niedziela, 26 lutego 2012

3. "Decyzja"

Kiedy mój goryl mnie postawił na równe nogi w mojej kochanej oranżerii. Postanowiłam usiądź na drewnianej ławce, która znajdowała się pośród różnorodnej roślinności. Od pospolitych kwiatów takich jak: róże (białe, czerwone i niebieskie), tulipany i goździki, po egzotyczne kwiaty: Datura - anielskie trąbki, Noliny, Cytryniec chiński, Aktinidia 'Issai'. Uwielbiałam przebywać w tym miejscu. Jest w nim tak magicznie, że chciałabym tutaj zostać na zawsze i się utopić w moim marzeniach. Jednak nie było mi to dane. Dochodziła już bowiem godzina spotkania z moim ojcem, gdzie miałam dowiedzieć  się o swoim dalszym losie. Czy mogę wyjechać? Czy zostaje? Przez to drugie pytanie w moim myślach chciałam już płakać, ale powstrzymałam się. Będę silna. Dam radę. Powtarzałam to sobie w myślach. Kiedy do mnie podeszła jedna ze służących.

- Przepraszam , że przeszkadzam… - zaczęła nie pewnie Juli (moja nieśmiertelna służąca).
- Tak? – zapytałam się odwrócona tyłem do niej.
- Wzywa panienko ojciec do sali tronowej. – zakomunikowała mi.
- Do sali tronowej? – z szokiem w oczach spojrzałam na nią. Bowiem to było do niego nie podobne, żeby wzywał mnie do sali tronowej. – Dlaczego do sali tronowej? Zawsze się spotykaliśmy w jego biurze. – zapytałam się jej, ponieważ coś mi tu nie pasowało.
- Tak panienko do sali tronowej, a dlaczego tam. Nie wiem. – tylko tyle mi odpowiedziała. Nie chciałam jej dalej wypytywać , ponieważ widziałam już w jej oczach strach, którego nie nawiedziłam. Nie chciałam, żeby się mnie bała. Dlatego też wstałam i powiedziałam do niej:
- To w taki razie prowadzi . – chciała już się odwrócić i ruszyć. Kiedy ja ją zapałam za ramię i delikatnym głosem odrzekłam: - Nie bój się mnie. Ja ci nic nie zrobię. I nie pozwolę na to , żeby ci ktoś inny zrobił krzywdę. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę z płaczem w oczach. Czułam, że jest w jakimś sensie moją bratnią duszą też marzyła o wolności. Miała tyle lat co ja. Moim obowiązkiem było jej teraz strzec. Nie mogłam… nie chciałam, żeby jej się coś stało.
Kiedy szłyśmy w stronę Sali. Trzymałam ją za rękę. Przez co w jej oczach poczułam wdzięczność, że jej chcę w jakiś sposób pomóc. Akurat w tym momencie stanęła przed wielkim drzwiami do miejsca, gdzie miało się wszystko rozwiązać do dalszym moim losie. Wzięłam dwa głębokie wdechy i weszłam. Nawet nie widziałam, że trzymam nadal za rękę Juli , która za mną również weszła. Było już za późno, żeby ją odstawić z powrotem za drzwi. Uścisnęła jej rękę na dowód , że jej nic się nie stanie. Ona mi odwzajemniła.
Przed nami siedziała cała „mordercza trójca”. Jest mi przykro, że mówię tak o własnym ojcu, ale dla mnie to co robił było okrutne oraz ohydne. Miałam szczęście, że tego Aro nie mógł wyczytać z moich myśli kiedy by dotknął mojej ręki. Postanowiłam, że okryje moją tarczą również Juli na wszelki wypadek. By ją bronić zwłaszcza przed Jane, która stała po lewej stronie przy Marku. Patrzyła tak na mnie , jakby cały czas próbowała mi zadać ból, lecz nic jej z tego nie wychodziło. Ha. Miałam nad nią przewagę. Nawet gdyby mnie zaatakowała to też bym się potrafiła zasłonić swoją tarczą. Ale nie mogłam wytrzymać jak ona patrzy na mnie. Musiałam się odezwać:
- Jane! Możesz tak na mnie nie patrzeć i tak mi nie zadasz bólu. Po co się wysilasz? – z kpiącym uśmiechem spojrzałam jej w oczy. Po czym ona już chciała na mnie ruszyć, ale nagle odezwał się mój ojciec:
- Jane! Dosyć tego! Wyjdź! – kiedy dziewczyna usłyszała jego głos w mgnieniu oko już jej nie było w pomieszczeniu, w którym my się znajdowaliśmy. Po czym dodał Aro:
- Przepraszam Jazzlyn za takie zachowanie Jane. Ona nie chciała tak postąpić. – mówił to takim  spokojnym głosem. Ja jedno wiedziałam. Gdyby nie on to by źle dziewczyna skończyła. Miała szczęście , że w takim sensie została uratowana od rychłej śmierć, a szkoda. Kiedy tak myślałam dalej, nagle zostałam wyrwana ze swoich myśli.
- O Jazzlyn przyprowadziłaś swojemu wujkowi Kajuszowi obiad?! – kiedy to mówił patrzył akurat na Juli, która aż się trzęsła ze strachu.
- Nie. Ona nie jest żadnym obiadem. – warknęłam na niego odpychając Juli za siebie i przyjmując pozycję obroną. Dodałam: - Ty się jeszcze nie napchałeś krwią innych nie winnych ludzi, że chcesz ją wziąć za obiad?
- Jak śmiesz. Tak do mnie mówić. – wstał i chciał już ruszyć. Kiedy przywódca podniósł rękę. Tym samym uspakajać go.
- Kajusz opanuj się. – odrzekła spojonym głosem. Po czym spojrzał na mnie i dotknął moich ramion.
- Nikt jej nie zrobi krzywdy jak tego nie chcesz. – uspokoił mnie. Nagle dodał:
- Zapewne chcesz wiedzieć . Jaką decyzję podjąłem w sprawie twojego spełnienia marzenia? – mówiąc to odsunął się ode mnie. Nagle zapaliła się w mojej głowie zielona kontrolka, że to już czas:
- Tak chcę wiedzieć. – odrzekłam z wdechem.
Ojciec spojrzał na mnie i tylko się uśmiechnął: - Nie bądź smutna. Bowiem twoje życzenie zostanie spełnione, ale pod pewnymi warunkami.
Kiedy to usłyszałam, aż wybałuszyłam oczy ze zdumienia. On się zgodził. Jak to możliwe. Po czym wróciłam do rzeczywistości. Powiedział jeszcze, że pod pewnymi warunkami.
- Jakie to są warunki? – zapytałam się go.
- Otóż. Po pierwsze twoja wolność to tylko 3 letnie wakacje. Po drugie po ukończeniu 18 lat wracasz tutaj.
- I to są te warunki?
- Tak. – po czym dodał – I jeszcze kilka innych kwestii musimy omówić?!
Spojrzałam na niego z irytującym wzrokiem. Nagle dokończył swoją wypowiedzi:
- Pierwsza kwestia dotyczy tego, że jesteś inna od pozostałych wampirów. Co muszę ci wyjaśnić. – stałam jak wmurowana nic nie byłam w stanie powiedzieć tylko słuchałam – Jesteś w połowie wampirem a w połowie człowiekiem. Dlatego w tobie płynie krew , boje serce i tak dalej. Druga kwestia dotyczy twego miejsca pobycia na wolności.
I tu się obudziłam: - No właśnie gdzie mnie wysyłasz? -  nie miałam chęci pytać się go kim była moja matka. Wiedziałam, że sama to odkryje na wolności. Czułam to.
- Otóż. Wysyłam ciebie do Forks do Cullenów. To jest rodzina wampirza, ale inna od reszty.
-Czyli tez są w połowie wampirami tak jak ja?
- Nie. To są w 100 % wampiry, ale oni nie piją krwi ludzkiej tylko zwierzęcą. Tak jak ty. – poprawił mnie.
- Aha! – na tyle mnie było stać, żeby odpowiedzieć. Nagle oświeciło mnie: - A oni wiedzą , że ja do niech przyjeżdżam?
- Na pewno.
- Skąd taka pewność.
- Bo mają w swojej grupie wampirzycę, która widzi przyszłość.
- Poważnie. – zaskoczył mnie.
- Tak. Poważnie. A teraz możesz już odejść i pakować się. Jutro rano wyjeżdżamy. – powiedział do mnie.
- Co? Jutro rano ? Jadę tam?- byłam w szoku, że tak szybko tam jadę.
- Tak. A co już nie chcesz tak jechać? – wziął mnie pod rogi.
- Nie . Chcę tam jechać. – po czym odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Nagle usłyszałam rozbawiony śmiech Kajusza:
- To w takim razie ta nie śmiertelniczka nie będzie jej potrzebna. – spojrzałam na Juli, która stała przy drzwiach. Przypomniało się mi , że będę jej bronić. Obiecałam jej to. Odwróciłam się do ojca i zakomunikowałam mu:
- Juli jedzie ze mną.
Aro spojrzał na mnie ze zdumieniem i tylko pokiwał głową: - Niech tak będzie.
Natychmiast wzięłam dziewczynę za rękę i wyprowadziłam za drzwi. Ruszyłyśmy do mojego pokoju.

***

- Myślisz, że ona się nabrała na te twoje bajeczki? – zapytał się mnie Marek.
- Przecież ona nie jest głupia. Na pewno się domyśla, że coś knujesz. – warknął Kajusz.
- Spokojnie towarzysze. Wszystko mam obmyślone i mój plan nie zawiedzie. – spojrzałem na nich zacierając ręce. Po czym dodałem: - Kiedy jej prawdziwa natura się odezwie Cullenowie sami mi ją przywiozą.
- Obyś się nie mylił. – powiedzieli to razem.

***

Siedziałam wraz z Juli na moim łóżku. Byłyśmy już spakowane do podróży. Jeszcze chwilę pogadałyśmy sobie.
- Dziękuje panience za uratowanie życia.
- Nie ma za co. Obiecałam ci.
- Ale i tak dziękuję. Panienko… - chciała coś powiedzieć , ale ją ubiegłam.
- Nie mów do mnie panienko. To takie oficjalne. Mów do mnie Jazzlyn.
- Nie wiem czy tak mogę?
- Możesz i tak mów. – uśmiechnęłam się do niej . Ona mi odwzajemniła.
- Panie… przepraszam. Jazzlyn ale jak już znajdziemy się w Forks to co ja tam będę robić?
- Będziesz moją przyjaciółką. Pójdziesz normalnie do szkoły. Poznasz kogoś. Zakochasz się i tak dalej. Będzie super.
- Myślisz?
- Jestem tego pewna.
Uśmiechałyśmy do siebie i tak usnęłyśmy razem w moim szarym łóżku.

***

Natomiast na drugiej półkuli w małym mieście Forks. Toczyła się inna sytuacja.

Siedziałem z moją ukochaną Bellą na kanapie w głównym salonie w rezydencji Cullenów. Wspominaliśmy nasze czas kiedy to jeszcze żyła nasza córka Renesmee.  Długo nie mogliśmy się pogodzić po jej śmierć, ale niestety życie się dalej toczy. Chociaż od jej śmierci minęło 15 lat to i tak została w naszych wspomnieniach. Miałam tylko za ledwie 2 lata życia ludzkiego, kiedy to się stało. Kiedy ten morderczy tropiciel zamordował ją w śnie. Na mojej twarzy pojawił się ból, które zauważyła moja Bells.
- Kochanie nie możesz się nadal obwiniać za to, że nie powstrzymałeś tego tropiciela.
- To nie jest takie łatwe.
- A myślisz , że dla mnie też jest to łatwe. Musiałam się pogodzić z jej śmiercią. Chociaż to bardzo boli. – spojrzałem w jej oczy , w których jakby mogły to by się pojawiły łzy. A nie mogły bo była wampirem.
Mówiła dalej patrząc mi w oczy:
- Nie tylko nam było trudno. Pamiętasz jak przez prawie 5 lat cała rodzina funkcjonowała jakoś nie tak. Wszyscy cierpieli na swój sposób. Rosa całe dnie przesiadywała w jej pokoju, Emmett przez 5 lat nie obejrzał ani jednego meczu w tv,  Esme w ogóle przez ten okres nie weszła do kuchni, Carlisle w ogóle nie wychodził ze swojego gabinetu, a Alice do nie było do niej podobne nie chodziła na zakupy tylko przez ten czas wraz z Jasperem szukali tego tropiciela, którego my nie mogliśmy znaleźć. Każdy jej śmierć przeżył, ale pamiętaj jedno. Ona by tego nie chciała, żebyś się obwiniał. Nie chciała by , żeby jakiś członek rodziny za nią tęsknił. Chciała by żeby każdy z nas był szczęśliwy.
- Masz rację. – zawsze umiała mnie ustawić do pionu, pocieszyć. Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie. Kiedy przyszła do głowy jeszcze jedna kwestia. Na temat biednego Jacoba. Wiedziałem tylko jedno, że on na pewno pojawi się na urodzinach Belli, które są za kilka dni. Pojawiała się u nas tylko na jej urodzinach. Co bardzo cieszyło mnie, bo Bella przez to była szczęśliwa, że może zobaczyć swego przyjaciela.
Nagle z kuchni wyszła Alice trzymająca wszystkie artykuły do przyjęcia urodzinowego.
- Ha. Mam ciebie tutaj. Wiesz , że ciebie nie ominą zakupy nowej sukienki na twoje 33 urodziny. – zachichotała jak chochlik.
Bella spojrzała na mnie z miną , z której mogłem wyczytać jedno słowo: RATUJ MNIE!
- Kochanie przykro mi. Ja nic na to nie poradzę. – i w tym momencie kiedy Alice chciała już porwać Bellę. Stanęła jak wryta. Jej oczy spotkały się w jednym miejscu. Miała wizję. Po czym spojrzała na mnie.
- Alice jesteś pewna?! – stanął na równe nogi. Pod nosząc głos wyrwałem wszystkich od ich codziennych spraw i szybkimi ruchami przybyli do salonu.
- Co się stało? – zapytała się zaniepokojona Esme.
- Alice miała wizję. – odpowiedziała jej Bella.
-Co widziałaś Alice?– zapytał się Carlisle.
- Przybędzie do nas Volturi. – powiedziała z drożącym głosem.
- Że co? – warknął Emmett.
- Po co mają tutaj przyjeżdżać ? – dopytywała się Rosa.
- Mają tutaj kogoś do nas przywieść.
- Kogo? – zapytałem się.
- Jakieś dwie dziewczyny. Jedna z nich jest normalnym człowiek, natomiast druga jest wampirem i kimś jeszcze, bo nie widzę jej twarzy. Przywiezie je Aro wraz ze swoją sługuską Renatą.
- Po co by mieli oni tutaj przywozić te dziewczyny? – zapytał się Carlisle.
- Przywiozą je , aby odczuły co to jest wolność.
- Nie rozumiem tego. – powiedziała Esme.
- Ja też nie. Jedno wiem , że będą jutro wieczorem u nas. – zakomunikowała wszystkim Alice.
Zapadła błoga cisza.

***

Przepraszam, że uśmierciłam Renesmee, ale to było w moim planie. W ogóle to moje opowiadanie i wiem, że nie wszystkim będzie podobać się ten pomysł z jej śmiercią. Ale ja tak postanowiłam.
Mam nadzieję, że wam się podoba moja NOTKA.
Pozdrawiam
Komentarze PROSZĘ.

3 komentarze:

  1. Hej!
    tutaj właścicielka bloga www.love-in-werewolf.blog.onet.pl. Przeczytałam Twojego bloga i stwierdzam, że ma ciekawą fabułę. Historia potomka Volturi jest wciągająca. Od razu mówię, że jeśli to twój pierwszy bloga.. witamy w świecie bloggerów.
    Jeśli chcesz kilku rad, mogę Ci ich udzielić:
    -robisz błędy w postaci wyrazów, które powinny być pisane razem (np. nadprzyrodzone,u Ciebie napisane jest oddzielnie)
    -Zjadasz literówki, niby mały błąd, ale inaczej to wygląda, jak brakuje jakieś litery.

    Nie przejmuj się. początki zawsze są trudne. Jak będziesz czytała mojego bloga(o ile będziesz go czytać) zauważysz, że sposób moich notek zmienia się. U Ciebie pewnie będzie tak samo. Potrzeba tylko czasu. Życzę Ci powodzenia w pisaniu blogaa.
    Wpadnij kiedyś do mnie..;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jazzlyn, miło mi, że czytasz mojego bloga.. Ciesze się bardzo oczywiście nadal chciałabym czytać Twojego bloga więc możesz mnie informować na gg 68575893..
    Co do pierwszego komentarza, to nie zrobiłam tego na złość, ale po to, żebyś na przyszłość wiedziała, jakich błędów nie popełniać... Sama widzisz, jak to na razie u mnie jest..;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę świetny blog! Cieszę się, że czytasz moją opowieść o Belice. Uważam, że pomysł z córką Aro jest bardzo dobry. Nie spotkałam się jeszcze z tym. Drobne błędy o których wspomniała moja poprzedniczka są serio mało istotne. Pozdrawiam i życzę szczęścia! Będę zaglądać! Mrówa

    OdpowiedzUsuń