Moje życie wywróciło się do
góry nogami. Od pół roku
staram się nauczyć być w połowie
wampirem a w połowie
wilkołakiem. Moja matka Elena powtarza mi, że się przyzwyczaję do pożywiania się krwią
wampirów, ale ja nie potrafię. No właśnie zapomniałam wam
powiedzieć, że hybryda (taka jak ja) musi się żywić krwią wampirzą, aby być
silniejszą. Działa to na podobnej zasadzie jak wampir wegetarian
odmawia sobie krwi ludzkiej i żywi się zwierzęcą.
Zaspokaja głód, ale
nie odczuwa pełnej
satysfakcji. Tak samo ze mną jest.
Tylko, że ja nie żywię się wampirami wegetarianami, a tymi co polują na ludzi. Wobec tych nie mam skrupułów. Tak samo jak oni wobec nie winnych
swoich ofiar. Kiedy posilę się ich płyną cieczą, to czuję ogromną ulgę, że pozbyłam się jednego z nich. Dlatego nie boje się, że zaatakuję
któregoś z Cullenów, bowiem wiem , że ich krew nie jest dla mnie apetyczna. Jeżeli chodzi o wilkołaków to nie czuję popędu do ich krwi. Nie mówiąc już o czymś innym, że czuję do
jednego z nich… Ah! Mniejsza z nim. Nie wybaczę mu tak szybko. Jake już od ponad 2 miesięcy dał
wreszcie sobie ze mną spokój
i ( aż się we mnie gotuje) ułożył sobie życie z tą wredną szmatą ( sorki za określenie – i to u mnie właśnie też się zmieniło
bardzo dużo używam nie standardowych słów… CO JEST NOWOŚCIĄ W MOIM PRZYPADKU), ale wracając do niego, to kipi we mnie kiedy go widzę z nią, lecz nie ulegnę mu. Mam porostu chęć mu przywalić za to,
że robi mi na złość. Bo robi! On wrócił do tej … tylko po to, żeby wzbudzić we
mnie zazdrość , ale
ja nie dam po sobie tego poznać.
Ok.! Nie będę was
zanudzać moim rozterkami miłosnymi. Tylko opowiem wam dalej o tym co się zmieniło w moim życiu. A
to się zmieniło, że Aro
odpuścił. Zadacie pewnie pytanie TAK PO PROSTU?! No właśnie nie…
Musiałam mu się przeciwstawić. Zacznijmy od początku. Pamiętacie moją
przemianę w hybrydę. To właśnie po niej klika dni później przybył mój ojciec z całą armią
Volturi. Doszło do
bitwy, w której uczestniczyła moja
matka, bracie: Damon i Nicolas, Cullenowie , no i wataha. Przecież Jacob by nie odpuścił, żeby mi się coś stało –
wtedy tak było.
Teraz mam mnie gdzieś w
wielkim szanownym…
Jazzlyn opamiętaj się dziewczyno!
To znaczy Chelsea. Zapomniałam wam
też powiedzieć , że od pół roku nazywam się pełnym imieniem i nazwiskiem: Chelsea Jazzlyn Vankuver –
Volturi. Zastanawiacie się czemu
zostawiłam nazwisko ojca? Szczerze mówić z przyzwyczajenia zostawiłam. Powracając do toku mojej wypowiedzi…
Wiem mówię chaotycznie, ale taka jakoś mam ostatnio…
Dobra wracając… a na czym ja skończyłam. AAA!!!
Już wiem!
Kiedy doszło do bitwy, którą oczywiście
wygraliśmy my. Ponieważ moja nowa rodzina nie mogła przepuścić okazji
uczty z tylu wampirów żywiących się ludzką krwią… Jednak zostawmy ten motyw na później… kiedy Aro , Kajusz i Marek zobaczyli masakrę moich bliskich. Od razu się wycofali. Na odchodne mój ojciec powiedział, że nie będzie
mnie nękać, ale ja mu nie wierzę. On tak łatwo się nie podda, żeby mnie zniewolić i mięć do własnej dyspozycji. Jestem dla niego zbyt
cenna, aby mnie tak łatwo
odpuścił. Wiem jedno, że kiedyś
przyjdzie po mnie ponownie. I właśnie od tamtego czasu mieszkam nadal w
Forks, ale nie już u Cullenów.
Tylko z moją rodziną. Nie martwcie się odwiedzam moich przyjaciół, a zwłaszcza: bardzo się zżyłam z Alice, Rosa ( długo mi zaszło, aby się z nią zakumplować, ale powiem wam szczerze opłaciło się, ponieważ jest ona wspaniałą przyjaciółką), z Bellą i Esme, która tylko co przyjdę już mam mi
coś ugotowane ( mogę jeść ludzkie jedzenie – i to czasami w podwójną siłą). Z chłopakami
Jasperem, Edwardem i Emmettem jestem również zżyta jak
z dziewczynami. A doktor Cullen jest dla mnie jak prawdziwy ojciec, którego
nigdy nie miałam.
Jak już wspomniałam
mieszkam w … nie powiem małym
domku, bo będzie
siara… w ogromnym pałacu.
Moja mama lubi wygodę. Nie
dziwie jej się przecież jest królową pierwotnych wilkołaków.
Nasz „domek” znajduje się pomiędzy domem Cullenów, a rezerwatem. Na granicy tych dwóch
terenów. Po porozumieniu się między nami a wampirami wegetarianami i sforą, doszliśmy do
pewnego układu. Polegającym na tym , że oni zrzekają się część terenu dla nas, a my w zamian
robimy „czystkę”,
kiedy pojawi się obcy
wampir, który zagraża
mieszkańcom Forks. Nam ten układ odpowiada, bo bynajmniej mogę polować na wampiry, które zabijają niewinnych ludzi. Tego samego zdania jest moja rodzina. Tylko
ona z trudem panuje nad chęcią zabicia Cullenów, ale wiem , że nie zrobią im krzywdy ze względu na mnie. Czasami się spotykają, ale
to tylko podczas jakiś
uroczystość. Ale
muszę się wam pochwalić zapisałam się do szkoły w Forks. Będę chodzi do niej w raz z Juli. A zapomniałam o niej powiedzieć. No mam przykrą wiadomość od 2 dni moja przyjaciółka opłakuje
rozstanie z Sethem. Przyrzekłam
sobie, ale bardziej jej, że nie
zrobię mu krzywdy. Drani zrobił to samo co … nie wypowiem tego imienia…
zdradził ją. A ten czyn bardzo boli. Julian całą noc płakała przez niego. Mieszka ona teraz ze mną. I kurde mój brat Damon do niej zarywa!
Opowiem wam jeszcze o moich braciach, których
bardzo pokochałam. Od
16 lat nie widziałam
takich wampirów i wilkołaków. Są jak burza i spokój. Nicolas to chodzący ideał. Ma wszystko poukładane w swoim wiecznym życiu. Obecnie w Forks pracuje jako adwokat i sam ten zawód
mówi o jego charakterze. Kiedy on chce ze mną porozmawiać to ja
uciekam przed nim tam gdzie pieprz rośnie. Ja z nim po prostu nie umie gadać. Mówi on w takim języku, że ja …- otworzyłam buzie ze zdziwienia - … empirycznie i paradoksalnie. Ja
przy nim to jakiś matoł. Natomiast Damon to mój charakter –
czasami gorszy z niego wariat niż ze mnie. Z nim mogę w konie grać. O
wszystkim z nim gadam. Na imprezę idę z nim
, no i nasz braciszek „chodzący pan
kochany snop” idzie z nami. Taki mamy warunek z mamą. Jak impreza to Nicolas idzie z nami, bo
ktoś musi nas trzymać w ryzach. Mówiąc o mamie… Ona dość przeszła w swoim życiu. Najpierw wykorzystanie przez mojego przeklętego ojca, potem utrata męża, później próba zabójstwa jej i moich braci,
przeżycie zamordowania swego plemienia, potem
utrata mnie, później
przemiana, a na konicu szukanie mnie przez 16 lat. Jest to kobieta nie do
zdarcia. Jest dla mnie autorytetem i w jednym szyku nad opiekuńczą mamą.
Ok. opowiedziałam wam po krótko co się stało przez
te pół roku, a teraz czas wstać z łóżka. Jak
mi się nie chce. Mam dosyć. Dzisiaj jeszcze pierwszy dzień w szkole. I jestem jeszcze taka zła , że będę musiałam widzieć twarz
jego i jej. Chodzi o Jacoba i Gaby. Ona zapisała się do tej
samej szkoły co ja
i wiadomo, że on będzie ją przywozić i
odwozić. Ja to mam pecha.
- Chelsea wstałaś? – no już słyszę głos mojego chodzącego góry – brat Nicolas.
- Tak. – odpowiedziałam od niechęci.
- To się pośpiesz,
bo się spóźnisz do szkoły w
pierwszym dniu. A poza tym jak chcesz jechać ze mną to
masz 10 minut, bo za tyle jadę i… -
nie skończył powiedzieć, a ja
już otworzyłam drzwi od swojego pokoju. Stanęłam przed nim umyta, umalowana i
ubrana w czerwone szpilki, jasne jeansy rurki, białą bluzeczkę odpiętą tak, że widać było moje
idealne piersi i na niej miałam obcisłą jeansową kamizelkę. Włosy miałam związane w kucyka, gdzie nie gdzie wychodziły czarne jak atrament kosmyki. W prawej dłoni trzymałam moją szkolną czerwoną torbę, a w
lewej miałam mapkę szkoły i plan zajęć, które
odebrałam wczoraj kiedy się zapisywałam. Przy śniadaniu
chciałam przeczytać – raz mi wystarczy mam fotogeniczną pamięć, dzięki której
zapamiętam gdzie mam i nie będę musiała szukać sal po szkole. Kiedy mój brat mnie zobaczył powiedział:
- Chociaż raz byś mogła nie używać tych
wampirzo – wilkołaczej szybkość. Nie możesz zachować się jak
normalny człowiek. –
parsknęłam śmiechem i omijać go odrzekłam:
- Jestem u siebie w domu Panie Kochany Snopie! –
zatkało go. Stanął jak zaczarowany. Już nie zwracałam na
niego uwagi. Musiałam iść do Juli zobaczyć czy jest gotowa. Kiedy szłam w tym kierunku ona właśnie już
wychodziła. Ta dziewczyna jak na człowiek też ma ruchy. Ale mina mi zrzedła kiedy spojrzałam na jej podczerwienione oczy. Znowu płakała przez tego DUPKA!
- Juli ty znowu… - nie dała mi skończyć.
- Chess ( Tak mówi do mnie w skrócie) nie
zaczynaj tej śpiewki.
Doskonale wiem co mi powiesz, że nie
powinnam płakać po takim kimś jak Seth. Ale zrozum to jest silniejsze ode mnie. – chciała znowu rozpłakać się, ale ja jej pogroziłam palcem i powiedziałam:
- Nie waż się teraz
płakać. Dzisiaj jest pierwszy dzień w szkole i musimy wyglądać super.
Uśmiech proszę… - na moją prośbę uśmiechnęła się, ale to był grymas. Nie patrząc na nią wzięłam ją pod pachę i zeszłyśmy razem do jadalni. Gdzie już czekała na mnie moja mama ze śniadaniem dla nas. Dzisiaj Juli miała zjeść łososia
nadziewanego ze śliwkami.
Powiem wam szczerze , że nie
wiem skąd mama bierze takie dania na śniadanie. Ja natomiast jak zwykle szklanka
krwi zwierzęcej.
Siadłyśmy razem z Juli. Ona zajadała się , a ja
wypiłam ciecz. Moja przyjaciółka do dziwnego nie brzydzi się tego,
że ja pije przy niej krew jakiegoś bezbronnego zwierzęcia. Przyzwyczaiła się do tego. Jednak coś mnie korciło i wzięłam kawałek łososia z jej talerza.
- Ej! To moje. – powiedziała z pełnymi ustami.
- No co nie bądź taka
tylko się podziel. – uśmiechnęłam się do niej łobuzersko. Nagle do jadalni wszedł Nicolas:
- Czas na nas.
Nim się obejrzałam do
Juli już stała przy nim i czekała na mnie. Ona mnie coraz bardziej zaskakuje. Taka szybka do
szkoły. A ja taka wolna. Eh…
Wsiadłyśmy do
samochodu mojego brata audi A8 i ruszyliśmy w stronę szkoły. Kiedy zajechaliśmy tam. Poczułam się jak
gwiazda filmowa. Wszyscy patrzyli na auto mojego brata jak na jakiś cud świata. Gorzej było jak wysiadłyśmy z niego. Czułam na sobie każdego wzrok. Słyszałem
nawet najskrytsze myśli każdego. Niektóre dziewczyny mi totalnie zazdrościły lub były
zachwycone moja osobą. A Chłopacy, u każdego w głowie byłam obiektem pożądania. Co dla mnie było frustrujące. Natomiast Juli była szczęśliwa,
bo oczywiście ona
nie była obiektem nowych plotek. Bowiem wyglądała normalnie. Była ubrana w dresową bluzę i
spodnie rurki, a na nogach miała
trampki. Zadowolona z siebie powiedziała po cichu do mnie:
- No Chess teraz to ty się nie ogarniesz od wielbicieli. - myślałam, że ją uduszę. Modliłam się, aby wreszcie wejść do tej przeklętej szkoły. Chciałam jak najprędzej uciec z tego parkingu, ale nie mogłam biec w wampirzym tempie, bowiem wszyscy
by zauważyli to jak szybko się poruszyłam. Musiałam
przez to przejść. Nagle
Juli spojrzała w
przeciwnym kierunku i dała mi kuksańca w bok:
- Zobacz tam…
- Juli nie mam ochoty na żarty.
- Ale zobacz tam…
- Juli proszę ciebie. – kiedy to powiedziałam siłą
odwróciła mnie w tym wyznaczonym przez siebie
kierunku. Moim oczom ukazała się …. przeklęta przeze mnie para. Patrzyłam na nich z taką wściekłością, że chyba bym wybuchła. Jak się pięknie obściskiwali, a ta cała Gaby jak się w niego wtulała. Feee
Opanuj się – doprowadzałam siebie w myślach do porządku.
I jeszcze na moje nieszczęście Jacob mnie zauważył i patrzył na
mnie. Nie wiedziałam co
mam zrobić i
szybko musiałam wejść do szkoły. Tylko był mały
problem musiałam koło nich przejść, żeby
dostać się do budynku. Co za pech!!! Ale co jak trzeba to trzeba. Wzięłam głęboki oddech i poszłam. Minęłam ich i już byłam na pierwszej schodzi kiedy to ona musiała się odezwać.
- No proszę. Nawet się nie
przywitasz ze znajomymi – gotowało się we
mnie. Juli spojrzała na
mnie z przerażeniem w
oczach i położyła dłoni na
moim ramieniu. Chciałam odpuścić, ale nie dałam rady
, bo znowu zaczęła pluć jadem:
- Juli nie dziwię się Sethowi,
że zostawił ciebie. Bo ty nie masz za gorsz szacunku dla innych. Nosisz
nos wyżej niż masz…- teraz to naprawdę nie wytrzymałam i podeszłam do
niej. Miała szczęście je Jacob ją zasłonił, ale
na mój pech bo o niego się odbiłam i znowu poczułam jego gorące ciało. Wszystko
się przypomniało. Spojrzałam w
jego oczy. Czy mi się wydaje,
że on patrzył na mnie z tą samą miłością co kiedyś. Nie to nie prawda. Otrząsnęłam się i odsunęłam od niego. Po czym zwróciłam się do żmii.
- Ty wydro!!! Uważaj na słowa, bo
źle skończysz. Zapomniałaś z kim
masz do czynienia. – lekko odepchnęłam Jacoba, ale ten nie chciał się odsunąć:
- Odsuń się –
warknęłam na niego.
- Nie zrobię tego. Tak w ogóle panuj nad sobą Jazzlyn. – powiedział stanowczym głosem.
- Po pierwsze od pół roku nie nazywają mnie Jazzlyn, to moje drugie imię, tylko Chelsea, a
po drugie to ty panuj nad nią. –
wskazałam palcem na Gaby. Nagle poczułam ręce Julian, która złapała mnie
i ciągnęła w stronę szkoły. Wiedziałam, że nie
chce mieć kłopotów. Posłuchałam jej gestu i ruszyłam, ale znowu musiałam ją usłyszeć:
- Jak zwykle uciekasz jak tchórz.
- Gaby… - skarcił ją Jake,
ale ja podeszłam do
niej. Odpychając
Jacoba od niej z całej siły, że aż upadł i złapałam ją za gardło. Próbowała się wyrwać, ale ja byłam
silniejsza. Przyciągnęłam ją do siebie i syknęłam:
- Jeszcze raz się odezwiesz, to pozbawię ciebie krwi co do ostatniej kropli… - puściłam ją. Ona
trzymając się za szyję,
spojrzała na mnie morderczym wzrokiem. Ja odwzajemniałam z podwójną siłą. Juli,
Jacob i reszta grupy, w której byli sami wilkołacy przyglądali się nam. Dziewczyna milczała. Ja natomiast odeszłam, lecz najpierw zostałam zatrzymana przez Jacoba. Chciał coś powiedzieć, ale
zamilkł, kiedy zobaczył moje spojrzenie. Po czym mnie puścił i szczerze mówiąc wyczytałam z
jego wzroku jedno słowo:
Przepraszam… - tylko nie wiem za co. Czy za to, że mnie skrzywdził, czy za ten incydent ze strony jego dziewczyny. Przez tą sytuację będę mieć cały dzień do bani… i chyba gorzej nie może być.
Coraz bardziej podoba mi się to co piszesz. Fajnie zrobiłaś ten przeskok o pół roku. Pisz dalej, nawet jak nie komentuje, to czytam. Powodzenia!!!
OdpowiedzUsuńjak zwykle cudowne <3 . nie mogę się doczekać następnego rozdziału . : )
OdpowiedzUsuńWspaniale kocham tego blogaaa ! PISZ DALEJ ;'
OdpowiedzUsuń