piątek, 24 lutego 2012

2. "Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje".

          Obudziłam się jak zwykle bardzo wcześnie rano. Jak to się mówi: Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje. Cociaż w moim przypadku to przysłowie na nic sie nie zdaje. U mnie jest na odwrót. To co jest moim marzeniem nigdy się nie spełni. 
          Jak zwykle na moim zadrapanym stoliku stał już kubek z czerwoną cieczą. Wstałam i wzięłam go. Po czym podeszłam do zakratowanego okna. Po pijąc zaczęłam się wpatrywać w krajobraz.
- Oh. - przełknęłam z obrzydzeniem - Znowu krew jakiegoś pierwszego lepszego błąkającego się na ulicy kota. Jak by nie mogli dać mi czegoś lepszego. Ciągle to samo na śniadanie jest już nudne i obrzydza mi chęć posilania się. - narzekałam. Musiałam to zrobić, bo znać moje życie czekało mnie dzisiaj jeszcze wiele niespodzianek.
                             ***

         Rozmyślając nad spełnieniem marzenia mojej córki siedziałem na swym tronie, wraz ze swoimi współdziałaczami bronienia prawa wampirzego. Po mojej prawicy znajdował się Kajusz, a po lewicy Marek. Ten pierwszy był typem istoty zawisłej, natomiast drugiemu wszystko było obojętne. Tymczasem moja osoba była z nich najbardziej honorowa i dumna. Pewnie dlatego ja zostałem przywódcą wampirów. 
           Wracając do rozmyśleń na temat marzenia Jazzlyn. Pozwoliłbym jej wyjechać, żeby doświadczyła innego życia. Chociaż taki akt łaski jej ofiaruje, przed całkowitym zamknięciem w Volturi i służeniu jej. Tylko to nie było takie proste. Problem tkwił w Kajuszu, który za wszelką cenę nie chciał Jazzlyn spuścić z łańcucha. Wiedział kim lub czym ona się kiedyś stanie. Przede wszystkim bał się, że jej nie poskromimy po przemianie. Ja jedno na pewno wiedziałem, że Jazzlyn jest głównym wątkiem w mym planie. Jak również, że muszę też strzec tajemnicy jej biologicznej matki Luny, którą niestety po narodzinach naszej córki musiałem zgładzić. Jej cały klan też został zniszczony, bowiem by się na pewno upomnieli o nią. A do tego nie mogłem dopuścić. Nie mogłem pozwolić, żeby zniweczyli mój doskonały plan. Polegający na tym, że moja córka po zakończeniu końcowego etapu swego życia stanie się nie pokonaną bronią. Dzięki, której ja Aro Volturi będę nie zniszczalny. Ale żeby tego dokonać, ona musi poczuć tę drugą część siebie. Musiałaby wyjechać do Forks do rezerwatu La Push. Musiałem ją tam wysłać. Sama by tam nie była, bo są tam Cullenowie. Przy nich by się czuła normalnie. Tak więc podjąłem decyzję. Tylko Kajusz co on powie na to, a co ja  się będę nim przejmować. To ja jestem liderem.
- Moi drodzy współtowarzysze... - zacząłem spojrzeli na mnie, ciągnąłem dalej - podjąłem pewną decyzję.
- Jaką? - zapytał zachrypniętym głosem Kajusz. 
- Otóż. Wysyłam moją córkę Jazzlyn do Cullenów na 3 letnie wakacje.
- Że co?! - odezwał się z prawej strony - Nie możesz jej tam wysłać. Wiesz co się stanie jak tam będzie. Czym to grozi. Nie znamy dobrze jej drugiej natury. - mówił to takim monotonnym głosem. Nie miałem zamiaru wchodzić z nim w dyskusję. Krótko powiedziałem.
- Moja decyzja jest nie odwołalna.
Po tych słowach zamilkł.

***

            Po obfitym śniadanku ( z ironią) ubrałam się w czarne spodnie i bluzkę. Nie miałam innych rzeczy. Zawsze byłam ubrana na czarno. Co bardzo mnie ironizowało, bo chciałam się ubierać kolorowo jak inne nastolatki. Ale było to niemożliwe. Taki rozkaz dostałam od ojca i musiałam go wykonać. Na to wyglądało, że ja nie mam prawa wypowiedzenia własnego zdania. Rzeczywiście tak było.
            Zapukałam w drzwi, które potem się otworzyły i wyszłam z mojego pokoju. Zawsze tak robiłam kiedy chciałam wyjść, bo za nimi stał strażnik, który wszędzie za mną chodził. Można powiedzieć był to mój bodyguard. Kiedy szłam korytarzem w stronę oranżerii (gdzie było przepiękna roślinność, tylko w tym miejscu mogłam odpocząć umysłowo) musiałam natknąć się na Jane. Nie lubiłam jej, wręcz nie nawiedziłam i z wzajemnością. Stanęła na przeciw mnie i się uśmiechała szyderczo. Starałam się ją uniknąć, ale nie dałam rady. Jej komentarzy nie dało się wysłuchać i stanęłam tyłem do niej, a mój ochroniarz stał z boku  i tylko się przyglądał. Nie chciałam z nią zadrzeć. Bał się jej jak wszyscy inni, ale nie JA!
- A gdzie to się księżniczka wybiera? - zapytała z jadem w ustach.
- Nie jestem księżniczką. Jak również nie interesuj się gdzie ja idę. Nie twój interes. - odpowiedziałam jej również z najsilniejszym jadem jaki posiadałam. 
- O przepraszam panienkę za obrazę. - uśmiechnęła się szyderczo.
- Jane czy ty nie masz co innego do roboty tylko mnie wkurzać? - zapytałam się jej.
- Nie mam. A poza tym uwielbiam się z tobą droczyć.
- Aha! To jak nie masz co robić. To mogę pogadać z tatą i na pewno da ci specjalne zadanie. Tylko żebyś się odczepiła od jego córki. Co mu na pewno się bardzo nie spodoba.- pojawił się na moich ustach wymuszony uśmiech. Jane nic nie powiedziała i ruszyła dalej. Kiedy znalazła się przed zakrętem w korytarzu krzyknęła: - Córeczka tatusia. Sama nie potrafi się bronić tylko posługuje się autorytetem ojca. Tchórzem jesteś Jazzlyn. Myślałam, że wyjdę z siebie kiedy to powiedziała. Poczułam na kręgosłupie dziwne dreszcze , gorączkę i chęć zabicia jej. Wyssania z niej całej krwi. Nie u mnie tego zobrazować, ale to uczucie jak szybko się pojawiło tak szybko znikło. I ten palący ból w gardle i  bolące dziąsła w okolicach zębów ocznych. Chciałam już biegnąć do niej i naskoczyć na nią, ale powstrzymał mnie mój goryl, który złapał mnie za tali i przerzucił przez ramię. Zdezorientowana wróciłam do siebie.
- Puść mnie! Już się uspokoiłam. Słyszałeś! Puść mnie! - krzyczałam nadaremnie. Postawił mnie dopiero w oranżerii.
==========================================================================

Mam nadzieję, że się wam podoba moja historia. 
Proszę o komentarze, żebym wiedziała czy warto dalej tworzyć.
Pozdrawiam

3 komentarze:

  1. Jest super.
    Pisz dalej...;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm, zastanawiające. Widać, że jest pomysł, oryginalny, ale czegoś w nim brak i nie do końca wiem czego. Bardzo skracasz historię, specjalnie się nie rozpisałaś w rozdziale i oczywiście jak mniemam napisałaś tylko to co najważniejsze? Nie wiem, ale moim zdaniem ciutkę tajemniczo i ogólnikowo. Łaknę detali ;)
    Ciężko mi skomentować to w lepszy sposób. Nie rozumiem tylko dlaczego ma jechać akurat do Forks, na wakacje. Aro nie lubi Cullenów specjalnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. No bo wnioskując z imienia matki "Luna" co chyba jest związane z księżycem, to ta Luna chyba była wilkołakiem, a Jazz jest pół wampirem i pół wilkołakiem.No i jeszcze te dreszcze na kręgosłupie, czyli taki zupełnie wstęp do przemiany w wilka. No a do Forks tzn. do La Push, bo tam jest sfora Jake'a i oni chyba mają jej wszystko wytłumaczyć albo tam po prostu szybciej się zmieni. Chyba (bo to wszystko moje wymysły XD)

    OdpowiedzUsuń