środa, 11 kwietnia 2012

17. "Spędzony ze sobą czas".

Przepraszam za tak długą przerwę i teraz jeszcze raz przepraszam, ale kolejna notka będzie w następnym tygodniu. 
Pozdrawiam


Czas na następny nudny rozdział.
*******************************


Biegliśmy razem przez gęstwinę sosnowego lasu. Skacząc i ganiając za sobą. Jacob nawet pod postacią wilka nie mógł mnie wyprzedzić. Cały czas był za mną z tyłu, lecz nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie widać było po nim, że sprawia mu to dużo frajdy. Szaleliśmy tak przez jakiś czas, aż ja nagle stanęłam. Rdzawo - brązowy wilk również przystanął koło mnie i szturchnął mnie swym mokrym, dużym nosem w prawą rękę. Spojrzałam w jego ogromne, brązowe oczy i powiedziałam po cichu:
- Czuje zapach mojego posiłku. – po tych słowach ruszyłam w stronę tego aromatu, który został wykryty przez moje nozdrza. Biegłam co sił w nogach. Byłam przyciągana przez ten słodki zapach zwierzęcej krwi. Po pewnym czasie stwierdziłam, że należy ona do mięsożercy, ponieważ jej zapach był zbyt słodki. Co bardzo mi się spodobało, bowiem ja uwielbiałam krew drapieżcy. Równocześnie kontem oka widziałam jak towarzyszący mi wilkołak podąża za mną. Nagle stanęłam, ponieważ wyczułam, że obiekt mojego polowania był jakieś kilka metrów przede mną. Kiedy Jacob do mnie dołączył poprosiłam go, aby się przemienił w człowieka, bo pod ta postacią by mógł mi wystraszyć obiad. Uczynił tak jak go o to poprosiłam. Po czym zaczęłam się skradać, jak lew czający się na swą ofiarę. Doszłam do leżącego, pełnego korników, konara, za którym zobaczyłam swą zdobycz. Była do górska puma, która na tych terenach zajmowała drugie miejsce w rankingu drapieżców, bowiem na pierwszym miejscu był niedźwiedzi gryzzli. Błyskawicznym ruchem, nim moja ofiara spostrzegła się, że jestem koło niej, przyparłam ją do najbliższej sosny, łapiąc ją prawą ręką z tej samej strony za łep, a drugą z lewej strony ja jej szczękę. Strasznie się miotała, dlatego zablokowałam jej dolne koniczyny swoimi kolanami. Po czym szybkim ruchem skręciłam pumie kark. Puściłam jej martwe zwłoki, które upadły na miękki mech leśny. Potem uklękłam przy nich i zatopiłam swoje kły w gorącej szyi. Kiedy skończyłam i odsunęłam się od martwego ciała pumy. Kontem oko zauważyłam jak Jacob patrzy na mnie. W jego oczach widziałam pewien rodzaj zaskoczenia. Domyślałam się o co mu chodzi, ale pozwoliłam mu mówić.
- Jazzlyn…
- Tak?
- Dlaczego ty najpierw skręciłaś kark tej pumie?
- Bo nie lubię patrzeć jak z mojej przyszłej ofiary ucieka powoli życie. Nie znoszę tego. Dlatego postanowiłam, że najpierw ją zabiję, a potem posilę się. Ma mniej cierpień i bynajmniej szybką śmierć. – odrzekłam. Po czym ten zrobił duże oczy i powiedział:
- Ale to takie nie naturalne u wampirów.
- Czemu nie naturalne? To teraz co. Źle robię, że chcę zmniejszyć cierpienie moim ofiarą. – wstałam i skrzyżowałam ręce. Ten natychmiast zaczął się do mnie podchodzić i tłumaczyć się:
- Nie, nie… . Źle mnie zrozumiałaś.
- A jak mam to zrozumieć. – stanął przy mnie.
- Chciałem przez to powiedzieć, że jesteś wyjątkowa, jeżeli posiadasz taką zasadę. Bo na twoim miejscu inny wampir, by tak nie postąpił. Mało jest spotykana taka wrażliwość na cierpienie innych u wampirów, wręcz wcale nie jest spotykana. – jak zwykle musiałam strzelić buraka.
- Ty jak zawsze musisz mi kompletować. Nie wytrzymasz bez tego. – spojrzałam na niego z wyrzutem (w dobrym słowa znaczeniu).
- Niestety nie wytrzymam. – puścił mi oczko, a ja zrumieniałam się jeszcze bardziej. Po czym dodał:
- Pasuje ci ten kolor na twarzy. – nie wytrzymałam i musiałam mu dać kuksanica w bok. Ten tylko się zaśmiał i przybliżył się bardziej do mnie. Nagle jego gorące ręce oplotły moją talię, a jego usta wbiły się w moje. Mimowolnie uwolniłam swoje usta z jego i musiałam coś powiedzieć: - Czy ty zawsze musisz doprowadzić mnie to zakłopotania… chodzi mi o pocałunek w domu Sama i Emily. Musiałeś mnie pocałować przy wszystkich. – Jacob spojrzał w moje oczy, trzymając mnie cały czas w ramionach i powiedział: - Ależ kochanie, tak zakochani obwieszczają światu o swojej miłości. – chciał mnie ponownie pocałować, ale ja zakryłam mu usta dłońmi i odrzekłam: - Ale ja nie jestem do tego przyzwyczajona i by wolała, żebyś opanował się przy wszystkich.- spojrzał na mnie i się łobuzersko uśmiechnął:
- Ale co nie podobało ci się?!
I tu właśnie mnie miał: - Jacob… Cholernie mi się twoje pocałunki podobają, ale ja czułam się dziwnie jak ty mnie pocałowałeś przy wszystkich. Proszę cię, opamiętaj się i nie całuj mnie przy wszystkich na jakiś czas. – uśmiechnęłam się do niego słodko. Ten spojrzał na mnie zawiedzionym wzrokiem, ale zachował się honorowo i powiedział:
- Dobrze. Nie będę tak robić.
- Dziękuje ci. – podziękowałam mu, a ten uśmiechnął się łobuzersko ( znałam już ten uśmiech, coś chciał):
- Ale teraz mogę ciebie pocałować? – nie zdążyłam nic powiedzieć i zrobił to o co pytał. Nie czekając na moją odpowiedzi.  
Po dłużej chwili naszego namiętnego pocałunku, udało mi się uwolnić z jego objęcia i powiedzieć: - Chyba czas wracać.
Ten uśmiechnął się głupio: - Mamy jeszcze czas. Chcę ci jeszcze coś pokazać. – spojrzałam się na niego niepewnie i zagadkowo: - A co?
- To niespodzianka. – odrzekł.
Po czym złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Biegliśmy przez jakieś 5 minut. Kiedy wyszliśmy na skraj lasu moim oczom ukazała się przepiękna łąka, która o tej porze roku była przepełniona różnymi kwiatami. Od koloru jasnego fioletu drobnych dzwoneczków po krwisto czerwone maki. Z fascynacją podążyłam w głąb polany. Jacob był obok mnie nadal trzymając mnie za rękę nic nie mówił, tylko obserwował mnie. Zaś ja nie zwracałam uwagi na to, gdyż moje zainteresowanie padło na mały strumyk, do którego akurat dotarliśmy. Znajdował się on w centrum łąki. Jego brzeg naturalnie był wyłożony małymi kamyczkami, przez które woda wydawała z siebie cudowny szum. Bez namysłu usiadałam przy jej brzegu:
- Tutaj jest bosko. – wymruczałam.

***
W jej oczach mogłem zobaczyć swoje odbicie, lecz co mnie ucieszyło to, że zobaczyłem samą radości w nich. Co z tego względu byłem uradowany, że wreszcie jest ona szczęśliwa ze mną. Usiadłem tuż obok niej. Jazzlyn spojrzała na mnie i usiadła przede mną tak, że jej tył głowy oparł się na moja sercową stronę torsa. Po czym złapała moje ręce swymi delikatnymi dłońmi i oplotła się nimi. Natomiast ja wtuliłem swą twarz w jej czarne jak atrament włosy i powoli swoje usta skierowałem do jej lewego ucha:
- Kocham Cię. – wyszeptałem. Poczułem jak jej ciało ogarnął przyjemny i informujący mnie dreszcz.
***

Kiedy to mi oznajmił ja jak zwykle zarumieniłam się. On zaś uśmiechnął się łobuzersko. Jednak tknęła mnie chwila zwątpienia:
- Naprawdę mnie kochasz?! – ten spojrzał na mnie zdziwiony. Po czym odezwał się: - Naprawdę ciebie kocham. – uniósł moją brodę delikatnie, co sprawiło, że spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Już chciałam go … wiadomo co, ale rozległ się dzwonek w mojej komórce.
- Co znowu! – gniewnym tonem powiedziałam. Wyciągnęłam komórkę z kieszeń bluzy, na wyświetlaczu widniał numer, który należał do mojej kochanej przyjaciółki. Ona zawsze wie kiedy ma się odezwać, czyli zawsze w nie odpowiednim momencie. Spojrzałam na Jacoba, ten tylko mi pokazał, że mam odebrać, więc nacisnęłam zieloną słuchawkę:
- Tak słucham ciebie Juli.
- Cześć Jazzlyn. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. – usłyszałam jakiś cichy chichot pod drugiej stronie słuchawki. To zapewnie ta menda Seth.
- Nie przeszkadzasz. Czy coś się stało? – musiałam skłamać i zmienić od razu temat.
- Nie… nic się nie stało.
- Więc po co dzwonisz? – powiedziałam z wyrzutami.
- Dzwonię tylko dlatego… - długie cisza w słuchawce…
- Juli jesteś tam! – wrzasnęłam, aż mnie Jacob szturchnął w bok, że mam się opanować.
- … bo Emily chciała wiedzieć czy ty i Jacob będziecie na obiedzie. – nic lepszego nie mogła wymyśleć.
- Będziemy. O której ma być obiad?
- Za jakąś godzinę. – spojrzałam na zegarek Jacoba, na którym biło już południe. Ten czas leci nie ubłaganie, tak szybko minął.
- Ok. To na 13 będziemy. Na razie. – chciałam już się rozłączyć, ale moja przyjaciółka jeszcze miała coś do powiedzenia:
- Poczekaj Jazzlyn…
- Co jeszcze?
- Ale tam wszystko u ciebie w jak najlepszym porządku.
- Hm… Julian co tobie znowu chodzi po tej głowie?!
- No wiesz… - zaczęła kręcić.
- Proszę ciebie przestań kręcić.
- No przyjaciółko ty i Jacob jesteście sam na sam, więc… - nie dałam jej powiedzieć, kiedy spojrzałam na uradowaną minę Jacoba, wiedziałam o co jej chodzi.
- Julian Garet opanuj te swoje zbereźne myśli i nie interesuj się moim życiem prywatnym. – dodałam: - … Za godzinę jesteśmy. – i rozłączyłam się. Kiedy to uczyniłam mój wilkołak parsknął tylko śmiechem.
- A ty z czego ryjesz? – zerknęłam na niego gniewnym okiem.
- Z niczego. – powiedział, po czym mnie musnął w usta, i wstał: - To ruszajmy na ten obiad. – zaczął się klepać po wyrzeźbionym brzuchu. Uczyniłam tak jak on i ruszyliśmy w stronę domu Emily i Sama. W drodze powrotnej marzyłam tylko o jednym, aby uduści Juli… ( wiecie, żebym nie mogła tego zrobić. ;-) ).
 

2 komentarze:

  1. jak zwykle super , taki lekki i fajnie sie czyta . czekam na więcej . :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział!!! Miło czasami oderwać się od wszystkiego i przeczytać coś ciekawego.

    OdpowiedzUsuń