środa, 29 lutego 2012

4. "Nowy dom"

Lot samolotem z Włoch do Seattle minął mi i moim towarzyszom dość szybko. Akurat siedzieliśmy w poczekalni czekając za naszymi bagażami, kiedy zaczął padać równomierny deszcz. Co bardzo mi się spodobało, bo to jakaś odmiana. Słyszałam , że Forks, do którego mieliśmy jechać, jest deszczowym miasteczkiem. Odpowiadało mi to. Można powiedzieć, że odmiana dobrze mi posłuży. Z gorących Włoch czas zrezygnować i przejść na zimne klimaty, które mogą się mi nawet spodobać. Natomiast Juli była innego zdania. Zagadała do mnie , gdy nasz „ śmiertelny opiekun” poszedł załatwiać sprawy związane z odbiorem bagaży, oraz załatwić taksówkę.

- Podoba ci się ten klimat? – zasugerowała Juli.
- Wiesz nawet tak. Coś innego. Lubię zmiany. – powiedziałam z uśmiechem, dodając: - A co tobie nie?
- Nie mówię, że nie podoba mi się, ale lubię ciepło, a tutaj ciągle pada. Cóż będę musiała się przyzwyczaić do takiej pogody. – puściła mi oczko. Ja tymczasem złapałam ją za ramię i przyciągnęłam do siebie, mówiąc:
- Lepiej taka wolność, niż życie w nie woli. Chociaż 3 lata sobie poszalejemy. Bez zakazów i nakazów. – szelmowskim uśmiechem spojrzałam na nią. Ona tylko kiwnęła głową na tak. Po chwili ponownie zapytała się mnie:
- A powiedz dlaczego twój ojciec w ostatniej chwili zrezygnował z odstawienia nas na wyznaczone miejsce? I dlaczego oddał to zadanie temu tam?– wskazała palcem na umięśnionego typa, który akurat stał przy taśmie bagażowej szukając naszych walizek i toreb.
- Nie ma pojęcia dlaczego tak uczynił. – odrzekłam spoglądając na niego.
- Aha. A ci Cullenowie wiedzą, że mamy przyjechać do niech na „dłuższe wakacje”?
Nie wiem  co napadło tą dziewczynę dzisiaj za chęć grania w grę pytania i odpowiedzi. Jednak wiedziałam, że powinna ona o wszystkim wiedzieć, żeby nie było żadnych nieporozumień. Jakby jej się któryś z członków rodziny Cullenów zapytał o jakieś informację. To lepiej, żeby znała odpowiedzi. Ponieważ nie wiadomo kim są ci Cullenowie? Jakie mają obyczaje i tradycję?  I w ogóle jak nas przyjmą pod swoim dachem? – o to były pytania! Dlatego postanowiłam, że jej opowiem o ostatniej rozmowie z ojcem, która odbyła się przed naszym wyjazdem. Tym razem nie popełniłam tego samego błędu co ostatnio. Nie zabrałam jej  na tą konwersację, bowiem wolałam żeby została w moim pokoju. Była tam bynajmniej bezpieczna. Co mi zależy. Wszystko powiem jej co wiem, przecież i tak jedziemy na tym samym wózku.
Przybliżyłam się do niej i zaczęłam szeptać, żeby żadna obca osoba na lotnisku mnie nie usłyszała o czym chcę jej powiedzieć. Głupio bym się czuła jakby ktoś usłyszał, że gadamy o wampirach. Wzięli by nas za psychopatki.  Bo wątpię, żeby ktoś uwierzył w to co mówię. „Przecież istoty zimne żyją tylko w legendach i książkach”. Tak więc zaczęłam:
- Posłuchaj Juli. Oni na pewno wiedzą o naszym przyjeździe, bowiem wśród nich jest wampirzyca, która widzi przyszłość. Skąd to wiem? Od mojego ojca. Również nakazał mi tylko, żebym powiedziała jak się nazywam i kim jestem. Po czym mam wręczyć niejakiemu Carlisle-owi ten list. – pokazałam go jej. Był to zwinięty w rulonik i zalakowany pieczątką list, na której widniał znaczek Volturi. Aro tak postąpił, żeby nie było żadnych wątpliwości co do naszej tożsamości. – W nim mój ojciec wszystko wyjaśnił, czyli wszelkie wątpliwości naszego przybycia do Cullenów.
Na moje przedstawienie, tylko wypowiedziała jedno krótkie słowo: -  Aha.
W tym momencie przypomniała mi się jeszcze jedna ważna sprawa.
- Juli! – zaczęłam .
- Słucham? – spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
- Ty tylko czasami w domu Cullenów nie zachowuj się tak samo jak w Volturi?!
- Eee… Nie rozumiem. Jak się nie mam zachowywać?
- No jak… .  Nie masz mi usługiwać. Masz się zachowywać jak moja… przyjaciółka, znajoma, kumpela i tak dalej. Masz się zachowywać normalnie… jak normalna nastolatka. I pamiętaj to nie jest prośba , tylko rozkaz. – uśmiechnęłam się do niej. Ona odwzajemniła i zasalutowała - TAK JEST PANI KAPITAN!
Nagle zamilkłyśmy, bo nasz goryl wrócił z naszymi bagażami. Po czym szybkim ruchem kiwnął ręką , że mamy się udać w stronę wyjścia. Ruszyłyśmy za nim. Przy wyjściu z lotniska czekała już tam na nas taksówka. Myślałam, że będzie to normalna żółta taksówka, a moim czarnym oczom ukazała się granatowa limuzyna. Zapomniałam wam wcześniej powiedzieć, że potrafię zmieniać kolor moich oczów na każdy odcień, oprócz czerwonego. Nawet bym nie chciała ich zmieniać na taki kolor. Przypomina mi to za dużo przykrych wspomnień związanych z Volturi oraz bym nie chciała wyglądać tak samo jak te bestie, które żywią się ludzkimi ofiarami. Jednym słowem cieszyłam się  z tego mojego daru. A poza tym ojciec „poprosił” mnie, żebym je zmieniła dla własnego dobra. Nie wiem co miał na myśli i nie obchodziło mnie to. Zmieniłam je przede wszystkim dla siebie. Bynajmniej nie wyróżniałam się od innych. Również zauważyłam, że moja skóra nie błyszczy tak jak u reszty wampirów. Co jeszcze bardziej wprawiło mnie w radość. Cieszyłam się z tego, że jestem w połowie człowiekiem!
Wracając do limuzyny. Eh… Aro jak zwykle przesadził. Nie lubię wyróżniać się. Wszyscy na nas patrzeli jak na gwiazdy Hollywoodu. Nie wytrzymałam i strzeliłam buraka. Tego samego zdania była Juli. Stanęłyśmy jak wryte, aż do życia obudził nas nasz „pan niania”.
- Wsiadajcie – oświadczył, po czym otworzył nam drzwi.
- Ja nie wsiadam. Nie można było zamówić zwykłej taksówki, tylko od razu limuzynę. – odrzekłam.
- Nie. Ponieważ twój ojciec powiedział jasno, że mam zapewnić ci i twojej służącej wygodne warunki podróży. Więc proszę wsiądź. – ponownie powtórzył.
Ja nie dawałam za wygraną: - Nie jadę tą limuzyną. Pojedziemy normalną taksówką.-obejrzałam się dookoła siebie i zaczęłam szukać jakieś zwykłej taksówki. Na moje szczęście była jedna i wskazałam na nią – O tam tą.
Już chciałam zabrać swoja torbę i walizkę ze sobą, i ruszyć w stronę zauważonej taksówki. Kiedy ten typ bezczelnie mnie , wręcz siłą, złapał za talie i posadził na siedzeniu w limuzynie. Tak samo postąpił z zaskoczoną Julią i zatrzasnął za nami drzwi. Normalnie miałam mu ochotę coś zrobić. Jednak wiedziałam, że jest on tylko człowiek, a ja w połowie wampirem i było by z nim marnie. Z troski o jego życie postanowiłam jechać już tym czymś. Chociaż postąpił tak ze mną. To jednak miałam szacunek do jego marnego życia. Nie chciałam mu go odbierać , ani uszkodzić go, żeby nie cierpiał lub nie został roślinką. Wtedy też zrozumiałam dlaczego ojciec wybrał właśnie jego na naszego przewodnika podróży. No bo przecież ja mu nic nie zrobię, ponieważ za żadne skarby nie złamię swych żelaznych zasad. Taki mój ojciec jest cwany.
Przez całą drogę nie odzywałam się. Podjęłam jednak decyzję, że dla bezpieczeństwa uruchomię moja tarczę i obejmę siebie i Juli, a tego tam mam gdzieś. Niech się cieszy , że się powstrzymałam od chęć na kopania mu do dupy, bo źle by z nim było. Kiedy tak rozmyślałam, moim oczom ukazał się biała tablica z napisem Forks. Już wiedziałam, że jesteśmy blisko celu. Przejechaliśmy przez tę miejscowość główną drogą, która była jako jedyna najszersza. Jechaliśmy prosto. Nagle wyjechaliśmy z Forks. Przemieszaliśmy się szosą przez bardzo gęsty iglasty las, który od razu przyciągnął mnie do siebie swym urokiem. Chciałam już wyskoczyć z samochodu i w nim biegać, szaleć, zapomnieć o problemach

***

- Są już na głównej drodze do naszego domu? – oświadczyłam mojej rodzinie – Za 5 minut będą na miejscu. Wszyscy w mgnieniu oka zajęli dogodne dla nich miejsca.
- Alice a oprócz tych dwóch dziewczyn jedzie Aro z tą Renatą? – zapytała się mnie moja szwagierka.
- Ona nie widzi kto jedzie z tymi dziewczynami, bo cos jej w tym przeszkadza. A Aro i jego sługuską nie przyjadą, ponieważ przed wyjazdem zmienili zdanie. – i w taki o to sposób ubiegł mój brat Edwarda i powiadomił o wszystkim swoja ukochaną.
- Aha. A co oznacza, że coś ci przeszkadza w wizjach kto z nimi jedzie? – już chciał Edward zabrać głos, ale Bella skarciła go wzrokiem, że ma mi dać szanse odpowiedzenia.
- Dziękuje Bello.- uśmiechnęła się – A więc przyczyna jest prosta, ktoś założył tarczę na siebie a przy okazji na cały pojazd.
- Jak to tarcze? – z zaskoczeniem w oczach powiedziała Bella. -  Taką samą jak ja mam?
- Podobna. Zawsze tarcze się różnią. Na przykład jak twoja z tarcza Renaty. Ty możesz na większą liczbę osób a ona tylko na jedną wybraną. – zasugerowałam jej.
- Faktycznie. Masz rację .- pokiwała mi głową.
- Ooo… kończymy pogaduchy. Goście nadchodzą. – zachichotałam.

***

Ich dom był ogromny. Wszędzie duże okna, bez krat i normalne drewniane drzwi wejściowe. Nie jak w Volturze żelazne i szare. Byłam pod wrażeniem. Stałyśmy i obserwowałyśmy ten piękny dom. Juli aż otworzyła usta. Nagle nasze podziwianie zakończył ochroniarz, bowiem wypakował nasze bagaże i trzasnął bagażnikiem. Po czym powiedział:
- Ja swoja misje wykonałem, więc odchodzę. Powodzenia. – spojrzał na nas i wsiadł do auta i odjechał.
- Zostawił nas same! – zaczęła lamentować Juli. Ja miałam go tam gdzieś. Teraz dla mnie ważniejsze było pierwsze wrażenie.
- Juli opanuj się. –rozkazałam jej -  Przecież tutaj ja jestem. Zapomniałaś?
- Nie. Ale…
- Zakończ to. – spojrzałam na nią gniewnie.
- Ok. Będę cicho tylko się nie złość. – przepraszała mnie.
- To nie denerwuj mnie. – warknęłam na nią. Po czym usłyszałam ciche podśmiewywanie się. Dodałam: - Juli bądź poważna. Śmieją się z nas. – nagle śmiech ucichł. A ja postanowiłam ruszyć do wejścia. Wystraszona Juli złapała się mojego rękawa i podążyła za mną. Chciałam już zapukać, ale drzwi zostały prędzej otworzone przez wysokiego, dość przystojnego blondyna, który wyglądał na trzydzieści lat.  Z wielkim uśmiechem przywitał nas:
- Witajcie. Jestem Carlisle. To jest … – obok niego stanęła piękna 30 letnia brunetka – moja żona Esme.
- Witajcie. Miło mi was poznać. – uśmiechnęła się. Jej uśmiech naprawdę był czarujący.
- A to są nasze przybrane dzieci  Rosa, - wskazał na przepiękną blondynkę, która patrzyła na mnie z wrogim nastawieniem – i jej mąż Emmett , - który od razu poddał nam rękę na przywitanie, muszę powiedzieć, ze ma mocny uścisk. Dalej przestawiał: - To jest Alice i jej mąż Jasper. – spojrzałam na małą dziewczęcą twarzyczkę , która się ciągle uśmiechała i pomachała nam. Jej natomiast mąż cały czas mnie mierzył od góry do dołu. Czułam się jak na wystawie, tylko że ja nie byłam obserwatorem tylko obserwowanym przedmiotem.  Carlisle dalej ciągnął: - A jest Edward wraz z żoną Bellą. – nie byli oni groźni. Z ich oczów dobrze czytałam. Tylko ten Edward cały czas był nas czymś zamyślony. Z refleksji wyrwał mnie pan domu: - I o to jest moja cała rodzina. A wy kim jesteście?
Z grzeczności na początku wypadało powiedzieć : - Dzień dobry. – wspólny głosem. Tylko ja trochę głośniej a Juli szeptem, ale i tak to słyszeli. Przecież są wampirami. I postanowiłam odpowiedzieć na zadane nam pytanie:
- Ja nazywam się Jazzlyn Volturi a to jest Juli – kurcze nie wiedziałam jak ona ma na nazwisko, ona nie była wstanie nic powiedzieć, więc musiałam wymyślić: - … Pracston. Przyjechałyśmy z Włoch, dokładnie z Voltury. Ja jestem córką Aro Volturi… - chciałam dalej mówić, ale przerwano mi.
- Ty jesteś jego córką? – zapytała się mnie żona blondyna.
- Tak. Biologiczną córką. Jestem w połowie człowiekiem w połowie wampirem. – odpowiedziałam.
Kiedy to powiedziałam wszystkich zamurowało. Dlatego od razu wyciągnęłam list od mojego ojca do Carlisle.
- Ten list miałam przekazać tobie? – zwróciłam się do niego i wręczyłam mu list. Spojrzał na mnie i otworzył go. Na początku czytał w myślach, lecz zaraz zaczął go czytać na głos:

Drogi Carlisle.
Mam do ciebie ogromną prośbę. Jak już otworzyłeś ten list przeczytaj go na głos, aby usłyszała twoja cała rodzina , nie tylko Edward, co mam do powiedzenia.

( Co on miał na myśli pisząc: „nie tylko Edward”)

Otóż spełniam marzenie mojej ukochanej córki, które wiąże się z życiem normalnej nastolatki. Chcę ona bowiem odczuć to jak jest być normalną dziewczyną w jej wieku. Dlatego wysyłam ją do was
(akurat ukochana tutaj przegiął)
na 3 letnie wakacje, bowiem wiem, że ona tego u was doświadczy. Chciałbym , abyś ją traktował tak samo jak każdego członka twojej rodziny. Nie martw się ona  nie żywi się ludzką krwią tylko zwierzęcą. O finanse też się nie martw. Zabezpieczyłem ją w konto bez limitu. (o to mi się podoba) 
Do ciebie mam tylko prośbę, abyś jej dał dach nad głową, ochronę i warunki do spełnienia jej marzenia o wolności. Pewnie ci się już Jazzlyn się przedstawiła i powiedziała , że jest w połowie człowiekiem w połowie wampirem. Jest ona bezproblemowa.

Z góry dziękuję za przyjęcie jej pod Wasz dach.
Z poważaniem i serdeczne pozdrowienia
Aro

Ps. Składam kolejne kondolencje z powodu śmierci córki Belli i Edwarda.
Dziewczyna , która przyjechała z moja córką to jej dobra znajoma.
( Jak to córki, przecież wampiry nie mogą mieć dzieci. Coś mi tu nie gra. Po co wspominał o Juli. Zawsze musi za dużo powiedzieć – pisać. ).

Po przeczytaniu listu Carlisle, Esme, Belli, Edwardowi, Emmettowi i Jasperowi miny się zmieniły z poważnych na wymuszony dla mnie uśmiech. Jedynie co nie zadowolona nadal była Rosa, która coś chciała powiedzieć , ale została skarcona przez Edwarda. W ogóle on był jakiś dziwny
Potem podeszła do mnie i do mojej kompanki Alice, która z chochlikowym uśmiechem powiedziała:
- Chodzicie ze mną. Zaprowadzę was do waszego pokoju. 
Więc ruszyłyśmy za nią. Przed schodami kiedy minęłam Edwarda cały czas miałam wrażenie, że on próbuje przecisnąć się przez moją tarczę. Było to dla mnie nie doz niesienia. Cały czas napierało to moją tarczę ochroną. Musiałam zareagować na to. Domyślałam się , że on też jakiś dar posiada, ale nie wiedziałam jaki.
- Edward czy byś mógł nie napierać na moją tarczę ochroną. To jest bardzo krępujące.
Spojrzał się na mnie z zaskoczeniem w oczach. Po chwili wypowiedział :
- Przepraszam, ale jesteś drugą osobą, u której nie słyszę myśli.
- A ty masz dar czytania w myślach? – zapytałam się go.
- Tak.
Kurdę dobrze, że mam dar tarczy. Nie będzie słyszeć moich myśli.
- To ciekawe. – improwizowałam. – Wiem od ojca tylko tyle, że Alice ma dar widzenia przyszłości. – zerknęłam na nią. Uśmiechała się cały czas. Czy jej nigdy uśmiech nie schodzi z twarzy?  
Edward uśmiechnął się do mnie i zaproponował mi, że pomoże mi zanieść moje bagaże do pokoju. Walizkę Juli wziął Emmett. Wraz z nimi ruszyliśmy do naszego nowego małego świata.
- O to wasz pokoju.- oświadczyła nam Alice otwierając drzwi do pokoju, który był przepiękny.  Bardzo duży z ogromnymi bez kratowymi oknami , przez które widziałam piękny krajobraz. Forks leżał na terenach górzystych, pochłonięty był przez wielkie lasy iglaste. Przez moje okna w pokoju widziałam nie opodal jezioro, które strasznie mi się spodobało. Mam nawet już w planach ruszyć tam na zwiedzanie tego miejsca. Wracając do pokoju jego ściany były koloru fioletowego. Nasze łóżka były całe białe. Po środku stał mały stolik i dwa białe skórzane fotele. Pod nim leżał biały włochaty dywan. W tym pokoju panowała biel z fioletem. Bardzo mi się spodobał. Dla mnie był on rajem w stosunku do mojego poprzedniego czarnego pokoju. Wiedziałam, że przez dłuższy czas nie ruszę się z tego miejsca.
- I jak podoba wam się? – zapytała się nas Bella, która akurat weszła za nami do pokoju.
- Jest boski. – powiedziała po cichu Juli. Ja nic nie powiedziałam, tylko się odwróciłam i prawie na samym czubku nosa miałam płacz.
- Co ci jest Jazzlyn? – zapytała się mnie Alice.
- Nic. – ocierałam oczy – tylko, że wy jesteście tacy inni.
- To znaczy? – kontynuowała.
- Zachowujecie się tak życzliwie w stosunku do mnie. Chociaż jestem córką osoby, która zrobiła wam tyle problemów.
- Jazzlyn to nie twoja wina, że masz takiego ojca. – powiedział Edward . Po czym Bella dodała: - A poza tym cieszymy się, że przyjechaliście?
Te słowa zrobiły swoje. Musiałam się do nich przytulić i jeszcze raz podziękowałam.
- Ok. Dosyć tych łez. Rozpakujecie się i pomożecie nam w przygotowaniach. – rozkazał Alice.
- A w czym? – zapytałam się jej ocierając łzy.
- W przygotowaniach urodzinowych Belli. Za kilka dni kończy 33 lat ludzkich. – uśmiechnęła się.
- Aha. Zaraz zjedziemy. – powiedziałyśmy razem. Wtedy wszyscy wyszli . My natomiast rozpakowałyśmy się. Kiedy Juli weszła do garderoby jej oczom ukazały się omamy.
- Czy ja już z tego strachu straciłam rozum? – zaczęła wrzeszczeć. Weszłam za nią do tej garderoby, żeby upewnić się co jest. Jak weszłam , jak zobaczyłam to co zobaczyłam… prawie zemdlałam. Garderoba pełna ubrań. Kolorowych, szykownych, eleganckich i tak dalej. Kiedy tak chodziłam i oglądałam je. Nagle weszła Alice.
- To też podoba się wam? – zapytała się mnie. Juli nadal była w szoku. Ja naszczęście się ocknęłam.
- Alice my tego nie możemy przyjąć. To za wiele. – tłumaczyłam się , ale ona i tak postawiła na swoim zgodziłam się przyjąć jej „skromny” prezent.  Po czym zeszłyśmy wszystkie trzy razem na dół. Wszyscy już się krzątali. Chłopaki zakładali balony, a Esme z Rosalie. Natomiast Carlisle siedział w swym gabinecie.
- E ee… . Alice a kiedy dokładnie ma urodziny Bella? – zapytała się chochlika.
- Za 2 dni. – odrzekła mi.
- Za 2 dni! A ja z Juli nie mamy żadnego prezentu?!
- To pojedziemy jutro na zakupy i jej kupisz coś. – powiedziała bardzo cicho, żeby Bella nic nie usłyszała. Na szczęście nie było jej w domu wraz z Edwardem , gdzieś wyszli.
Cały dzień spędziłam w kuchni . Pomagając Esme w przygotowaniach urodzinowych. Właśnie leżałam w swoim łóżku i patrzyłam przez okno, które było przy moim łóżku. Patrzyłam na pełnię księżyca. Naszła mnie chęć wymknięcia się i przejścia się po lesie. Jak również przy okazji by zapolowała sobie. Byłam straszne głodna. Tylko bałam się , że Juli nie śpi. Wstałam po cichu i zeszłam z łóżka. Podeszła do niej, a ona spała jak smok. Nawet bomba atomowa by jej nie obudziła. Dlatego szybko się ubrałam w moją czarną bluzkę , spodnie i traperowe buty. Potem odwiązałam z warkocza moje czarne długie do pół pasa włosy. Po czym wyskoczyłam przez okno balkonowe na najbliższe drzewo. Zeszłam po nim. Potem pobiegła w stronę jeziora.

***

- Wie może ktoś gdzie się ona wybiera? – zapytałem się całej rodziny, która była zebrana w salonie.
- Nie. – odrzekł mi Carlisle.
- To może lepiej by było jakby ktoś za nią poszedł. Ona nie wie dokąd jest nasza granica. A Jacobowi, Samowi i reszcie nie spodoba się jak ją znajdą na swoim terenie.  – zaproponowałem.
- Masz rację Edwarda. Lepiej, żeby ktoś był w pobliżu. W razie czego. – przytaknął mi mój przybrany ojciec .
- To w takim razie ja za nią ruszę, z Emmettem. – zaproponował Jasper.
- Ok. Tylko w razie czego dajcie znać. Macie telefony komórkowe. – powiedziałem to nich.
- Tak. Ja mam. – odrzekł Jasper.
Po czym ruszyli za naszą nową można powiedzieć „siostrą”.

***

Boże jaki ten las jest piękny. Stanęłam sobie przy ty jeziorze co widziałam go z okna. Było bosko. Ale moja ciekawość ciągnęła mnie dalej. Postanowiłam , że przez skocze przez nie i pobiegnę dalej. W ogóle poczułam z tamtej strony z kilka kilometrów dalej jakiś przyjemny zapach. Jakiegoś zwierzęcia. Ubzdurałam sobie, że to będzie moja kolacja.
Po drugiej stronie jeziora ten zapach się nasilił. Postanowiłam, że nie będę biegnąć z wiatrem, żeby moja ofiara mnie nie wyczuła. Pobiegłam okrężną drogą. Przebiegłam może z jakieś 5 kilometrów, a zapach był coraz intensywniejszy. Nagle usłyszałam łamiące się gałązki. Ktoś szedł w moją stronę. Obejrzałam się za siebie spostrzegłam , że są obok mnie krzaki bzu. Szybkim ruchem ukryłam się w nich. I bez szelestnie czekałam na swoją kolację. Nagle moim oczom ukazało się wielkie cielsko. Było rozmiarów bawoła. Kiedy podszedł bliżej krzaków, spostrzegłam, że ta istota jest ogromnym wilkiem o szarej maści. Zbliżał się coraz bliżej mnie. Wąchając. Aż za blisko się przybliżył. Byłam zmuszona wyskoczyć i ukazać się. Kiedy mnie zobaczył zaczął na mnie warczeć, aż się na grzbiecie najeżył. Po prostu skoczył na mnie z nienacka. Co miałam zrobić musiałam się bronić. Nasza bójka trwała może z 5 minut, a ja go już miałam położone na łopatki. Przygniatając go do drzewa , wbiłam swoje pazury w jego przednie łapy. Powodując tym samym, że za wył z bólu. Odniosłam jednak wrażenie, że to nie było wycie z bólu tylko wołanie o pomoc. Nagle za moimi plecami poczułam, że zbliża się więcej tych stworzeń. Postanowiłam, że wskoczę na drzewo i poczekam , aż przybędą. Za jakieś kilka sekund już byli przy swoim kompanie.  Te wilki były większe od tego którego zraniłam. Było ich 8 sztuk , wraz z rannym wilkiem. Nagle czarny podszedł do tego co leżał i patrzył na niego. Szurnął go nosem, po czym spojrzał na wszystkich. Bardzo mnie to zaciekawiło, że nie czują oni mnie. Przecież mają na pewno doskonały węch. Stwierdziłam po tym, jak zobaczyłam ich wielkie nozdrza. Nagle rozległ się trzask. Po opadnięciu dymu zobaczyłam 7 mężczyzn i ten rany wilk, którego zaatakowałam w obronie, był dziewczyną. Kurcze oni potrafili się zamieniać w wilki. Nie rozumiałam jak to możliwe. Nagle głos zabrał czarny wilk:
- Co ci się stało Leah? – o wiedziałam chociaż jak ma na imię jedna z nich.
- Po naszym terenie krąży jakiś obcy wampir, to znaczy wampirzyca, ale jest całkiem inna od reszty. Bardziej silniejsza i zwinniejsza. Gdyby nie moja kontuzja ramienia to bym ją położyła na łopatki – warknęła.
Nawet nie wiem kiedy co, nie mogłam wytrzymać jej gadania, ale powiedziałam na głos: - Gdybyś na mnie nie naskoczyła to bym nie musiała użyć siły.
- Kto to powiedział? – odezwał się najmłodszy z nich według mnie.
- Pokaż się! – krzyknął bardzo wysoki brunet i najbardziej przystojny od reszty.
- Proszę bardzo. – zeskoczyłam w sam krąg tych dziwnych ludzi. Z bliska przyjrzałam się im. Byli to Indianie. Tak wyglądali. Trochę czytałam na temat innych kultur, bo w tej dziurze Volturze nawet nie było komputer i internetu.
Wszyscy patrzyli na mnie złowrogimi oczami. Nagle odezwał się czarny , najspokojniejszy z nich:
- Kim jesteś ? I czego szukasz na naszym terytorium?
- Na waszym terytorium. Jak tutaj wchodziłam nie widziałam żadnej tabliczki „ teren prywatny”.- odrzekłam.
- Uważaj co mówisz, bo coś się czasami może tobie stać. – odezwał się ten, który stał obok tego co mnie zapytał.
- Jak chcesz możemy się spróbować. – nie wiem co we mnie wstąpiło, ale polubiłam się z nimi droczyć.
- Nie drażnij nas. – odezwał się drugi.
- Ja was drażnię? To chyba wy mnie! – długo nie czekałam ci dwaj co się ze mną drażnili przemienili się w ogromne wilki. Jeden był ciemno-szary a drugi siwy. Ruszyli na mnie. Ja jak umiałam broniłam się. Ale ich było dwóch a ja jedna. Nie mogłam dać się zabić i w tym momencie poczułam to samo uczucie. Kiedy mnie zdenerwował Jane. Opętała mnie chęć mordu. Czułam jak moje zęby oczne się wydłużają. Na tyle byłam świadoma, że wskoczyłam wysoko na drzewo i próbowałam się opanować. Napastnicy tym samym skakali próbując się do mnie dostać. Przeskoczyłam po drzewach i wyskoczyłam naprzeciw czarnemu wilkowi , który był nadal w postać człowieka, jak również dziewczyna i  4 pozostałych chłopaków. Jeden z nich utkwił mi w głowie, ponieważ coś mnie do niego ciągnęło. Tylko nie wiedziałam co. Postanowiłam rozmówić się z ich przywódcą. Powiedzieć kim jestem. Kiedy chciałam to uczynić. Nagle koło mnie znalazł się Edward, a po jego prawicy Jasper , natomiast po lewicy Emmett. Ten przy mnie zaczął mówić do tego co ja pierwsza chciałam.
- Witaj Sam. Witajcie: Jacob, Quil, Embry, Seth, Paul, Jared i Leah.
Teraz to ja wiedziałam chociaż jak mają chłopacy na imię. Również wiem których tak mocno wkurzyłam, że aż mnie zaatakowali. To byli Paul i Jared, którzy cały czas za mną stali. Tylko, że w postaci człowieka. Każdego poznałam, po tym jak każdy z osobna podniósł rękę na przywitanie z Edwardem. Tylko biedna Leah z mojej winy nie mogła podnieść ręki. Miała poranioną. A w ogóle sama była sobie winna. Po co mnie zaatakowała. Nagle odezwał się ten cały Sam. Mogę również przysiądź , że cały czas na mnie się gapi ten najprzystojniejszy chłopak, czyli Jacob. Co mnie bardzo irytowało.
- Cześć . Czy ta mała to wasza zguba? – zapytał się go pokazując palcem na mnie.
- Tak. To jest nasza nowa wychowanka. Przyjechała z innego miasta. Chciała pozwiedzać tereny i przypadkowo weszła na wasze terytorium. – odrzekł. Ja musiałam wtrącić swoje trzy grosze: - Ja bardzo przepraszam, ale już po raz drugi mówię, że nie widziałam żadnego znaku „teren prywatny”.
Edward spojrzał na mnie i się uśmiechnął: - Nie musiałaś takiego znaku widzieć. Mogłaś tylko wyczuć zapach wilkołaków to byś tu nie weszła. Spojrzałam na niego jak na wariata. Mówi , że oni są wilkołakami.
- Po pierwsze ja wyczuwam tylko przyjemny zapach ich i wasz – wskazałam na wilki potem na wampirów. – A po drugie muszę powiedzieć, że po raz pierwszy spotkałam dzieci księżyca. Wyobrażałam was sobie inaczej, ale… - nie dokończyłam kiedy przerwał mi Jacob.
- Hola hola. My nie jesteśmy prawdziwymi wilkołakami?
- A kim wtedy?
- Zmiennokształtnymi.
-Że co?
- Są to osoby, które zmieniają się w jakąś jedną istotę. Każde plemię ma innego totema, w którego się zmieniają. Oni mają wilka. – wytłumaczył mi Emmett.
- Aha. – na mój wyraz twarzy uśmiechnął się Jacob.
- A ty się z czego śmiejesz? – zapytałam się go.
- Już z niczego. – machnął ręką. Po czym dodał:
- Może byś nam lepiej się przedstawiła?
Teraz w głowie miałam dylemat, czy powiedzieć prawdę kim jestem, że jestem córką Aro, czy skłamać. Tak myślałam i już chciałam powiedzieć kiedy ubiegł mnie Edward.
- To jest Jazzlyn. Nasza nowy członek rodziny. Przyjechała dzisiaj rano do nas z Włoch. Będzie z nami mieszkać. – odrzekł. Już chciałam dać mu kuksanica za to, że się wypowiedział za mnie, lecz nie zdążyłam tego kiedy poczułam , że znowu ktoś próbuje przejść moją tarczę. Skupiłam się i wywnioskowałam, że to Jasper. Odkryłam następny dar w tej rodzinie. Kiedy odwróciłam się z powrotem w stronę Sama i Jacoba. To ten drugi cały czas się na mnie patrzył. Nie wytrzymałam i musiałam zwrócić mu uwagę.
- Co ty się tak mi przyglądasz? – przez to chłopak, aż się z peszył. Ale od razu znalazł wytłumaczenie:
- Bo interesuje mnie to czy jesteś wampirem?
- Co to za pytanie. Oczywiście , że jestem. Chociaż jestem w połowie.
- Jak to w połowie?- zapytał zaskoczony.
- Jestem również w połowie człowiekiem.
- To dlatego biję twoje serce i krąży w tobie krew. Jak również , że masz oczy ciemno brązowe. – z przyjaznym uśmiechem zakomunikował mi Seth. Nie mogłam się oprzeć jego pogodnej twarzy. Wydał mi się taki bardzo miły , dobry , uczciwy i godny zaufania.
- Właśnie dlatego. – przytaknęłam mu. Nagle Edward odezwał się : - To w takim razie jak się wszystko wyjaśniło. To my już pójdziemy.
Właśnie się odwrócili kiedy ja podeszłam do rannej dziewczyny i powiedziałam: - Bardzo ciebie przepraszam.
- Nie chcę twoich przeprosin. Auć… - zasyczała z bólu. Wtedy mi się zrobiło przykro, że tak się stało. Chciałam jej jakoś pomóc. Przypomniałam sobie wydarzenie z Juli , kiedy się skaleczyła przed samym wyjazdem w palec. Zacięła się niezdara. Wtedy podałam jej moją krew i od razu wszystko się zagoiło. Wzięłam swój nadgarstek w kierunku moich ust. Chciałam już ugryźć , ale powstrzymał mnie Edward:
- Jazzlyn co ty chcesz zrobić? – obejrzałam się do niego i popatrzyłam raz na niego , raz na wszystkich zgromadzonych.
- Chcę jej pomóc. Moja krew ją wyleczy.
- Nie będę pić twojej krwi. Nie jestem pijawką. – wykrzyczała Leah popychając mnie. Przez co się przewróciłam. Spojrzałam na nią i w mgnieniu oka przegryzłam swój nadgarstek i wepchnęłam jej do ust. Nawet nie wiedziała kiedy to się stało. Natychmiast zostałam odepchnięta przez Sama, który zaczął na mnie warczeć.
- Uspokój się . Jej rany się zaraz zagoją. – kiedy to powiedziałam . Rany na ramionach Leah zniknęły. Dziewczyna wstała i się zaczęła mi przypatrywać. Po czym zmieniła się w wilka i pognała w długą. Chociaż mogła powiedzieć dzięki. Ale mniejsza z tym ważne , że się zagoiły jej rany. Gorzej z urażoną dumą ta się szybko nie zabliźni.
Wstałam i spojrzałam na drażnionych przeze mnie chłopaków.
- Was też przepraszam. – ci byli inni . Na znak pokoju podnieśli rękę. Wtedy mogłam odejść. Kiedy odwróciłam się w stronę Edward jeszcze raz spojrzałam na Jacoba i on na mnie też miałam nadzieję , że kiedyś jeszcze go spotkam. Nagle odezwał się Edward:
- Pamiętasz o urodzinach Belli. Ona będzie na ciebie czekać.
-Pewnie, że pamiętam. Przyjdę na nie . Razem z Sethem.
No proszę . Jednak Bóg spełnił moją prośbę. Po czym ruszyliśmy w stronę domu Cullenów. 

***

To pisałam przez 2 dni. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
W tym tygodniu już nic nie napiszę, bo mam ważną pracę do napisania. 
Bardzo za to przepraszam.
Pozdrawiam
Miłego czytania 
Komentarze proszę.
Za błędy od razu przepraszam.

2 komentarze:

  1. Męczyłaś się przez dwa dni a tu ani jednego komentarza :(. Jestem pierwsza i musze powiedzieć że zakochałam się w twoim blogu ^^. Masz talent dziewczyno !! Nie powiem... ZAZDROSCZE :D

    OdpowiedzUsuń
  2. zgadzam się z saky...
    blog jest cudowny ;D
    gratuluję ;P
    Kasia1616

    OdpowiedzUsuń