Przepraszam za tak długą przerwę i teraz jeszcze raz przepraszam, ale kolejna notka będzie w następnym tygodniu.
Pozdrawiam
Czas na następny nudny rozdział.
*******************************
Biegliśmy razem przez gęstwinę sosnowego lasu. Skacząc i ganiając za sobą. Jacob nawet pod postacią wilka nie mógł mnie wyprzedzić. Cały czas był za mną z tyłu, lecz nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie widać było po nim, że sprawia mu to dużo frajdy. Szaleliśmy tak przez jakiś czas, aż ja nagle stanęłam. Rdzawo - brązowy wilk również przystanął koło mnie i szturchnął mnie swym mokrym, dużym nosem w prawą rękę. Spojrzałam w jego ogromne, brązowe oczy i powiedziałam po cichu:
Pozdrawiam
Czas na następny nudny rozdział.
*******************************
Biegliśmy razem przez gęstwinę sosnowego lasu. Skacząc i ganiając za sobą. Jacob nawet pod postacią wilka nie mógł mnie wyprzedzić. Cały czas był za mną z tyłu, lecz nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie widać było po nim, że sprawia mu to dużo frajdy. Szaleliśmy tak przez jakiś czas, aż ja nagle stanęłam. Rdzawo - brązowy wilk również przystanął koło mnie i szturchnął mnie swym mokrym, dużym nosem w prawą rękę. Spojrzałam w jego ogromne, brązowe oczy i powiedziałam po cichu:
- Czuje zapach mojego posiłku. – po tych
słowach ruszyłam w stronę tego aromatu, który został wykryty przez moje
nozdrza. Biegłam co sił w nogach. Byłam przyciągana przez ten słodki zapach
zwierzęcej krwi. Po pewnym czasie stwierdziłam, że należy ona do mięsożercy,
ponieważ jej zapach był zbyt słodki. Co bardzo mi się spodobało, bowiem ja
uwielbiałam krew drapieżcy. Równocześnie kontem oka widziałam jak towarzyszący
mi wilkołak podąża za mną. Nagle stanęłam, ponieważ wyczułam, że obiekt mojego
polowania był jakieś kilka metrów przede mną. Kiedy Jacob do mnie dołączył
poprosiłam go, aby się przemienił w człowieka, bo pod ta postacią by mógł mi
wystraszyć obiad. Uczynił tak jak go o to poprosiłam. Po czym zaczęłam się
skradać, jak lew czający się na swą ofiarę. Doszłam do leżącego, pełnego
korników, konara, za którym zobaczyłam swą zdobycz. Była do górska puma, która
na tych terenach zajmowała drugie miejsce w rankingu drapieżców, bowiem na
pierwszym miejscu był niedźwiedzi gryzzli. Błyskawicznym ruchem, nim moja
ofiara spostrzegła się, że jestem koło niej, przyparłam ją do najbliższej
sosny, łapiąc ją prawą ręką z tej samej strony za łep, a drugą z lewej strony
ja jej szczękę. Strasznie się miotała, dlatego zablokowałam jej dolne koniczyny
swoimi kolanami. Po czym szybkim ruchem skręciłam pumie kark. Puściłam jej
martwe zwłoki, które upadły na miękki mech leśny. Potem uklękłam przy nich i
zatopiłam swoje kły w gorącej szyi. Kiedy skończyłam i odsunęłam się od
martwego ciała pumy. Kontem oko zauważyłam jak Jacob patrzy na mnie. W jego
oczach widziałam pewien rodzaj zaskoczenia. Domyślałam się o co mu chodzi, ale
pozwoliłam mu mówić.
- Jazzlyn…
- Tak?
- Dlaczego ty najpierw skręciłaś kark
tej pumie?
- Bo nie lubię patrzeć jak z mojej
przyszłej ofiary ucieka powoli życie. Nie znoszę tego. Dlatego postanowiłam, że
najpierw ją zabiję, a potem posilę się. Ma mniej cierpień i bynajmniej szybką
śmierć. – odrzekłam. Po czym ten zrobił duże oczy i powiedział:
- Ale to takie nie naturalne u wampirów.
- Czemu nie naturalne? To teraz co. Źle
robię, że chcę zmniejszyć cierpienie moim ofiarą. – wstałam i skrzyżowałam
ręce. Ten natychmiast zaczął się do mnie podchodzić i tłumaczyć się:
- Nie, nie… . Źle mnie zrozumiałaś.
- A jak mam to zrozumieć. – stanął przy
mnie.
- Chciałem przez to powiedzieć, że
jesteś wyjątkowa, jeżeli posiadasz taką zasadę. Bo na twoim miejscu inny
wampir, by tak nie postąpił. Mało jest spotykana taka wrażliwość na cierpienie
innych u wampirów, wręcz wcale nie jest spotykana. – jak zwykle musiałam
strzelić buraka.
- Ty jak zawsze musisz mi kompletować.
Nie wytrzymasz bez tego. – spojrzałam na niego z wyrzutem (w dobrym słowa
znaczeniu).
- Niestety nie wytrzymam. – puścił mi
oczko, a ja zrumieniałam się jeszcze bardziej. Po czym dodał:
- Pasuje ci ten kolor na twarzy. – nie
wytrzymałam i musiałam mu dać kuksanica w bok. Ten tylko się zaśmiał i
przybliżył się bardziej do mnie. Nagle jego gorące ręce oplotły moją talię, a
jego usta wbiły się w moje. Mimowolnie uwolniłam swoje usta z jego i musiałam
coś powiedzieć: - Czy ty zawsze musisz doprowadzić mnie to zakłopotania… chodzi
mi o pocałunek w domu Sama i Emily. Musiałeś mnie pocałować przy wszystkich. –
Jacob spojrzał w moje oczy, trzymając mnie cały czas w ramionach i powiedział:
- Ależ kochanie, tak zakochani obwieszczają światu o swojej miłości. – chciał
mnie ponownie pocałować, ale ja zakryłam mu usta dłońmi i odrzekłam: - Ale ja
nie jestem do tego przyzwyczajona i by wolała, żebyś opanował się przy
wszystkich.- spojrzał na mnie i się łobuzersko uśmiechnął:
- Ale co nie podobało ci się?!
I tu właśnie mnie miał: - Jacob…
Cholernie mi się twoje pocałunki podobają, ale ja czułam się dziwnie jak ty
mnie pocałowałeś przy wszystkich. Proszę cię, opamiętaj się i nie całuj mnie
przy wszystkich na jakiś czas. – uśmiechnęłam się do niego słodko. Ten spojrzał
na mnie zawiedzionym wzrokiem, ale zachował się honorowo i powiedział:
- Dobrze. Nie będę tak robić.
- Dziękuje ci. – podziękowałam mu, a ten
uśmiechnął się łobuzersko ( znałam już ten uśmiech, coś chciał):
- Ale teraz mogę ciebie pocałować? – nie
zdążyłam nic powiedzieć i zrobił to o co pytał. Nie czekając na moją
odpowiedzi.
Po dłużej chwili naszego namiętnego
pocałunku, udało mi się uwolnić z jego objęcia i powiedzieć: - Chyba czas
wracać.
Ten uśmiechnął się głupio: - Mamy
jeszcze czas. Chcę ci jeszcze coś pokazać. – spojrzałam się na niego niepewnie
i zagadkowo: - A co?
- To niespodzianka. – odrzekł.
Po czym złapał mnie za rękę i pociągnął
za sobą. Biegliśmy przez jakieś 5 minut. Kiedy wyszliśmy na skraj lasu moim
oczom ukazała się przepiękna łąka, która o tej porze roku była przepełniona
różnymi kwiatami. Od koloru jasnego fioletu drobnych dzwoneczków po krwisto
czerwone maki. Z fascynacją podążyłam w głąb polany. Jacob był obok mnie nadal
trzymając mnie za rękę nic nie mówił, tylko obserwował mnie. Zaś ja nie
zwracałam uwagi na to, gdyż moje zainteresowanie padło na mały strumyk, do
którego akurat dotarliśmy. Znajdował się on w centrum łąki. Jego brzeg
naturalnie był wyłożony małymi kamyczkami, przez które woda wydawała z siebie
cudowny szum. Bez namysłu usiadałam przy jej brzegu:
- Tutaj jest bosko. – wymruczałam.
***
W jej oczach mogłem zobaczyć swoje
odbicie, lecz co mnie ucieszyło to, że zobaczyłem samą radości w nich. Co z
tego względu byłem uradowany, że wreszcie jest ona szczęśliwa ze mną. Usiadłem
tuż obok niej. Jazzlyn spojrzała na mnie i usiadła przede mną tak, że jej tył
głowy oparł się na moja sercową stronę torsa. Po czym złapała moje ręce swymi
delikatnymi dłońmi i oplotła się nimi. Natomiast ja wtuliłem swą twarz w jej
czarne jak atrament włosy i powoli swoje usta skierowałem do jej lewego ucha:
- Kocham Cię. – wyszeptałem. Poczułem
jak jej ciało ogarnął przyjemny i informujący mnie dreszcz.
***
Kiedy to mi oznajmił ja jak zwykle
zarumieniłam się. On zaś uśmiechnął się łobuzersko. Jednak tknęła mnie chwila zwątpienia:
- Naprawdę mnie kochasz?! – ten spojrzał
na mnie zdziwiony. Po czym odezwał się: - Naprawdę ciebie kocham. – uniósł moją
brodę delikatnie, co sprawiło, że spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Już chciałam
go … wiadomo co, ale rozległ się dzwonek w mojej komórce.
- Co znowu! – gniewnym tonem
powiedziałam. Wyciągnęłam komórkę z kieszeń bluzy, na wyświetlaczu widniał
numer, który należał do mojej kochanej przyjaciółki. Ona zawsze wie kiedy ma się
odezwać, czyli zawsze w nie odpowiednim momencie. Spojrzałam na Jacoba, ten
tylko mi pokazał, że mam odebrać, więc nacisnęłam zieloną słuchawkę:
- Tak słucham ciebie Juli.
- Cześć Jazzlyn. Mam nadzieję, że nie
przeszkadzam. – usłyszałam jakiś cichy chichot pod drugiej stronie słuchawki.
To zapewnie ta menda Seth.
- Nie przeszkadzasz. Czy coś się stało? –
musiałam skłamać i zmienić od razu temat.
- Nie… nic się nie stało.
- Więc po co dzwonisz? – powiedziałam z
wyrzutami.
- Dzwonię tylko dlatego… - długie cisza
w słuchawce…
- Juli jesteś tam! – wrzasnęłam, aż mnie
Jacob szturchnął w bok, że mam się opanować.
- … bo Emily chciała wiedzieć czy ty i
Jacob będziecie na obiedzie. – nic lepszego nie mogła wymyśleć.
- Będziemy. O której ma być obiad?
- Za jakąś godzinę. – spojrzałam na zegarek
Jacoba, na którym biło już południe. Ten czas leci nie ubłaganie, tak szybko
minął.
- Ok. To na 13 będziemy. Na razie. –
chciałam już się rozłączyć, ale moja przyjaciółka jeszcze miała coś do
powiedzenia:
- Poczekaj Jazzlyn…
- Co jeszcze?
- Ale tam wszystko u ciebie w jak
najlepszym porządku.
- Hm… Julian co tobie znowu chodzi po
tej głowie?!
- No wiesz… - zaczęła kręcić.
- Proszę ciebie przestań kręcić.
- No przyjaciółko ty i Jacob jesteście sam
na sam, więc… - nie dałam jej powiedzieć, kiedy spojrzałam na uradowaną minę
Jacoba, wiedziałam o co jej chodzi.
- Julian Garet opanuj te swoje zbereźne
myśli i nie interesuj się moim życiem prywatnym. – dodałam: - … Za godzinę
jesteśmy. – i rozłączyłam się. Kiedy to uczyniłam mój wilkołak parsknął tylko
śmiechem.
- A ty z czego ryjesz? – zerknęłam na
niego gniewnym okiem.
- Z niczego. – powiedział, po czym mnie
musnął w usta, i wstał: - To ruszajmy na ten obiad. – zaczął się klepać po wyrzeźbionym
brzuchu. Uczyniłam tak jak on i ruszyliśmy w stronę domu Emily i Sama. W drodze
powrotnej marzyłam tylko o jednym, aby uduści Juli… ( wiecie, żebym nie mogła
tego zrobić. ;-) ).
jak zwykle super , taki lekki i fajnie sie czyta . czekam na więcej . :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!!! Miło czasami oderwać się od wszystkiego i przeczytać coś ciekawego.
OdpowiedzUsuń