że zatrzymałyśmy się przed nimi. Dziewczyna odwróciła się w stronę pustej ściany. Zaczęła macać ją od góry do dołu, jednocześnie mówiąc pod nosem jakieś nie zrozumiałe słowa dla moich uszów. Kiedy skończyła kawałek dotykanej przez nią ściany zaczął się wykruszać. Przez co po paru sekundach pojawił się w kształcie trójkąta nie wielki otwór. Wiedźma weszła do środka. Ja natomiast nie wiedziałam czy mam wejść, czy zostać. Jednak ona ponagliła mnie, więc ruszyłam za nią. Szłyśmy przez jakieś kręte schody, aż dotarłyśmy do nie wielkiej komnaty, która była wystrojona w średniowiecznym stylu. Ściany były pokryte wielkimi matami, na których znajdowały się nie możliwe dla mnie do odczytu freski. Zapewne kryły one wielką tajemnicę. Myślę, że przedstawiono na nich jakieś bardzo ważne wydarzenie, które doprowadziło do ogromnych zmian w życiu wszystkich czarownic. Z zaciekawieniem oglądałam dalej to tajemnicze miejsce. Po prawej stronie od wejścia stały dwa gotycko rzeźbione posągi, które przedstawiały, znane mi z opowiadani Aro i czytanych ksiąg, pierwszych przedstawicieli nadprzyrodzonych gatunków, których geny posiadałam sama w sobie. Z czego z całego serca bardzo chciałam zrezygnować. Rzeźby przedstawiały, moich przodków, pierwszego wampira i wilkołaka. Nie wiem czemu, ale coś mnie podkusiło żeby spojrzeć w ich skamieniały wzrok. Uczyniłam to. Spojrzałam. Stało się coś bardzo dla mnie dziwnego, bowiem ich oblicze oraz bez uczuciowe spojrzenie sprawiało, że obudziły się we mnie nie znane dla mnie dotąd uczucia. Kiedy spojrzałam na Demetrię, matkę wszystkich wampirów, moje pragnienie krwi zwiększyło się diametralnie, a kiedy mój wzrok powędrował na posąg Arona, ojca wszystkich wilkołaków, moja wewnętrzna  zwierzęca natura podpowiadała mi, że mam poddać się swojemu wilczemu instynktowi. Jednym słowem pragnęłam przemienić się w wilkołaka. Jednak coś mi w tym przeszkadzało. Zapewne geny harpii stabilizowały moje rozszarpane emocje.
Jednocześnie patrząc na skamieniały rysy pierwotnej wampirzycy, odczułam dziwne wrażenie, że gdzieś już widziałam tą twarz. Nie mogłam tylko skojarzyć skąd, aż do momentu kiedy mój wzrok powędrował w stronę wiszącego po między rzeźbami lustra. Moje źrenice powiększyły się diametralnie, ponieważ patrząc na swoje odbicie twarzy widziałam te zapomniane rysy. Nie mogłam złapać tchu, bowiem doszło do mnie, że ja i Demetrię jesteśmy podobne jak dwie krople wody. – Jak to możliwe? – stwierdziłam w myślach. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos rudowłosej dziewczyny:
- Zapewne zastanawiasz się jak to możliwe, iż jesteś tak podobna do pierwotnej wampirzycy? – zamurowało mnie.
- Skąd ty… - przerwała mi.
- Powiedzmy, że mam dar czytania w myślach. Chociaż to nie jest w tak dosłownym znaczeniu. – odrzekła dumnie. Po czym dodała: - A poza tym teraz to nie jest ważne. Ważne w tej chwili jest to, abyś mi powiedziała w czym mam ci pomóc?! – podniosła nieco ton głosu.
- Przysyła mnie Suplicia. Powiedziała ona mi, że posiadasz potężną moc, którą byś mogła użyć w celu przemienienia mnie w śmiertelniczkę. – spokojnie odrzekła i jednocześnie ilustrowała zachowanie oraz wyraz twarzy mojej rozmówczyń, która nie odezwała się, lecz intensywnie o czymś myślała. Po jakiejś chwili zabrała głos:
- A więc również też musiała mówić, że taka przemiana niesie za sobą pewne konsekwencje. Ale zostawmy na razie tą kwestię. Zastanawiam się na jedną rzeczą. – zaakcentowała każde słowo – Dlaczego chcesz być człowiekiem skoro jesteś dzieckiem pierwotnych?
- Pierwotnych…? Nie rozumiem. – wiedźma spojrzała się na mnie zdziwiona. Nie wiem dlaczego. Jak również nie wiem co miała ona teraz na myśli.
- Nie udawaj, że nie rozumiesz.
- Bo właśnie nie wiem o co ci dokładnie chodzi. – zakomunikowałam jej z małą irytacją.
- Ty poważnie nie znasz prawdy o swoim pochodzeniu? – spojrzałam się na nią z pod byka. O co jej do cholery chodzi?! Coraz bardziej robiłam się nerwowa.
- Ja swoje pochodzenie znam. Wiem kim jestem. Jestem Chelsea Jazzlyn Volturi – Vankuver. Jestem trój hybrydą: wilkołaka, wampira i harpii. Moją matką jest wilczyca Elena, a ojcem biologicznym mieszaniec Retron Vankuver. Natomiast ojcem, który mnie przemienił w wampira i wychowywał przez ponad 15 lat życia, jest Aro Volturi. Czy to ci wystarczy? – odrzekałam z większą irytacją.
- Boże! Ty naprawdę nie wiesz. – a ona cały czas swoje mówiła.
- Do cholery! Czego ja nie wiem?! – wreszcie wybuchałam. Nie mogłam wytrzymać tego ciągłego jej gadania, bowiem nie rozumiałam tej całej sytuacji. Rudowłosa dziewczyna zrozumiała wreszcie, że ja naprawdę nie wiem o co chodzi. Popatrzyła na mnie ze spokojnym wyrazem twarzy i powiedziała:
- Wszystko ci wyjaśnię, ale najpierw się uspokój. – wzięłam jej słowa do serca i odetchnęłam głęboko jednocześnie odczuwając ulgę emocjonalną, po czym ona odrzekła:
- Opowiem ci tą historię od samego początku. Tylko pod jednym warunkiem.
- Jakim? – zapytałam.
- Spokojnie wysłuchasz i nie będziesz mi przerywać w opowiadaniu. Pytania będziesz dopiero zadawać na koniec. Chociaż podejrzewam, że nie będziesz mieć żadnych pytań. Tylko będziesz zszokowana. A więc…
- Dlaczego mam być zszokowana?
- Mówiłam ci, że nie masz mi przerywać. – mówiąc to wiedźma właśnie wygodnie siadała na średniowieczną kanapę, na której leżało wiele małych poduszek.
- Dobrze już zamilknę. – przysiadłam się koło niej.
- W porządku. Zapewne jest ci znana wspólna miłosna historia władczyń wampirów i ojca wilkołaków? – pokiwałam przecząco głową.
- Nie znam tej historii. Wiem tylko tyle co przeczytałam w księgach Volturi i z opowiadań Aro Volturi. – odrzekłam. Na co czarownica:
- A co wiesz? – zapytała się mnie.
- Wiem, że Demetria jest pierwszą z gatunków wampirów. To ona przemieniła właśnie Aro. Jej krew była najpotężniejszą jej bronią. Legenda głosi, że była ona okrutną i bezwzględną wampirzycą. Zabijała ludzi, nie tylko aby zaspokoić pragnienie, ale przede wszystkim dla przyjemności. Nikt nie mógł jej zabić, aż do tego strasznego dnia. Kiedy spotkała na swoje drodze Arona. Została ona przez niego ugryziona i pokonana, ale zdążyła pozostawić po sobie jakieś pokolenie doskonałych wampirów. – zakończyłam swój monolog.
Debora popatrzyła na mnie zdziwionym wzrokiem.
- O Boże! On ciebie przez całe twoje 7000 lata życia okłamywał. – szczęka mi opadła. Teraz to już kompletnie nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Co ty mówisz? Jakie 7000 lat życia? Przecież ja mam zaledwie 17 lat. – stwierdziłam fakt.
- Poprzez fizyczny wygląd masz tyle i na tym wieku już się zatrzymasz rozwojowo, ale psychicznie masz 7000  lat życia. Przez taki czas ukrywano ciebie przed światem, aż do 17 lat temu. – nie rozumiałem jej. Patrzyłam na nią jak na idiotkę.
- O czym ty do cholery mówisz? Że ja mam 7000 lat. Przecież ja takiego czasu nie pamiętam?
- Nie pamiętasz, bo odebrano ci to. Jak również okłamywano przez te 17 lat twojego przebudzenia. – wiedźma przybliżyła się do mnie. Stykałyśmy się prawie czołami, wtedy wypowiedziała najgorszy fakt mojego życia: - Nie jesteś córką Eleny, czy tam Retrona, czy Aro, jak wmawiano ci do tej pory. Również zmyślną historyjkę na temat pierwszych nadprzyrodzonych istotach opowiedział ci ten uzurpator Volturi. Teraz ja wyjawię ci całą prawdę, o której powinnaś wiedzieć od samego początku swojego przebudzenia. – zamarłam - Aron nie zabij Demetrii. On ją kochał, tak jak ona jego. Z tej miłości jednak powstał zakazany owoc, który według moich przodków, którzy byli strażnikami natury, nie powinien pojawić się na świcie. Dlatego też wszystkie wiedźmy świata postanowiły rzuć zaklęcie na tych dwóch, które polegało na zamienieniu ich w kamień. A ich owoc miłości, dla moich przodków był to wybryk natury, został potępiony i zamrożony na wieczne czasy. Jednak jakieś 17 lat temu… - spojrzała się na mnie, a ja nie wiedziałam co mam powiedzieć. W moich oczach pojawiły się łzy. - … ta doskonała istota natury została przebudzona przez Aro Volturi, który ją porwał i ukrył we włoskim pałacu. – kiedy to powiedziała wszystko zrozumiałam. Jednak wypowiedziała to ostatnie zdanie: - Tą niepokonaną i doskonałą istotą jesteś ty, Chelsea Jazzlyn Vankuver – Volturi. Jesteś córką pierwszych najpotężniejszych przedstawicieli obydwóch ras.
- Co?!!! – i tyle pamiętałam, ponieważ przed moimi oczami ukazała się ciemności.    

4 komentarze:

  1. WOW! Tylko tyle umiem napisać... zaskoczyła mnie wiadomość o pochodzeniu Chelsea. Czekam na ciąg dalszy. Powodzenia w pisaniu.
    Zapraszam na blog mojej przyjaciółki:
    mentalne-zamieszanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Fajny blog. Wejdziesz na mojego bloga?
    www.zycie-wokol-mnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. http://saiyan-princess.blog.onet.pl/ u mnie w końcu nowość

    OdpowiedzUsuń
  4. Serdecznie zapraszam Ciebie na nowo powstały odcinek z serii Dragon Ball SP :)

    OdpowiedzUsuń