środa, 24 kwietnia 2013

16. "Hiszpania - Barcelona".



        Ma dosyć bycia pierwotnym wilkołakiem, a zarazem pierwotnym wampirem. Ponadto ma dosyć ciągłego ścigania i prześladowania mnie, tylko dlatego, że jestem doskonałą maszyną do zabijania. Nie chcę mieć takiego życia, a zarazem nie chcę stać się dla kogoś trofeum lub niewolnikiem, który musi wykonywać ciążące na nim rozkazy, a potem żyć z ich konsekwencjami i swoimi wyrzutami sumienia. Ja pragnę czegoś innego. Chcę być raz w życiu szczęśliwa. Pragnę stać się zwykłą oraz delikatną istotą, taką jaką jest człowiek. Może wtedy nie będę odczuwać takiego cierpienia, jakie teraz dostaję w ogromnych ilościach. Może wtedy też zacznę myśleć i widzieć inaczej świat, który mnie otacza. Będę mogła bez żadnych obaw, że zabiję jakąś niewinną osobę, przebywać wśród tłumów śmiertelników. Będę mogła mieć własną rodzinę, bez obaw jakiego gatunku urodzą się moje przyszłe dzieci. Pragnę takiego życia, że kiedyś dobiegnie ono końca. Dlatego lecę do stolicy Hiszpanii, Barcelony. Lecę do wiecznego miasta imprez i zabawy. Tam odnajdę swoje szczęście.

Z wielkim oczekiwaniem na swój lot siedziałam w poczekalni lotniska. Byłam już po odprawie i innych urzędowych spraw lotniska. Mogłam teraz spokojnie czekać na swój lot na lotnisku Seattle. Całe szczęście, że miałam jakieś swoje oszczędności, które wszystkie wydałam na podróż. Teraz byłam bez grosza przy duszy, lecz nie przejmowałam się tym. Moje myśli zajęte były czym innym. Zastanawiałam się jak w Barcelonie będzie wyglądać moje życie ludzkie. Czy poznam kogoś nowego? Czy będę mieć przyjaciół? Czy przygarnie mnie jakaś rodzina? Czy zakocham się…? Nie! Nie mogę znowu zakochać się bez opamiętania. Tak samo jak w tym przeklętym wilkołaku. Nie mogę znowu cierpieć przez mężczyznę. Dlaczego miłość jest taka skomplikowana? Nie może ona być łatwiejsza w rozumieniu i przerabianiu. Dlaczego zawsze są jakieś problemy? Z rozmyśleń wyrwał mnie obcy zachrypnięty męski głos:

- Do ciebie. – spojrzałam się na mężczyznę w średnim wieku, który poddawał  mi telefon komórkowy. Teraz to ja kompletnie byłam zaskoczona.  Kiedy zobaczyłam urządzenie. Moja dłoni mimowolnie powędrował do prawej kieszeń spodni z zamiarem odszukania komórki, ale nie wyczuła jej. Ponowiłam próbę i nic. To  świetnie! Zgubiłam ją. – pomyślałam. Teraz to kompletnie jestem odcięta od świata.

Natomiast stojący koło mnie facet z komórką panowanie odezwał się:

- Do ciebie. – już mnie tym denerwował. Byłam zła jak osa, że zgubiłam telefon to jeszcze ten natręt mnie wkurzał.  

- Przepraszam bardzo, ale czy my znamy się? – zapytałam się najspokojniejszym głosem na jaki mnie w tym momencie było stać. Mężczyzna spojrzał na mnie i powiedział:

- Ja ciebie nie znam oraz ty mnie nie znasz, ale ta osoba, która do ciebie dzwoni twierdzi, że zna ciebie i prosiła mnie o przekazanie telefonu tobie. Dlatego proszę ciebie odbierz, bo ja chcę być wolnym. – zaakcentował każde słowo w taki sposób, aby zrozumiała to co do mnie mówi. Zrozumiałam jest on czyimś wysłannikiem, na pewno jakiegoś wampira. Wzięłam od niego ten telefon i przyłożyłam do ucha. Po drugiej stronie usłyszałam tak znany mi głos:

- Kochanie moje. – odezwała się królowa wampirów, Suplicia. – Przepraszam ciebie bardzo, że w taki sposób kontaktuje się z tobą, ale tylko to mi przyszło do głowy. Chciałam ci tylko powiedzieć, że kiedy dolecisz do celu. Natychmiast zgłosi się do banku „Fleccity” i uaktywnij swoje konto bankowe, które dla ciebie przygotowałam. Pamiętaj, że musisz pokazać dokumenty, które ode mnie otrzymałaś. W tym banku jest moja zaufana osoba, która pomoże w realizacji transakcji, po czym wręcz ci odpowiednie dla ciebie dokumenty, który będziesz posługiwać się po przemianie w człowieka. Jeżeli uaktywnisz konto zgłosi się do Debory. Ona będzie wiedzieć co dalej. Życzę ci powodzenia. Żegnaj. – nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Suplicia od razu rozłączyła się. Odsunęłam telefon od swojego ucha, po czym jeszcze raz spojrzałam na niego i pod nosem wymruczałam:

- Dlaczego ona mi tak pomaga? – nagle usłyszałam głos wysłannika:

- Dziękuję ci, że uczyniłaś mnie wolnym. A odpowiedzi na twoje pytanie jest prosta. Pani chce przeszkodzić w planach Pana. – powiedziawszy odwrócił się i odszedł. A ja zostałam z mętlikiem w głowie. Jakie plany? Co znowu Aro kombinował z moim udziałem?

- Pasażerowie lotu 406 proszeń są o podejście do bramek. – z rozmyśleń wyrwał mnie kobiecy głos w głośnikach, który oznajmił, że za chwilę ruszam w nieznaną mi podróż. Bez namysłu wstałam i ruszyłam w stronę wyznaczonego celu. W tym momencie zaczęła się nowa era w moim życiu.



Siedziałam razem z Sethem w jego pokoju. Nie mogłam zapomnieć o Chess, przecież ona jest moją najlepszą przyjaciółką, równocześnie stała się dla mnie jak siostra. A ja zachowałam się kategorycznie w stosunku do niej. Zawiodłam ją, ale nie mogłam opuścić mojego ukochanego. Nie zniosłabym tego, tak samo jak nie mogę znieść rozłąki z moją przyjaciółką, siostrą. Co ona o mnie sobie pomyślała? Pewnie stwierdziła, że biorę stronę Cullenów i Jacoba, ale to nie prawda. Moim głównym powodem zostania jest mój najdroższy wilkołak. Muszę z nią porozmawiać.

- O czym tak myślisz skarbie? – z rozmyśleń wyrwał mnie głos mojego Setha.

- O Chess. Zastanawiam się co ona teraz robi. W jakim otoczeniu się obraca. Czy pamięta jeszcze o mnie, w ogóle o nas. – odrzekłam smętnie.

- To czemu nie zadzwonisz do niej? – zaproponował. Popatrzyłam na niego.

- Wiesz to nawet nie głupi pomysł, ale jest jeden problem.

- Jaki?

- Ona mnie spławi za to, że nie pojechałam z nią, tylko olałam ją. – posmutniałam.

- Jeżeli jest twoją prawdziwą przyjaciółką to ciebie wysłucha, lecz jeżeli nie będzie chciała ciebie słyszeć. To okaże się nie wartą zainteresowania osobą. – zakomunikował mi w taki sposób, jakbyśmy byli na jakiejś konferencji politycznej.

- Wiesz co z ciebie polityka nie da. – uśmiechnął się pod nosem, po czym złożył na moich ustach słodki pocałunek. Odwzajemniłam go. Po czym odkleiliśmy się od siebie, a mój ukochany postanowił, że zostawi mnie samą, abym mogła w spokoju zadzwonić do mojej przyjaciółki. Kiedy wyszedł z pokoju złapałam moją komórkę i wykręciłam numer do mojej przybranej siostry. Miałam tylko ogromną nadzieję, że odbierze to by wtedy znaczyło, że jeszcze mnie nie skreśliła.

- Tak słucham? – odezwał się po drugiej stronie słuchawki nie znany dla mnie kobiecy głos.

- Przepraszam, ale czy dodzwoniłam się do Chelsea? – zapytałam się nie pewnie.

- Tak. To jest telefon Chelsea, ale zostawiła ona go przypadkiem w moim samochodzie. – teraz mnie olśniło.

- Suplicia…

- Tak. We własnej osobie. Chciałabyś pewnie wiedzieć, gdzie jest Jazzlyn? – zapytała się mnie. Ja w szoku tylko zdołałam wymruczeć do słuchawki słowo w style „tak”.

- Moja droga. Jazzlyn jest pewnie już w podróży do Barcelony.

- Co?!!! – wykrzyczałam do słuchawki. – Jak do Barcelony?

- Tak. Do Barcelony. Wyjechała tam, aby odnaleźć szczęście w życiu. Bardzo ciebie przepraszam, ale muszę kończyć. Żegnam ciebie. – po czym tylko usłyszałam dźwięk sygnalizujący zakończenie rozmowy telefonicznej. Sprawiając tym samym zszokowanie i zdziwienie u mnie. Chess wyjechała do Barcelony! Tylko pytanie po co? Czego on tam szuka? Muszę się z nią w jakiś sposób skontaktować się. Tylko jest pewien problem, nie wiem jak to zrobić. Przecież jej komórkę ma królowa wampirów. Z rozmyśleń wyrwał mnie Seth:

- I co rozmawiałaś z Chess?

- Nie do końca. – spojrzał się na mnie zdziwiony moja odpowiedzią.

- Jak to nie do końca?

- Nie do końca, ponieważ dzwoniłam na jej komórkę, którą ona zgubiła, a którą ma królowa wampirów i to ona odebrała telefon, kiedy ja myślałam, że dzwonię do Chess. – plotłam bez żadnego składu i uporządkowania zdaniowego. Seth popatrzył na mnie, chwilę coś przemyślał i powiedział:  

- I czego się dowiedziałaś?

- Chess wyjechała do Barcelony. – odpowiedziałam już spokojniej.

- A po co?

- To samo pytanie zadałam sama sobie i nie znam na nie odpowiedzi. – odrzekłam.

- Trzeba będzie się tego jakoś dowiedzieć. Nie możemy tego tak zostawić. Może ona będzie potrzebować naszej pomocy. – uśmiechnął się pogodnie. Odwzajemniłam uśmiech i wtuliłam się w jego tors.

- Dziękuję, że zawsze mogę na ciebie liczyć. – wyszlochałam.

- Od tego masz mnie. – odpowiedział całując mnie czule w czoło. Potem odsunęłam się od niego i spojrzałam się w jego oczy:

- Ale mamy jeden problem. Nie wiem w jaki sposób pomóc Chess.

- Znam pewną osobę, która powinna nam pomóc. Przede wszystkim jest winna Chess przysługę. – wiem o kim Seth mówił, ale znać Chelsea Jazzlyn Vankuver – Volturi, nie będzie ona z tego zadowolona…



Nareszcie dotarłam do Barcelony. Lotnisko w tym mieście nawet późną nocą tętniło życiem. Po wszystkich sprawach związanych z odprawą mogłam w spokoju ruszyć w stronę wyjścia. Naszczęście nie musiałam stać w kolejce po odbiór bagaży, ponieważ ich nie posiadałam. Bezapelacyjnie wyszłam z budynku lotniska i udałam się w stronę podanego mi przez Suplicie adresu Banku „Fleccity”. Tylko miałam pewne problemy. Po pierwsze nie wiedziałam jak mam tam trawić. Po drugie pewnie bank był zamknięty, ponieważ jest środek nocy. Po trzecie nie miałam komórki. Po czwarte nie miałam wyboru i musiałam spędzić tą noc w obcym mieście pod gołym niebem, ponieważ nie miałam żadnych pieniędzy na jakiś mały hotel, motel czy pensjonat. Po piąte strasznie mnie męczyło pragnienie i głód. Po szóste wszystko stało się do bani!!!

- Cholera jasna! – przeklęłam sobie pod nosem. Jednak musiałam zachować zimną krew i nie panikować. Stanęłam. Obejrzałam się dookoła siebie. I stwierdziłam, że odeszłam spory kawałek od lotniska. Chwilę pomyślałam. Nagle usłyszałam zachrypnięty męski głos:

- Co taka piękna osóbka robi sama w tym miejscu o tej porze? – odwróciłam się w stronę tego gościa. Był to jakiś menel, od którego na kilometr było czuć alkohol.

- Nie twoja sprawa co ja robię. Spadaj. – odwarknęłam.

- Ooo nie dość, że piękna to jeszcze pyskata. Lubię takie. – zaczął się do mnie zbliżać. Po czym gwałtownie mnie złapał i zaczął się do mnie dopierać. W tym momencie nie miałam dla niego skrupułów. Nim obejrzał się wbiłam w jego szyję moje kły i wyssał z niego cały życiodajny płyn. Ze smakiem oblizałam swoje usta z jego krwi. Było jeszcze czuć w niej odór alkoholu, ale ta ciecz sprawiła, że mój posiłek nabrał zaskakującego smaku.  Po tym fakcie, że zabrałam komuś życie, nie czułam się źle. Nie czułam winny. Jedno wiedziałam oddałam mu przysługę. Co najważniejsze miałam satysfakcję, że nie skrzywdzi więcej nie winnych kobiet. I przy okazji zaspokoiłam swoje pragnienie.

 Odrzuciłam jego bezwładne ciało i ruszyłam w dalszą drogę do lepszego życia. Jednak musiałam przeżyć to, że będę spać na ławce w parku pod gołym niebem. Nie cieszyłam mnie ta perspektywa, ale cóż… . Nie mam wyboru.

Po chwili doszłam do jakiegoś małego parku. Znalazłam pierwszą lepszą ławkę. Ułożyłam się na niej do snu. Było mi strasznie nie wygodnie, ale cóż. Wolałam w taki sposób spędzić noc, niż wkradać się do jakiegoś pokoju hotelowego i nie zapłacić za niego. Nie pozwalałam mi na to duma i honor. Po ułożeniu się, chociaż było mi strasznie nie wygodnie na drewnianym podłożu ławki, udało mi się zasnąć.           




Mam nadzieję, że spodoba się. Następną notkę postaram się w niedzielę zamieścić.     
PROSZĘ O KOMENTARZE, BO STRASZNIE SĄ ONE MI POTRZEBNE, ABY WRÓCIŁA ZNOWU WE MNIE TA DAWNA WENA. Czasami zastanawiam się nad zawieszeniem tego bloga, ponieważ spada liczba moich czytelników ;-(     

1 komentarz:

  1. Nie zawieszaj Blooga, proszę Cię. Rozdział jest wspaniały, czekam niecierpliwie na następne ;*

    vacuum.

    OdpowiedzUsuń