sobota, 5 maja 2012

20. "Przemiana" cz.1


***(Jazzlyn)
Wampirzym tempem, ze łzami w oczach, biegłam w stronę domu Cullenów. Przy czym jednocześnie nie mogłam zapomnieć o tym co zobaczyłam. Jak Jacob mógł mi to zrobić. Przecież obiecywał mi wieczną miłość, że tylko mnie kocha. Jak mógł mnie tak oszukać. Przez te myśli i zdenerwowanie czułam jak ten piekący i gorący ból, który pochłaniał całe moje ciało robił się z minuty na minutę coraz bardziej uciążliwy. Stał się tak ciężki, że aż musiałam stanąć i złapać się pierwszego lepszego drzewa. Narastał z ogromną mocą, przyciskając mnie do mokrego mchu leśnej gleby. Czułam jakby coś rozrywało moje gardło, że musiałam wydać z siebie przeraźliwy krzyk, który samą mnie przeraził. Nagle poczułam ogromny ból w okolicach mojej klatki piersiowej, jakby coś chciało mnie od środka rozerwać. Moje ręce i nogi odmówiły posłuszeństwa, zrobiły się tak miękkie jak wata. Z tych wszystkich przyczyn nie mogłam się podnieść. Czułam jakbym traciła kontakt z rzeczywistością. Skuliłam się pod pniem drzewa i postanowiłam, że poczekam. Jak również próbowałam się uspokoić. Może mi przejdzie. Nie wiem kiedy i gdzie, ale przed moim oczami pokazała się ciemność.

*** (Jacob)
- Co ja najlepszego narobiłem. – zacząłem się obwiniać, tym co zobaczyła Jazzlyn.
- Jacob. Ona kiedyś musiała się dowiedzieć co jest nadal między nami. – powiedziała do mnie słodki głosem Gaby. Spojrzałem się na nią ze wściekłością. Nie panowałem nad sobą, złapałem ją za ramiona i zacząłem nią potrząsać:
- Cholera Gaby!!! Kiedy ty zrozumiesz, że z nami koniec. Nie ma nas i już nie będzie. To przeszłość. Ja teraz kocham Jazzlyn, nie ciebie.
- Jak to? A ten pocałunek to co miał znaczyć? – patrzyła na mnie swymi oczami, w których już pokazały się łzy. Nie mogłem teraz się zrobić miękki. Musiałem jej przemówić do rozumu:
- Ten pocałunek to błąd, którego żałuje, a poza tym to ty mnie pocałowałaś z zaskoczenia. Ja nie miałem zamiaru ciebie całować. – tłumaczyłem jej – I zrozum z nami koniec! – spojrzałem na nią dobitnie, przybierając wyraz twarzy stanowczy. Ona kiedy to zobaczyła, wyrwała się z moich ramion i wybiegła z mojego domu z płaczem. Musiałem ją tak potraktować, aby wreszcie zrozumiała, że z nami koniec. Po zakończeniu nie miłej rozmowy z Gaby. Postanowiłem odszukać Jazzlyn. Musiałem jej wytłumaczyć to co zaszło się między mną a Gaby. Kiedy wyszyłem ze swojego domu pobiegłem do lasu, gdzie od razu przemieniłem się w wilka. Od razu moje nozdrza dopadły świeży zapach mojej ukochanej. Podążyłem za nią.   

***(Jazzlyn)
Poczułam jak wracam do siebie. Nie wiem jak długo byłam nie przytomna, ale jedno wiedziałam, że muszę zebrać w sobie całe resztki mojej siły i wstać. Muszę dojść do Cullenów. Z wielkim trudem wstałam. Chwiejącym krokiem podążyłam w stronę mojego celu, lecz nie dane mi było dalej iść. Ból, który mnie ogarnął powrócił z podwójną siłą. Przez co zaczęłam przeraźliwe krzyczeć…

***(Jacob)
Biegałem od jakiś 3 godzin po lesie, szukając zapachu mojej Jazzlyn. Cholera zgubiłem go przy rzece. Jej zapach po prostu się rozmył. Zacząłem się o nią martwić, aż tu nagle usłyszałem przeraźliwy krzyk. Nie myśląc, pognałem w stronę źródła. Jedno wiedziałem, że to musi być Jazzlyn, ktoś jej rozbił krzywdę. Ile miałem sił w nogach, biegłem jej na ratunek. Nie przeżyje jeśli jej się coś stanie…

***(Alice)
Siedziałam, wraz z moją rodziną, w salonie na naszych białych skórzanych kanapach. Co chwilę zerkałam na zegarek, bowiem czekałam za osobą, która miała pojawić się po godzinie, lecz z maszyny mierzącej czas wynikało, że mam do czynienia z osobą spóźnialska.
- Kochanie Jazzlyn się pojawi.– uspokajał mnie mój mąż.
- Może Jacoba prezent potrzebował więcej czasu, niż godziny. – z uśmiechem powiedział Emmett.
- To by chociaż zadzwoniła, a nie czekam na nią już prawie – spojrzałam ponownie na zegar - … 3 godziny.
- Faktycznie, jakby jej to zajęło więcej czasu na pewno dała by znać. – odrzekał mój ukochany.
- A może jej się coś stało?! – z niepokojem w oczach oświadczyła Esme.
- Tak stało się… chyba to, że nie może odkleić się od Jacoba. – z rechoczącym śmiechem odrzekła Emmett, co z powodowało natychmiastową reakcję żony Carlisle:
- Emmett chociaż raz byś mógł być poważny. – spiorunowała go swoim niewinnym wzrokiem.
- No co… - chciał coś powiedzieć, ale coś mu przeszkodziło. Usłyszeliśmy wszyscy przeraźliwy krzyk. Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i ruszyliśmy w stronę cierpiącej osoby…

***(Jacob)
Odgłos tego krzyku robił się coraz bardziej wyraźniejszy, aż wreszcie zobaczyłem kto tak ogłuszającą krzyczy. Tym kimś okazała się Jazzlyn. Szybkim ruchem zmieniłem się w wilka, założyłem na siebie moje szorty i podbiegłem do mojej luby.
- Jazzlyn … kochanie co się dzieje? – zacząłem do niej delikatnie mówić. Po czym ona otworzyła oczy. Kiedy to uczyniła nie mogłem uwierzyć to co zobaczyłem. Jej oczy nie były złote, a bursztynowe i co najgorsze pełne gniewu, żalu i rozczarowania. Chciałem ją dotknąć, ale ona natychmiast wstała i z wampirzym tempem oraz siłą przyparła mnie do drzewa. Złapała mnie za gardło i z ogromną siłą zaczęła ściskać. Zaczęło brakować mi powietrza.
- Jazzlyn przepraszam ciebie, to nie tak jak myślisz… - ostatkami tchu wypowiedziałem te słowa. Nagle wypuściła mnie, upadłem na kolana. Mogłem teraz normalnie oddychać. Ona natomiast z nienawiścią w głosie powiedziała: - Jesteś dla mnie nikim. Nie chcę ciebie znać. – spojrzałem w jej oczy, które robiły się coraz bardziej intensywniejszego bursztyny, wręcz pomarańczowe. Kiedy tak patrzyłem na nią, ona z wielkim impetem kopnęła mnie, powodując to, że poleciałem na najbliżej drzewo, rozłamując je w pół. Postanowiłem się przemienić. Musiałem się jakoś bronić, ponieważ w Jazzlyn wstąpił jakiś diabeł. Nie panowała nad sobą. Nagle między nami stanęli Cullenowie.   

***(Carlisle )
Z wampirzą szybkością dotarliśmy do źródła owego krzyku, lecz zamiast znaleźć tam potrzebującą pomocy osobę. Zastaliśmy walczących między sobą Jazzlyn i Jacoba. Jednak coś mi tutaj nie grało. Spojrzałem na dziewczynę, przeraziła mnie swym wyglądem. Rysy jej twarzy stawały się coraz bardziej wyraźniejsze. Jej oczy stały się bursztynowe. Nagle ona upadła i znowu zaczęła przeraźliwie krzyczeć. Ten odgłos wydobywający się z jej gardła nie był podobny ani trochę do wampirzego. Była to jakaś mieszanka warknięcia lwa z tygrysem. Postanowiłem do niej podbiec.

***(Jazzlyn)
Nie wiedziałam co się ze mną dzieję. Wszystko mnie od środka paliło. Kiedy pojawił się koło mnie Jacob, ogarnęła mnie od razu furia. Nie chciałam, aby mnie w ogóle dotykał. Nie chciałam, żeby był przy mnie. Dlatego go zaatakowałam. Nie panowałam nad sobą, lecz kiedy powiedział słowo przepraszam, coś we mnie pękło. Puściłam go, ale i tak mimo woli musiałam go kopnąć, żeby poczuł pewnego rodzaju bólu. Żeby też cierpiał tak jak ja. Ucieszyło mnie jeszcze to, że się przemienił w wilka. Walka by była wyrównana, ale przeszkodzili nam Cullenowie i tak chciałam mu znowu przyłożyć, ale ten piekący ból znowu mnie powalił na kolana. Nagle koło mnie znalazł się doktor Cullen.
- Jazzlyn co się dzieje? – zapytał mnie spokojnym głosem.
- Nie wiem. Wszystko mnie od środka pali. Ah!!! – nie wytrzymałam i znowu nastała przed moimi oczami ciemność.

***(Carlisle)
Jazzlyn zemdlała.
- Emmett weś Jazzlyn na ręce. Trzeba ją zanieść do nas. Tam spróbuje jej pomóc. – kiedy to powiedziałem mój syn bez żadnego „ale” zabrał bez władne ciało dziewczyny.
- Kochanie co jej jest? – zapytała mnie zaniepokojona Esme.
- Nie wiem. Odnoszę wrażenie, że ona przechodzi przemianę. – zamyśliłem się.   
- Przemianę? – powtórzyła pytająco Bella.
- Tak. – odrzekłem. Dodając: - Teraz nie ma czasu na gdybanie, trzeba ją zabrać do nas. – kiedy się odwróciłem spojrzałem na Jacoba, który też ledwie trzymał się na nogach.- Jacob przemień się. Edward z Jasperem pomogą ci dojść do naszego domu, gdzie ciebie opatrzę. – wilk tylko kiwnął głową przeczącą. Co miało oznaczać , że sam sobie poradzi i dojdzie do nas. Po kilku minutach dotarliśmy do naszego domu. Emmett ostrożnie położył Jazzlyn na kozetce, która znajdowała się w moim gabinecie.

C.D.N.   

2 komentarze:

  1. Świetnie!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Śledzę twój blog od dłuższego czasu. I muszę przyznać, że miałaś ciekawy pomysł. Przejadły mi się już te typowe opowiadania o Cullenach. U Ciebie pojawia sfora, za co duży plus. I ten pomysł na rasę Jazzlyn wspaniały. :P
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. ;D

    OdpowiedzUsuń