czwartek, 8 maja 2014

3.3



- Natychmiast żądam odpowiedzi. – mieszaniec nie dawał za wygraną. Cały czas pragnął wiedzieć kim lub czym jestem. Jednocześnie przytrzymywał mnie za gardło, dociskając do zimnej ceglanej ściany budynku. Jednak mnie jego zachowanie śmieszyło. Cwaniacki uśmiech nie schodził mi z ust. Cieszyłam się i nie bałam się tego okazywać przy nim. Co doprowadzało go do szału. Widziałam w jego przepięknych i nieskazitelnie czystych błękitnych oczach rodzącą nienawiść pomieszaną z ciekawością, a zarazem ze wściekłością.
- Nie będę się powtarzać kolejny raz. – nachylił się do mojego prawego ucha. Czułam jego ciepły oddech na mojej skórze, aż przeszedł mi po karku dreszcz. Nie wiedziałam dlaczego tak zareagowałam. - Pytam się po raz ostatni. – wyrwał mnie z przyjemnego transu -  Kim lub czym jesteś do ciężkiej cholery?!?!?! – wrzasnął mi prosto do ucha. Myślałam, że wyjdę z siebie.
- Teraz to przegiąłeś!!! – myślałam, że tego nie powiedziałam na głos. Jednak pomyliłam się. Powiedziałam moją myśl na głos ze dwojoną siłą. Moja reakcja była gwałtowna i automatyczna. W tym momencie nie panowałam nad sobą, czego później bardzo będę żałować, ponieważ nie chciałam pokazywać swojej mocy. Jednak nie wytrzymałam.
W bardzo szybkim tempie, którego on nie zdążył zauważyć, złapałam go za jego nadgarstek, akurat od tej dłoni, która ściskała moje gardło. Brutalnie przekręciłam stawem w odwrotną stronę jego naturalnych ruchów, wywołując tym samym cierpiący okrzyk u hybryda, która przez ból, aż uklękała przede mną na jedno kolano. Spojrzał w moje oczy. Na pewno zauważył w nich wściekłości, dumę, honor i wyższością, bowiem nie pozwolę sobie, żeby ktoś mną pomiatał. Obiecałam sobie kiedyś to i dotrzymam dane sobie samej słowo.
- Nie życzę sobie, żebyś mnie tak traktował. – warknęłam. Po czym mój wzrok spotkał się z jego spojrzeniem. Zauważyłam w nim mieszankę uczuć. Od gniewu do bólu. Jednak nie mogłam się opanować. Musiałam to uczynić. Schyliłam się do jego lewego ucha i wyszeptałam. – Nie masz do tego prawa.
- Kochana. – uśmiechnął się cwaniacko - W tym mieście ja stanowię prawo. – kiedy to powiedział w tym samym czasie wampirzej szybkości wyrwał swoją dłoni z mojego uścisku. Po czym dodał: - I nie pozwolę, aby jakaś marna nieśmiertelna istota mnie atakowała. – gestem ręki wskazał atak na mnie swoim pupilom.
Automatycznie ustawiłam się w pozycji obronnej.
- Stójcie! - jednak nie doszło do ataku, ponieważ grupa wampirów została zatrzymana przez mojego wybawiciela, który cały czas przyglądał się z wielkim zaciekawieniem na rozwój sytuacji. Nagle odezwał się: - Barcie. Panuj nad swoimi emocjami. Wiesz doskonale, że obejmuje nas traktat pokojowy ze wszystkimi ludźmi i nadprzyrodzonymi istotami, który sam również podpisałeś. Co zobowiązuje ciebie do wykonywania jego warunków. Nie zapominaj o tym.
- Wiesz co… - mieszaniec z ironicznym, a zarazem cwaniacki uśmieszkiem na ustach podszedł do swojego brata i odrzekł - nie obchodzą mnie warunki tego beznadziejnego traktatu, który owszem podpisałem, ale na twoją prośbę to uczyniłem. Jednak od razu ci odrzekłem, że nie będę go przestrzegać. Nie interesuje mnie ten cholerny dokument! – podniósł trochę głos, jednak nie odsunął się ani na krok od Elijah’a – Pewnie też zauważyłeś, że innych on też nie obowiązuje.
- Co masz na myśli? – brunet ze stoickim spokojem na twarzy zabrał głos.

- Na przykład atak na wilkołaki na bagnach i przeklęcie ojca Kieran O'Connell przez jedną z wiedźm. Czy twoim zdaniem nie jest to przypadkiem naruszenie warunków tego, jak ty to nazywasz, traktatu pokojowego między gatunkami? – zabrzęczał mi jego głos w uszach, ponieważ wymienił tak dla mnie dobrze znane imię i nazwisko. Nie wytrzymałam musiałam się odezwać: - Kieran O’Connell? Znacie go? On tu jest? Gdzie mogę go znaleźć? Co się z nim dzieje? O jakim przeklęciu mówisz? – nasuwało mi się od razu wiele pytań. Przez mój paniczny wybuch tych dwóch wampirów automatycznie spojrzało się na mnie. – Proszę o odpowiedź. – zmusiłam siebie do łagodności. Chciałam wiedzieć co się dzieje z tym człowiekiem.

- A co ciebie tak interesuję ojciec Kieran? – już spokojniejszym głosem odezwał się Klaus. Miałam mętlik w głowie. Z jednej strony nie chciałam mu mówić o moim pokrewieństwie z O’Connellem, a z drugiej strony pomyślałam, że kiedy znowu odpowiem mu tak jak mu się nie będzie podobać to się niczego nie dowiem. Dlatego po chwilowej wymianie zdań ze samą sobą. Wybrałam tę drugą opcję.

- Interesuje mnie, ponieważ jest to mój stryj. – jego mina była bez cenna.

- To znaczy, że Cami jest twoją kuzynką? – teraz on mnie zbił z tropu.

- Camille O’Connell również jest w tym mieście. To dlatego … - teraz skojarzyłam. Kiedy wychodziłam z lotniska czułam złą energię, która zawsze pojawia się wtedy kiedy ktoś z mojej rodziny cierpi. Tymi osobami była moja kuzynka i stryj. Cierpieli. – Co się z nimi dzieje? Musze wiedzieć. No mów do cholery! – teraz to ja nie wytrzymywałam napięcia. Musiałam wiedzieć ci się z nimi dzieje.

- A jak ci nie powiem. To co mi zrobisz… - nawet nie zdążył wypowiedzieć tego zdania do konica.

 

~*~

 

Rozległ się wielki huk. Wiatr zebrał się w siłę. Zaczął padać obfity deszcz, który od razu wypełnił ciemną uliczkę małymi strumyczkami, których bieg prawem fizycznym został nakreślony do studzienek. Mrok, który nas otaczał stał się bardziej mroczny i wilgotny. Wyglądało to jakby zbierało się na burzę. Brakowało jeszcze błyskawic i grzmotów.

- Co się dzieje? – z niepewnością w głosie odezwała się stojąca koło mnie Demetria.

- Nie mam pojęcia. – odrzekłem nie spuszczając wzroku z oblicza nie znajomej dziewczyny. Jej wyraz twarzy z łagodnego automatycznie zamienił się w złowrogo nastawioną. Czułem, że nie jest ona zwykłą ludzką dziewczyną. Na pewno była ona wiedźmą, ale wyczuwałem od niej dziwną aurę jakiejś mieszanki gatunkowej. Czy by było do możliwe?  

- Nie wiecie z kim zadzieracie. – nagle odezwała się sprawczyni wszystkich anomalii. – Natychmiast żądam odpowiedzi. Gdzie znajdę moją rodzinę? Nie będę czekać . – w jej głosie można było usłyszeń pewnego rodzaju pogardę, ale i stanowczość. Zapewne mój brat by się zdziwił na to co teraz powiem, ale zaczynam szanować tą dziewczynę. Chociaż jej nie znam i nie wiem co w tym momencie chce zrobić. Ja jednak odczuwam w jej stronę uczucie szacunku. Odczuwam to poczucie, ponieważ widać jak bardzo kocha swoją rodzinę, jak chcę się dowiedzieć coś o niej i jest nawet gotowa, aby podjąć walkę za iskierkę małej informacji o nich. Jestem pod wielkim wrażeniem jej odwagi. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie cyniczny śmiech Klausa:

- Kochana. Teraz ty żądasz odpowiedzi? – uśmiechnął się po czym spoważniał: - Ze mną się nie pogrywa. Nie rozkazuje się mi. – podnosił coraz głośniej intonację: - Mnie nie możesz rozkazywać, bowiem jestem królem tego miasta!!! – wrzasnął. Myślałem, że dziewczyna wystraszy się, a ona tylko słodkawo - łobuzersko się uśmiechnęła. Jakby miała nie jednego asa w rękawie.

- Wiesz co… - odrzekła spokojnym tonem: - gówno mnie to obchodzi! – w tym momencie poczułam jakby jakaś moc przygniotła mnie do ceglanej ściany budynku. Otworzyłem oczy, chociaż miałem z tym wielki problem, chciałem wiedzieć co się dzieje. Kiedy to uczyniłem moje spojrzenie najpierw zarejestrowało, że cała wampirza zgraja na czele ze mną i Niklausem została wbita w przyboczną ścianę. Również zauważyłem, że żaden z nas nie może się ruszyć. Jednak ironiczny uśmiech nie schodził z twarzy mojego brata.

- Na .. tyle… ciebie … stać… - wyszeptał to młodej wiedźmy. Jedno zrozumiałem Klaus również spostrzegł się, że ma do czynienia z niezwykle utalentowaną młodą czarownicą, która w tym momencie jest w wielkiej rozpaczy.   

 

~*~

 

Kiedy się dowiedziałam, że w Nowym Orleanie jest mój stryj i kuzynka. Jednocześnie odczułam ulgę, radość, strach i niepewność o nich. Musiałam się dowiedzieć za każdą cenę: gdzie oni są? Nawet za cenę zdemaskowania się. W tamtym momencie nie obchodziło mnie to, że uaktywniłam swoją moc. Byłam tak ożywiona tą wiadomością, że za wszelką cenę pragnęłam wiedzieć co się z nimi dzieje. Nie widziałam ich od ponad pięciu lat. Nasz kontakt urwał się po fakcie, jak Son, brat bliźniak Camille, dokonał tej makabrycznej zbrodni. Mianowicie mój kuzyn poderżnął gardła trzem ministrantom w kościele, przed ołtarzem, a potem sam siebie zasztyletował. Pamiętam do teraz płacz Cami przez telefon. W tamtym momencie nie umiałam jej pomóc, bo sama nie potrafiłam siebie odnaleźć. Cały czas wtedy byłam w ogromnej rozsypce po moich traumatycznych przeżyciach. Przecież nie każdy ma takie życie jak ja. Jestem siedmiotysięczną hybrydą, która została uśpiona na taki długi czas. Równocześnie na deser otrzymała „od wspaniałych, starożytnych. zakompleksionych wiedźm” doskonałe, fantastyczne, psychologiczne, senne i kłamliwe życie w obrębie jakiejś cholernej czasoprzestrzeni! Długo nie mogłam się pozbierać, lecz jednak udało mi się do takiego stanu doprowadzić swoje życie, że odnalazłam w sobie chociaż małą iskierkę odwagi, którą w sobie strasznie długo odnajdywałam. Teraz kiedy otrzymałam drugą, a zarazem prawdziwą szansę na chociaż trochę normalne życie. Nie zmarnuję tej szansy. Nie tym razem.

Czułam ogromną moc, która przepływała w moim ciele. Czułam rządzę władzy. Z intrygującym i satysfakcjonującym uśmiechem podeszłam do przyciśniętej moją mocą woli    grupki wampirów. Mój wzrok podążył automatycznie na twarz „samozwańczego króla Nowego Orleanu”, który w tej chwili w pewnym sensie całował wilgotną ścianę.

- Mówiłam, że nie żartuję. – odrzekłam – Myślisz, że jest to koniec. Nie mój kochany! – to ostatnie zdanie wyszeptałam mu prosto do ucha – Pytam się ostatni raz. Co wiesz o O’Connellach? – już chciał coś powiedzieć, lecz uprzedziłam go - Przemyśl dokładnie moje słowa. – powiedziałam jak na moje poruszenie dość słodko.

 

~*~

 

„Śmierć jest mostem pomiędzy życiem, a wiecznością. Śmierć nie jest karą, ale darem. Śmierć jest przystanią na nowe życie. Śmierć odbiera ci bliskich, ale nie odbiera wspomnień o nich. Śmierć jest początkiem istniejącej bariery między dwoma światami. Każdy jej kiedyś zapragnie i poczuje jej nieskazitelną czystość oraz moc” – siedziałam we wygodnym fotelu z książką w rękach i czytałam jej jakże odbijający w rzeczywistości tekst. Z jednej strony nie chciałam śmierć mojego wuja, ale kiedy poczułam, że ja jestem zagrożona zaczęłam odczuwać strach. Każde wspomnienia z życia zaczęły napływać do moich myśli. Zaczęłam je nawet analizować i wyciągać wnioski. Jednak kiedy pojawił się Klaus Mikaelson mi na ratunek nie czekałam z odpowiedzią na jego mimiczne pytanie: - Do kończyć to co powinno się dokonać? Skinęłam głową na znak, że ma dać mojemu stryjowi wieczny spoczynek. W tym momencie zrozumiałam, że Kieran O’Connell przeszedł wystarczające piekło na tej ziemi. Pożegnałam się z nim i pogodziłam się z faktem, że musiał otrzymać ten dar. Jednak nigdy nie pogodzę się z tym, że zginął przez klątwę, która została na niego rzucona przez czarownicę. Ból jaki odczuwam przez ten fakt jest nie do zniesienia. Nienawidzę wiedźmy, która to uczyniła i dlatego cieszę się z jej śmierć. Gdyby nie została zabita przez Rebekah Mikaelson to bym sama doprowadziła do jej likwidacji. Dlatego z tego względu jestem bardzo wdzięczna pierwotnej za urwanie jej głowy. Nie powinnam się cieszyć z jej śmierci, ale uczyniła mi ona wiele bólu, który zamienił się w niepohamowany żal i pękającą w szwach gorycz.     

            Jednak w tej chwili nie mogę o tym myśleć, ponieważ powinnam się zastanowić nad tym co dzisiejszego dnia odkryłam. Ale trzeba zacząć od początku. Najpierw po śmierci stryja dowiaduje się, że został mi przekazany tajemniczy klucz, który według Marcela Gerrarda skrywa jakoś wielką tajemnicę. Według niego nie podołam, aby jej strzec, lecz myli się on bardzo. Pomimo, że odczuwam do niego ciepłe uczucia nie zobowiązuje go do niczego. Nie chcę się z nim wiązać. Dlatego postanowiłam go omijać. Wiem co do mnie czuję, ale ja nie mogę zapomnieć o tym co go kiedyś łączyło z Panną Mikaelson, jak również nie chcę wybierać strony po którejś kiedyś będę musiała stanąć. Ale do tego czasu wolę stać się neutralna.
            Powracając do wątku… . Klucz ma skrywać jakąś wielką tajemnicę, która jest również bardzo ważna, wręcz pożądana przez miejscową bizneswoman, Francesca Correa. Dzisiaj ta wredna suka miała czelność przyjść do mojego papu obwieścić, że żąda ów skrywany przeze mnie przedmiot, który odnalazłam w krypcie grobowej brata. Była to skrzyneczka, na której wierzchu został wypisany szyfr. Wredna małpa kiedy pojawiła się i zaczęła mi grozić, nie zdawała sobie sprawy, że ja chwilę przed jej przyjściem rozwiązałam zagadkę, która została stworzona przez mojego zmarłego brata Sona. Naszczęście nauczył mnie tego szyfru jakieś piętnaście lat temu. Dzięki temu wiedziałam, że coś ważnego stryj i brat chcieli mi przekazać. Szyfr zawierał lokalizację starego mieszkania mojego brata, w którym znalazłam tajną skrytkę z pewnymi ciekawymi dokumentami, nad które obecnie zwróciłam uwagę i z wielkim zapałem zabrałam się za ich analizowanie. 


TAK JAK OBIECAŁAM NOWY ROZDZIAŁ. KOLEJNY PRZEWIDUJĘ NA KONIEC MIESIĄCA. POZDRAWIAM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz