Ma
dosyć bycia pierwotnym wilkołakiem, a zarazem pierwotnym wampirem. Ponadto ma
dosyć ciągłego ścigania i prześladowania mnie, tylko dlatego, że jestem
doskonałą maszyną do zabijania. Nie chcę mieć takiego życia, a zarazem nie chcę
stać się dla kogoś trofeum lub niewolnikiem, który musi wykonywać ciążące na
nim rozkazy, a potem żyć z ich konsekwencjami i swoimi wyrzutami sumienia. Ja
pragnę czegoś innego. Chcę być raz w życiu szczęśliwa. Pragnę stać się zwykłą
oraz delikatną istotą, taką jaką jest człowiek. Może wtedy nie będę odczuwać
takiego cierpienia, jakie teraz dostaję w ogromnych ilościach. Może wtedy też
zacznę myśleć i widzieć inaczej świat, który mnie otacza. Będę mogła bez
żadnych obaw, że zabiję jakąś niewinną osobę, przebywać wśród tłumów śmiertelników.
Będę mogła mieć własną rodzinę, bez obaw jakiego gatunku urodzą się moje
przyszłe dzieci. Pragnę takiego życia, że kiedyś dobiegnie ono końca. Dlatego
lecę do stolicy Hiszpanii, Barcelony. Lecę do wiecznego miasta imprez i zabawy.
Tam odnajdę swoje szczęście.
Z
wielkim oczekiwaniem na swój lot siedziałam w poczekalni lotniska. Byłam już po
odprawie i innych urzędowych spraw lotniska. Mogłam teraz spokojnie czekać na
swój lot na lotnisku Seattle. Całe szczęście, że miałam jakieś swoje oszczędności,
które wszystkie wydałam na podróż. Teraz byłam bez grosza przy duszy, lecz nie
przejmowałam się tym. Moje myśli zajęte były czym innym. Zastanawiałam się jak
w Barcelonie będzie wyglądać moje życie ludzkie. Czy poznam kogoś nowego? Czy
będę mieć przyjaciół? Czy przygarnie mnie jakaś rodzina? Czy zakocham się…?
Nie! Nie mogę znowu zakochać się bez opamiętania. Tak samo jak w tym przeklętym
wilkołaku. Nie mogę znowu cierpieć przez mężczyznę. Dlaczego miłość jest taka
skomplikowana? Nie może ona być łatwiejsza w rozumieniu i przerabianiu. Dlaczego
zawsze są jakieś problemy? Z rozmyśleń wyrwał mnie obcy zachrypnięty męski
głos:
-
Do ciebie. – spojrzałam się na mężczyznę w średnim wieku, który poddawał mi telefon komórkowy. Teraz to ja kompletnie
byłam zaskoczona. Kiedy zobaczyłam
urządzenie. Moja dłoni mimowolnie powędrował do prawej kieszeń spodni z
zamiarem odszukania komórki, ale nie wyczuła jej. Ponowiłam próbę i nic.
To świetnie! Zgubiłam ją. – pomyślałam.
Teraz to kompletnie jestem odcięta od świata.
Natomiast
stojący koło mnie facet z komórką panowanie odezwał się:
-
Do ciebie. – już mnie tym denerwował. Byłam zła jak osa, że zgubiłam telefon to
jeszcze ten natręt mnie wkurzał.
-
Przepraszam bardzo, ale czy my znamy się? – zapytałam się najspokojniejszym
głosem na jaki mnie w tym momencie było stać. Mężczyzna spojrzał na mnie i
powiedział:
-
Ja ciebie nie znam oraz ty mnie nie znasz, ale ta osoba, która do ciebie dzwoni
twierdzi, że zna ciebie i prosiła mnie o przekazanie telefonu tobie. Dlatego
proszę ciebie odbierz, bo ja chcę być wolnym. – zaakcentował każde słowo w taki
sposób, aby zrozumiała to co do mnie mówi. Zrozumiałam jest on czyimś
wysłannikiem, na pewno jakiegoś wampira. Wzięłam od niego ten telefon i
przyłożyłam do ucha. Po drugiej stronie usłyszałam tak znany mi głos:
-
Kochanie moje. – odezwała się królowa wampirów, Suplicia. – Przepraszam ciebie
bardzo, że w taki sposób kontaktuje się z tobą, ale tylko to mi przyszło do
głowy. Chciałam ci tylko powiedzieć, że kiedy dolecisz do celu. Natychmiast
zgłosi się do banku „Fleccity” i uaktywnij swoje konto bankowe, które dla
ciebie przygotowałam. Pamiętaj, że musisz pokazać dokumenty, które ode mnie
otrzymałaś. W tym banku jest moja zaufana osoba, która pomoże w realizacji
transakcji, po czym wręcz ci odpowiednie dla ciebie dokumenty, który będziesz
posługiwać się po przemianie w człowieka. Jeżeli uaktywnisz konto zgłosi się do
Debory. Ona będzie wiedzieć co dalej. Życzę ci powodzenia. Żegnaj. – nawet nie
zdążyłam nic powiedzieć, bo Suplicia od razu rozłączyła się. Odsunęłam telefon
od swojego ucha, po czym jeszcze raz spojrzałam na niego i pod nosem
wymruczałam:
-
Dlaczego ona mi tak pomaga? – nagle usłyszałam głos wysłannika:
-
Dziękuję ci, że uczyniłaś mnie wolnym. A odpowiedzi na twoje pytanie jest
prosta. Pani chce przeszkodzić w planach Pana. – powiedziawszy odwrócił się i
odszedł. A ja zostałam z mętlikiem w głowie. Jakie plany? Co znowu Aro
kombinował z moim udziałem?
-
Pasażerowie lotu 406 proszeń są o podejście do bramek. – z rozmyśleń wyrwał
mnie kobiecy głos w głośnikach, który oznajmił, że za chwilę ruszam w nieznaną
mi podróż. Bez namysłu wstałam i ruszyłam w stronę wyznaczonego celu. W tym
momencie zaczęła się nowa era w moim życiu.
Siedziałam
razem z Sethem w jego pokoju. Nie mogłam zapomnieć o Chess, przecież ona jest
moją najlepszą przyjaciółką, równocześnie stała się dla mnie jak siostra. A ja
zachowałam się kategorycznie w stosunku do niej. Zawiodłam ją, ale nie mogłam
opuścić mojego ukochanego. Nie zniosłabym tego, tak samo jak nie mogę znieść
rozłąki z moją przyjaciółką, siostrą. Co ona o mnie sobie pomyślała? Pewnie
stwierdziła, że biorę stronę Cullenów i Jacoba, ale to nie prawda. Moim głównym
powodem zostania jest mój najdroższy wilkołak. Muszę z nią porozmawiać.
-
O czym tak myślisz skarbie? – z rozmyśleń wyrwał mnie głos mojego Setha.
-
O Chess. Zastanawiam się co ona teraz robi. W jakim otoczeniu się obraca. Czy
pamięta jeszcze o mnie, w ogóle o nas. – odrzekłam smętnie.
-
To czemu nie zadzwonisz do niej? – zaproponował. Popatrzyłam na niego.
-
Wiesz to nawet nie głupi pomysł, ale jest jeden problem.
-
Jaki?
-
Ona mnie spławi za to, że nie pojechałam z nią, tylko olałam ją. –
posmutniałam.
-
Jeżeli jest twoją prawdziwą przyjaciółką to ciebie wysłucha, lecz jeżeli nie
będzie chciała ciebie słyszeć. To okaże się nie wartą zainteresowania osobą. –
zakomunikował mi w taki sposób, jakbyśmy byli na jakiejś konferencji
politycznej.
-
Wiesz co z ciebie polityka nie da. – uśmiechnął się pod nosem, po czym złożył
na moich ustach słodki pocałunek. Odwzajemniłam go. Po czym odkleiliśmy się od
siebie, a mój ukochany postanowił, że zostawi mnie samą, abym mogła w spokoju
zadzwonić do mojej przyjaciółki. Kiedy wyszedł z pokoju złapałam moją komórkę i
wykręciłam numer do mojej przybranej siostry. Miałam tylko ogromną nadzieję, że
odbierze to by wtedy znaczyło, że jeszcze mnie nie skreśliła.
-
Tak słucham? – odezwał się po drugiej stronie słuchawki nie znany dla mnie
kobiecy głos.
-
Przepraszam, ale czy dodzwoniłam się do Chelsea? – zapytałam się nie pewnie.
-
Tak. To jest telefon Chelsea, ale zostawiła ona go przypadkiem w moim
samochodzie. – teraz mnie olśniło.
-
Suplicia…
-
Tak. We własnej osobie. Chciałabyś pewnie wiedzieć, gdzie jest Jazzlyn? –
zapytała się mnie. Ja w szoku tylko zdołałam wymruczeć do słuchawki słowo w
style „tak”.
-
Moja droga. Jazzlyn jest pewnie już w podróży do Barcelony.
-
Co?!!! – wykrzyczałam do słuchawki. – Jak do Barcelony?
-
Tak. Do Barcelony. Wyjechała tam, aby odnaleźć szczęście w życiu. Bardzo ciebie
przepraszam, ale muszę kończyć. Żegnam ciebie. – po czym tylko usłyszałam
dźwięk sygnalizujący zakończenie rozmowy telefonicznej. Sprawiając tym samym
zszokowanie i zdziwienie u mnie. Chess wyjechała do Barcelony! Tylko pytanie po
co? Czego on tam szuka? Muszę się z nią w jakiś sposób skontaktować się. Tylko
jest pewien problem, nie wiem jak to zrobić. Przecież jej komórkę ma królowa
wampirów. Z rozmyśleń wyrwał mnie Seth:
-
I co rozmawiałaś z Chess?
-
Nie do końca. – spojrzał się na mnie zdziwiony moja odpowiedzią.
-
Jak to nie do końca?
-
Nie do końca, ponieważ dzwoniłam na jej komórkę, którą ona zgubiła, a którą ma
królowa wampirów i to ona odebrała telefon, kiedy ja myślałam, że dzwonię do
Chess. – plotłam bez żadnego składu i uporządkowania zdaniowego. Seth popatrzył
na mnie, chwilę coś przemyślał i powiedział:
-
I czego się dowiedziałaś?
-
Chess wyjechała do Barcelony. – odpowiedziałam już spokojniej.
-
A po co?
-
To samo pytanie zadałam sama sobie i nie znam na nie odpowiedzi. – odrzekłam.
-
Trzeba będzie się tego jakoś dowiedzieć. Nie możemy tego tak zostawić. Może ona
będzie potrzebować naszej pomocy. – uśmiechnął się pogodnie. Odwzajemniłam
uśmiech i wtuliłam się w jego tors.
-
Dziękuję, że zawsze mogę na ciebie liczyć. – wyszlochałam.
-
Od tego masz mnie. – odpowiedział całując mnie czule w czoło. Potem odsunęłam
się od niego i spojrzałam się w jego oczy:
-
Ale mamy jeden problem. Nie wiem w jaki sposób pomóc Chess.
-
Znam pewną osobę, która powinna nam pomóc. Przede wszystkim jest winna Chess
przysługę. – wiem o kim Seth mówił, ale znać Chelsea Jazzlyn Vankuver –
Volturi, nie będzie ona z tego zadowolona…
Nareszcie
dotarłam do Barcelony. Lotnisko w tym mieście nawet późną nocą tętniło życiem. Po
wszystkich sprawach związanych z odprawą mogłam w spokoju ruszyć w stronę
wyjścia. Naszczęście nie musiałam stać w kolejce po odbiór bagaży, ponieważ ich
nie posiadałam. Bezapelacyjnie wyszłam z budynku lotniska i udałam się w stronę
podanego mi przez Suplicie adresu Banku „Fleccity”. Tylko miałam pewne
problemy. Po pierwsze nie wiedziałam jak mam tam trawić. Po drugie pewnie bank
był zamknięty, ponieważ jest środek nocy. Po trzecie nie miałam komórki. Po
czwarte nie miałam wyboru i musiałam spędzić tą noc w obcym mieście pod gołym
niebem, ponieważ nie miałam żadnych pieniędzy na jakiś mały hotel, motel czy
pensjonat. Po piąte strasznie mnie męczyło pragnienie i głód. Po szóste
wszystko stało się do bani!!!
-
Cholera jasna! – przeklęłam sobie pod nosem. Jednak musiałam zachować zimną
krew i nie panikować. Stanęłam. Obejrzałam się dookoła siebie. I stwierdziłam,
że odeszłam spory kawałek od lotniska. Chwilę pomyślałam. Nagle usłyszałam
zachrypnięty męski głos:
-
Co taka piękna osóbka robi sama w tym miejscu o tej porze? – odwróciłam się w
stronę tego gościa. Był to jakiś menel, od którego na kilometr było czuć
alkohol.
-
Nie twoja sprawa co ja robię. Spadaj. – odwarknęłam.
-
Ooo nie dość, że piękna to jeszcze pyskata. Lubię takie. – zaczął się do mnie
zbliżać. Po czym gwałtownie mnie złapał i zaczął się do mnie dopierać. W tym
momencie nie miałam dla niego skrupułów. Nim obejrzał się wbiłam w jego szyję
moje kły i wyssał z niego cały życiodajny płyn. Ze smakiem oblizałam swoje usta
z jego krwi. Było jeszcze czuć w niej odór alkoholu, ale ta ciecz sprawiła, że
mój posiłek nabrał zaskakującego smaku.
Po tym fakcie, że zabrałam komuś życie, nie czułam się źle. Nie czułam
winny. Jedno wiedziałam oddałam mu przysługę. Co najważniejsze miałam
satysfakcję, że nie skrzywdzi więcej nie winnych kobiet. I przy okazji
zaspokoiłam swoje pragnienie.
Odrzuciłam jego bezwładne ciało i ruszyłam w
dalszą drogę do lepszego życia. Jednak musiałam przeżyć to, że będę spać na
ławce w parku pod gołym niebem. Nie cieszyłam mnie ta perspektywa, ale cóż… .
Nie mam wyboru.
Po
chwili doszłam do jakiegoś małego parku. Znalazłam pierwszą lepszą ławkę.
Ułożyłam się na niej do snu. Było mi strasznie nie wygodnie, ale cóż. Wolałam w
taki sposób spędzić noc, niż wkradać się do jakiegoś pokoju hotelowego i nie
zapłacić za niego. Nie pozwalałam mi na to duma i honor. Po ułożeniu się,
chociaż było mi strasznie nie wygodnie na drewnianym podłożu ławki, udało mi się
zasnąć.
Mam nadzieję, że spodoba się. Następną notkę postaram się w niedzielę zamieścić.
PROSZĘ O KOMENTARZE, BO STRASZNIE SĄ ONE MI POTRZEBNE, ABY WRÓCIŁA ZNOWU WE MNIE TA DAWNA WENA. Czasami zastanawiam się nad zawieszeniem tego bloga, ponieważ spada liczba moich czytelników ;-(
Nie zawieszaj Blooga, proszę Cię. Rozdział jest wspaniały, czekam niecierpliwie na następne ;*
OdpowiedzUsuńvacuum.