Kiedy mój goryl mnie postawił na równe nogi w mojej kochanej oranżerii.
Postanowiłam usiądź na drewnianej ławce, która znajdowała się pośród
różnorodnej roślinności. Od pospolitych kwiatów takich jak: róże (białe,
czerwone i niebieskie), tulipany i goździki, po egzotyczne kwiaty: Datura - anielskie trąbki, Noliny, Cytryniec chiński, Aktinidia
'Issai'. Uwielbiałam przebywać w tym miejscu. Jest w nim tak magicznie, że
chciałabym tutaj zostać na zawsze i się utopić w moim marzeniach. Jednak nie
było mi to dane. Dochodziła już bowiem godzina spotkania z moim ojcem, gdzie
miałam dowiedzieć się o swoim dalszym losie.
Czy mogę wyjechać? Czy zostaje? Przez to drugie pytanie w moim myślach chciałam
już płakać, ale powstrzymałam się. Będę silna. Dam radę. Powtarzałam to sobie w
myślach. Kiedy do mnie podeszła jedna ze służących.
- Przepraszam , że przeszkadzam… - zaczęła nie pewnie
Juli (moja nieśmiertelna służąca).
- Tak? – zapytałam się odwrócona tyłem do niej.
- Wzywa panienko ojciec do sali tronowej. –
zakomunikowała mi.
- Do sali tronowej? – z szokiem w oczach spojrzałam na
nią. Bowiem to było do niego nie podobne, żeby wzywał mnie do sali tronowej. –
Dlaczego do sali tronowej? Zawsze się spotykaliśmy w jego biurze. – zapytałam się
jej, ponieważ coś mi tu nie pasowało.
- Tak panienko do sali tronowej, a dlaczego tam. Nie
wiem. – tylko tyle mi odpowiedziała. Nie chciałam jej dalej wypytywać ,
ponieważ widziałam już w jej oczach strach, którego nie nawiedziłam. Nie
chciałam, żeby się mnie bała. Dlatego też wstałam i powiedziałam do niej:
- To w taki razie prowadzi . – chciała już się odwrócić
i ruszyć. Kiedy ja ją zapałam za ramię i delikatnym głosem odrzekłam: - Nie bój
się mnie. Ja ci nic nie zrobię. I nie pozwolę na to , żeby ci ktoś inny zrobił krzywdę.
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę z płaczem w oczach. Czułam, że jest w
jakimś sensie moją bratnią duszą też marzyła o wolności. Miała tyle lat co ja.
Moim obowiązkiem było jej teraz strzec. Nie mogłam… nie chciałam, żeby jej się
coś stało.
Kiedy szłyśmy w stronę Sali. Trzymałam ją za rękę. Przez
co w jej oczach poczułam wdzięczność, że jej chcę w jakiś sposób pomóc. Akurat
w tym momencie stanęła przed wielkim drzwiami do miejsca, gdzie miało się wszystko
rozwiązać do dalszym moim losie. Wzięłam dwa głębokie wdechy i weszłam. Nawet
nie widziałam, że trzymam nadal za rękę Juli , która za mną również weszła.
Było już za późno, żeby ją odstawić z powrotem za drzwi. Uścisnęła jej rękę na
dowód , że jej nic się nie stanie. Ona mi odwzajemniła.
Przed nami siedziała cała „mordercza trójca”. Jest mi
przykro, że mówię tak o własnym ojcu, ale dla mnie to co robił było okrutne
oraz ohydne. Miałam szczęście, że tego Aro nie mógł wyczytać z moich myśli
kiedy by dotknął mojej ręki. Postanowiłam, że okryje moją tarczą również Juli
na wszelki wypadek. By ją bronić zwłaszcza przed Jane, która stała po lewej
stronie przy Marku. Patrzyła tak na mnie , jakby cały czas próbowała mi zadać
ból, lecz nic jej z tego nie wychodziło. Ha. Miałam nad nią przewagę. Nawet
gdyby mnie zaatakowała to też bym się potrafiła zasłonić swoją tarczą. Ale nie
mogłam wytrzymać jak ona patrzy na mnie. Musiałam się odezwać:
- Jane! Możesz tak na mnie nie patrzeć i tak mi nie
zadasz bólu. Po co się wysilasz? – z kpiącym uśmiechem spojrzałam jej w oczy.
Po czym ona już chciała na mnie ruszyć, ale nagle odezwał się mój ojciec:
- Jane! Dosyć tego! Wyjdź! – kiedy dziewczyna usłyszała
jego głos w mgnieniu oko już jej nie było w pomieszczeniu, w którym my się
znajdowaliśmy. Po czym dodał Aro:
- Przepraszam Jazzlyn za takie zachowanie Jane. Ona nie
chciała tak postąpić. – mówił to takim spokojnym głosem. Ja jedno wiedziałam. Gdyby
nie on to by źle dziewczyna skończyła. Miała szczęście , że w takim sensie
została uratowana od rychłej śmierć, a szkoda. Kiedy tak myślałam dalej, nagle
zostałam wyrwana ze swoich myśli.
- O Jazzlyn przyprowadziłaś swojemu wujkowi Kajuszowi
obiad?! – kiedy to mówił patrzył akurat na Juli, która aż się trzęsła ze
strachu.
- Nie. Ona nie jest żadnym obiadem. – warknęłam na niego
odpychając Juli za siebie i przyjmując pozycję obroną. Dodałam: - Ty się
jeszcze nie napchałeś krwią innych nie winnych ludzi, że chcesz ją wziąć za
obiad?
- Jak śmiesz. Tak do mnie mówić. – wstał i chciał już
ruszyć. Kiedy przywódca podniósł rękę. Tym samym uspakajać go.
- Kajusz opanuj się. – odrzekła spojonym głosem. Po czym
spojrzał na mnie i dotknął moich ramion.
- Nikt jej nie zrobi krzywdy jak tego nie chcesz. –
uspokoił mnie. Nagle dodał:
- Zapewne chcesz wiedzieć . Jaką decyzję podjąłem w
sprawie twojego spełnienia marzenia? – mówiąc to odsunął się ode mnie. Nagle
zapaliła się w mojej głowie zielona kontrolka, że to już czas:
- Tak chcę wiedzieć. – odrzekłam z wdechem.
Ojciec spojrzał na mnie i tylko się uśmiechnął: - Nie
bądź smutna. Bowiem twoje życzenie zostanie spełnione, ale pod pewnymi
warunkami.
Kiedy to usłyszałam, aż wybałuszyłam oczy ze zdumienia.
On się zgodził. Jak to możliwe. Po czym wróciłam do rzeczywistości. Powiedział jeszcze,
że pod pewnymi warunkami.
- Jakie to są warunki? – zapytałam się go.
- Otóż. Po pierwsze twoja wolność to tylko 3 letnie
wakacje. Po drugie po ukończeniu 18 lat wracasz tutaj.
- I to są te warunki?
- Tak. – po czym dodał – I jeszcze kilka innych kwestii
musimy omówić?!
Spojrzałam na niego z irytującym wzrokiem. Nagle
dokończył swoją wypowiedzi:
- Pierwsza kwestia dotyczy tego, że jesteś inna od
pozostałych wampirów. Co muszę ci wyjaśnić. – stałam jak wmurowana nic nie byłam
w stanie powiedzieć tylko słuchałam – Jesteś w połowie wampirem a w połowie
człowiekiem. Dlatego w tobie płynie krew , boje serce i tak dalej. Druga kwestia
dotyczy twego miejsca pobycia na wolności.
I tu się obudziłam: - No właśnie gdzie mnie wysyłasz?
- nie miałam chęci pytać się go kim była
moja matka. Wiedziałam, że sama to odkryje na wolności. Czułam to.
- Otóż. Wysyłam ciebie do Forks do Cullenów. To jest rodzina
wampirza, ale inna od reszty.
-Czyli tez są w połowie wampirami tak jak ja?
- Nie. To są w 100 % wampiry, ale oni nie piją krwi
ludzkiej tylko zwierzęcą. Tak jak ty. – poprawił mnie.
- Aha! – na tyle mnie było stać, żeby odpowiedzieć.
Nagle oświeciło mnie: - A oni wiedzą , że ja do niech przyjeżdżam?
- Na pewno.
- Skąd taka pewność.
- Bo mają w swojej grupie wampirzycę, która widzi
przyszłość.
- Poważnie. – zaskoczył mnie.
- Tak. Poważnie. A teraz możesz już odejść i pakować się.
Jutro rano wyjeżdżamy. – powiedział do mnie.
- Co? Jutro rano ? Jadę tam?- byłam w szoku, że tak
szybko tam jadę.
- Tak. A co już nie chcesz tak jechać? – wziął mnie pod
rogi.
- Nie . Chcę tam jechać. – po czym odwróciłam się i
ruszyłam w stronę drzwi. Nagle usłyszałam rozbawiony śmiech Kajusza:
- To w takim razie ta nie śmiertelniczka nie będzie jej potrzebna.
– spojrzałam na Juli, która stała przy drzwiach. Przypomniało się mi , że będę jej
bronić. Obiecałam jej to. Odwróciłam się do ojca i zakomunikowałam mu:
- Juli jedzie ze mną.
Aro spojrzał na mnie ze zdumieniem i tylko pokiwał głową:
- Niech tak będzie.
Natychmiast wzięłam dziewczynę za rękę i wyprowadziłam
za drzwi. Ruszyłyśmy do mojego pokoju.
***
- Myślisz, że ona się nabrała na te twoje bajeczki? – zapytał się mnie
Marek.
- Przecież ona nie jest głupia. Na pewno się domyśla, że coś knujesz. –
warknął Kajusz.
- Spokojnie towarzysze. Wszystko mam obmyślone i mój plan nie
zawiedzie. – spojrzałem na nich zacierając ręce. Po czym dodałem: - Kiedy jej
prawdziwa natura się odezwie Cullenowie sami mi ją przywiozą.
- Obyś się nie mylił. – powiedzieli to razem.
***
Siedziałam wraz z Juli na moim łóżku. Byłyśmy już spakowane do podróży.
Jeszcze chwilę pogadałyśmy sobie.
- Dziękuje panience za uratowanie życia.
- Nie ma za co. Obiecałam ci.
- Ale i tak dziękuję. Panienko… - chciała coś powiedzieć , ale ją
ubiegłam.
- Nie mów do mnie panienko. To takie oficjalne. Mów do mnie Jazzlyn.
- Nie wiem czy tak mogę?
- Możesz i tak mów. – uśmiechnęłam się do niej . Ona mi
odwzajemniła.
- Panie… przepraszam. Jazzlyn ale jak już znajdziemy się
w Forks to co ja tam będę robić?
- Będziesz moją przyjaciółką. Pójdziesz normalnie do
szkoły. Poznasz kogoś. Zakochasz się i tak dalej. Będzie super.
- Myślisz?
- Jestem tego pewna.
Uśmiechałyśmy do siebie i tak usnęłyśmy razem w moim
szarym łóżku.
***
Natomiast na drugiej półkuli w małym mieście Forks. Toczyła się inna
sytuacja.
Siedziałem z moją ukochaną Bellą na kanapie w głównym salonie w
rezydencji Cullenów. Wspominaliśmy nasze czas kiedy to jeszcze żyła nasza córka
Renesmee. Długo nie mogliśmy się pogodzić
po jej śmierć, ale niestety życie się dalej toczy. Chociaż od jej śmierci
minęło 15 lat to i tak została w naszych wspomnieniach. Miałam tylko za ledwie
2 lata życia ludzkiego, kiedy to się stało. Kiedy ten morderczy tropiciel
zamordował ją w śnie. Na mojej twarzy pojawił się ból, które zauważyła moja
Bells.
- Kochanie nie możesz się nadal obwiniać za to, że nie powstrzymałeś
tego tropiciela.
- To nie jest takie łatwe.
- A myślisz , że dla mnie też jest to łatwe. Musiałam się pogodzić z
jej śmiercią. Chociaż to bardzo boli. – spojrzałem w jej oczy , w których jakby
mogły to by się pojawiły łzy. A nie mogły bo była wampirem.
Mówiła dalej patrząc mi w oczy:
- Nie tylko nam było trudno. Pamiętasz jak przez prawie 5 lat cała
rodzina funkcjonowała jakoś nie tak. Wszyscy cierpieli na swój sposób. Rosa
całe dnie przesiadywała w jej pokoju, Emmett przez 5 lat nie obejrzał ani
jednego meczu w tv, Esme w ogóle przez
ten okres nie weszła do kuchni, Carlisle w ogóle nie wychodził ze swojego
gabinetu, a Alice do nie było do niej podobne nie chodziła na zakupy tylko przez
ten czas wraz z Jasperem szukali tego tropiciela, którego my nie mogliśmy
znaleźć. Każdy jej śmierć przeżył, ale pamiętaj jedno. Ona by tego nie chciała,
żebyś się obwiniał. Nie chciała by , żeby jakiś członek rodziny za nią tęsknił.
Chciała by żeby każdy z nas był szczęśliwy.
- Masz rację. – zawsze umiała mnie ustawić do pionu, pocieszyć. Siedzieliśmy
tak wtuleni w siebie. Kiedy przyszła do głowy jeszcze jedna kwestia. Na temat biednego
Jacoba. Wiedziałem tylko jedno, że on na pewno pojawi się na urodzinach Belli,
które są za kilka dni. Pojawiała się u nas tylko na jej urodzinach. Co bardzo
cieszyło mnie, bo Bella przez to była szczęśliwa, że może zobaczyć swego
przyjaciela.
Nagle z kuchni wyszła Alice trzymająca wszystkie artykuły do przyjęcia
urodzinowego.
- Ha. Mam ciebie tutaj. Wiesz , że ciebie nie ominą zakupy nowej
sukienki na twoje 33 urodziny. – zachichotała jak chochlik.
Bella spojrzała na mnie z miną , z której mogłem wyczytać jedno słowo:
RATUJ MNIE!
- Kochanie przykro mi. Ja nic na to nie poradzę. – i w tym momencie
kiedy Alice chciała już porwać Bellę. Stanęła jak wryta. Jej oczy spotkały się w
jednym miejscu. Miała wizję. Po czym spojrzała na mnie.
- Alice jesteś pewna?! – stanął na równe nogi. Pod nosząc głos wyrwałem
wszystkich od ich codziennych spraw i szybkimi ruchami przybyli do salonu.
- Co się stało? – zapytała się zaniepokojona Esme.
- Alice miała wizję. – odpowiedziała jej Bella.
-Co widziałaś Alice?– zapytał się Carlisle.
- Przybędzie do nas Volturi. – powiedziała z drożącym głosem.
- Że co? – warknął Emmett.
- Po co mają tutaj przyjeżdżać ? – dopytywała się Rosa.
- Mają tutaj kogoś do nas przywieść.
- Kogo? – zapytałem się.
- Jakieś dwie dziewczyny. Jedna z nich jest normalnym człowiek,
natomiast druga jest wampirem i kimś jeszcze, bo nie widzę jej twarzy. Przywiezie
je Aro wraz ze swoją sługuską Renatą.
- Po co by mieli oni tutaj przywozić te dziewczyny? – zapytał się Carlisle.
- Przywiozą je , aby odczuły co to jest wolność.
- Nie rozumiem tego. – powiedziała Esme.
- Ja też nie. Jedno wiem , że będą jutro wieczorem u nas. –
zakomunikowała wszystkim Alice.
Zapadła błoga cisza.
***
Przepraszam, że uśmierciłam Renesmee, ale to było w moim planie. W
ogóle to moje opowiadanie i wiem, że nie wszystkim będzie podobać się ten
pomysł z jej śmiercią. Ale ja tak postanowiłam.
Mam nadzieję, że wam się podoba moja NOTKA.
Pozdrawiam
Komentarze PROSZĘ.
Hej!
OdpowiedzUsuńtutaj właścicielka bloga www.love-in-werewolf.blog.onet.pl. Przeczytałam Twojego bloga i stwierdzam, że ma ciekawą fabułę. Historia potomka Volturi jest wciągająca. Od razu mówię, że jeśli to twój pierwszy bloga.. witamy w świecie bloggerów.
Jeśli chcesz kilku rad, mogę Ci ich udzielić:
-robisz błędy w postaci wyrazów, które powinny być pisane razem (np. nadprzyrodzone,u Ciebie napisane jest oddzielnie)
-Zjadasz literówki, niby mały błąd, ale inaczej to wygląda, jak brakuje jakieś litery.
Nie przejmuj się. początki zawsze są trudne. Jak będziesz czytała mojego bloga(o ile będziesz go czytać) zauważysz, że sposób moich notek zmienia się. U Ciebie pewnie będzie tak samo. Potrzeba tylko czasu. Życzę Ci powodzenia w pisaniu blogaa.
Wpadnij kiedyś do mnie..;))
Jazzlyn, miło mi, że czytasz mojego bloga.. Ciesze się bardzo oczywiście nadal chciałabym czytać Twojego bloga więc możesz mnie informować na gg 68575893..
OdpowiedzUsuńCo do pierwszego komentarza, to nie zrobiłam tego na złość, ale po to, żebyś na przyszłość wiedziała, jakich błędów nie popełniać... Sama widzisz, jak to na razie u mnie jest..;))
Naprawdę świetny blog! Cieszę się, że czytasz moją opowieść o Belice. Uważam, że pomysł z córką Aro jest bardzo dobry. Nie spotkałam się jeszcze z tym. Drobne błędy o których wspomniała moja poprzedniczka są serio mało istotne. Pozdrawiam i życzę szczęścia! Będę zaglądać! Mrówa
OdpowiedzUsuń