Miasto Nowy Orlean. Miasto czystej krwi. Miasto, w którym
krew miesza się z najdroższym alkoholem świata. Miasto niewiarygodnych imprez.
Miasto kochające ciągłą zabawę. To jest ta powierzchowna warstwa tego
otoczenia. Natomiast prawdziwe środowisko miejscowych ludzi jest zagrożone
przez wewnętrzna wojnę pomiędzy wampirami a wiedźmami. Oby dwa nadprzyrodzone
gatunki walczą, jak zawsze w każdej hierarchii, o władzę, pozyskanie nowych
ciekawych materiałów na kontrolowanie i rządzenie. Takim właśnie narzędziem
jestem JA. Kiedy cała nadprzyrodzona społeczność się dowie, że w ich mieście
przebywa silniejsza od nich jednostka. Natychmiast zostanę zwerbowana w ich
szeregi. Jednak kiedy będę się wzbraniać i bronić zostanę bezpośrednio i
bezapelacyjnie wytyczona do wykonania wyroku zniszczenia. Także nie rozumiem po
co miałam przyjechać do tego miasta. Czyżby moim przeznaczeniem miała być
śmierć. Jednak jestem jednego pewna, że nie dam siebie skrzywdzić, kontrolować
oraz wtrącać się nie powołany do tego jednostkom w moje nowe życie. Będę
walczyć o siebie, o moje istnienie i moją przyszłość, która jak na razie dla
mnie jest totalną tajemnicą.
***
Jesienna
pogoda sprawiała młodej brunetce pewną trudność z wyjściem z lotniska, ponieważ
w aurze świstającego wiatru i padającego bez przerwy obficie deszczu wyczuwała
niosącą razem z tym klimatem nutkę żalu oraz strachu, a zarazem pewnego rodzaju
zgody na dokonanie czegoś wbrew czyjejś woli. Ta osoba chciała się po prostu
uwolnić od przyciskającego ją do posadzki ciężaru. Pragnęła wolności.
Dziewczyna od pewnego czasu mniemała takie dziwne, niewytłumaczalne dla niej
przeczucia. Zawsze je miała kiedy komuś bliskiemu groziła śmierć. Tym bardziej
było dla niej zagadką takie uczucia. Przecież swoją matkę, chociaż nigdy jej tak
nie nazywała, zostawiła w dalekiej zapomnianej i najmniej ważnej krainie, a
dokładnie na bułgarskich terenach. Gdzie świat cofa się razem z miejscową
ludnością. Tak właśnie oceniali to państwo mieszkańcy innych wielkich
metropolitów, dla których jedna mała Bułgaria była tylko plamką na mapie.
Jednak dla Hope ta kraina była domem przez dwadzieścia lat jej życia. Właśnie
tam przeżyła najspokojniejsze lata swojego dziwnego życia.
Brunetka
spojrzała się przed siebie. Za szklanymi drzwiami lotniska cały czas można było
zauważyć, że pogoda nie daje za wygraną. Z wielkimi oporami wzięła w ręce
rączkę od swojej torby podróżnej i ruszyła w stronę wyjścia do nowego oraz
nieznanego świata, od którego od razu na dzień dobry wyczuła nie przyjazną
aurę.
-
Ciekawie się zapowiada. – wycedziła pod nosem w czasie opuszczania portu i
wsiadania do pierwszej lepszej stojącej na postoju taksówki.
***
-
Czego chcesz Marcel? – z irytacją w głosie odezwała się młoda blond włosa
barmanka za lady – Jeśli przysyła ciebie Klaus. To przekaż mu, że ma się ode
mnie odczepić. Nie wyjadę z miasta. Nie zrezygnuję z zemsty na osobach
odpowiedzialnych za śmierć mojego brata bliźniaka. – dodała ze łazami w oczach.
Czarnoskóry mężczyzna spojrzał się na nią z czułością i troską. Z jego oczów
tak naprawdę nikt nie umiał odczytać najgłębszych jego uczuć, lecz ta blondynka
nie była mu obojętna. Co dawało jej przewagę nad innymi, bowiem potrafiła
odczytać jego najskrytsze marzenia, do których miała pewien dystans. Powód był
prosty. Bała się zaangażować w ogóle w jakiś związek partnerski, tym bardziej
strach się wzmacniał na myśl o związku z wampirem. Nie była gotowa i nie
chciała wstępować na taką niebezpieczną drogę. Miała dość problemów. Nie
chciała mieć ich więcej.
-
Camille proszę ciebie wysłuchaj mnie. – spojrzał się na nią błagalnym wzrokiem
– Klaus chciał dla ciebie jak najlepiej. Zahipnotyzował ciebie, ponieważ ja
prosiłem go o to. Chciałem, żebyś była bezpieczna. Pragnę tylko twojego
szczęścia i bezpieczeństwa. Tak samo jak twój stryj. – po czym dodał – Wiesz co
ja do ciebie czuję. – mówiąc to złapał automatycznie za rękę barmanki i ścisnął
delikatnie na znak swego oddania. Jednak dziewczyna wyrwała swoją dłoń z jego
uścisku. Nie chciała tego. Pragnęła tylko oszukać swoje serce, które odbierało
wampira w odwrotny sposób co rozum. Bała się tego uczucia, wręcz było dla niej
zakazane.
-
Przestań. – odrzekła stanowczo, po czym złapała się za skronie i zaczęła
delikatnie opuszkami palców rozmasowywać je – Doskonale wiesz, że to nie jest
możliwe. Więc proszę ciebie nie naciskaj. – popatrzyła nie pewnie na niego. W
tej chwili poczuła w sercu ukłucie, które krzyczało CO TY ROBISZ?! Jednak rozum posiadał silniejsze argumenty,
aby podjąć ponownie tą samą decyzję, która według narzędzia uczuć było podłe i
niedorzeczne.
-
Marcel. – zwróciła się do niego, co na nim wywołało lekki dreszczyk idealizmu
jej. Jednak wspaniały moment trysnął jak bańka mydlana. – Proszę ciebie zostaw
mnie w tej chwili samą. Nie chcę i nie mam ochoty z tą rozmawiać. – tymi słowami
zbiła go w pierwszej chwili z tropu, lecz on równocześnie przejrzał na oczy.
-
Nie rozumiem ciebie. Dlaczego wzbraniasz się przed tym uczuciem, które
narodziło się po między nami? – mówiąc to, zaczął do niej zbliżać się. Ominął
ladę i w tym momencie miał wolną drogę, aby przytulić ją i wbić się w jej
słodkie malinowe usta, których pragnął jak niczego innego na świcie.
Natomiast
skołowana blond włosa barmanka nie miała żadnej możliwości ucieczki, bowiem
wyjście za baru zostało zastawione przez wampira, który z wielkim łobuzerskim uśmiechem
i triumfem zaczął się do niej zbliżać.
-
Nie zbliżaj się do mnie. – warknęła na niego, lecz to na niego nie
poskutkowało. Nadal kroczył do wyznaczonego celu. Spanikowana niebieskooka
złapała pierwszą rzecz co miała pod ręką. Okazało się, że jej bronią do obronny
jest butelka najlepszego burdonu jaki krążył w nowo orleańskiej francuskiej dzielnicy.
Wampir spostrzegł jej poczynania, po czym spojrzał w jej wystraszone błękitne tęczówki.
-
Przepraszam Cami. – na tyle było go tylko stać. Po czym w wampirzym tempie
zniknął z lokalu. Natomiast zszokowana dziewczyna upadła na drewnianą posadzkę
baru. Podciągnęła pod samą brodę trzebiące się kolana, owinęła się szczelnie
swoimi rękami, a głowę wtuliła pomiędzy nimi. Można było zauważyć na jej policzkach
małe kropelki słonych łez, które nie wiadomo jaki miały przynieść rezultat
uczuciowy. Z jednej strony był strach, żal i zmuszanie się do podjęcia decyzji
o odrzuceniu, a z drugiej strony pragnienie wolności i zaznania choć trochę
szczęścia. Jednak dla Camille O’Connell nie była dana druga opcja.
--------------------------------------------------------------
I jest trochę szybciej!!!!
To na tyle. Mam nadzieję, że chociaż trochę was zainteresuję moim opowiadaniem.
Również mam nadzieję, że spodobam wam się mój nowy styl pisania. Nie chcę się zbyt rozkręcać. Dlatego będę powoli opowiadać, bowiem chcę rozkręcić moją fantazję.
Wszystko w swoim czasie. Następny rozdział w weekend 22 - 23 luty.
PS. W stronie Bohaterowie są nowe postacie.
I jest trochę szybciej!!!!
To na tyle. Mam nadzieję, że chociaż trochę was zainteresuję moim opowiadaniem.
Również mam nadzieję, że spodobam wam się mój nowy styl pisania. Nie chcę się zbyt rozkręcać. Dlatego będę powoli opowiadać, bowiem chcę rozkręcić moją fantazję.
Wszystko w swoim czasie. Następny rozdział w weekend 22 - 23 luty.
PS. W stronie Bohaterowie są nowe postacie.
Świetny rozdział. sorki,ze krótko ale pisze z tel.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny :) Do NN:)
Oczywiście że nie mam nic przeciwko :)
OdpowiedzUsuńJak tylko znajdę chwilkę to przeczytam twoje opowiadanie :)
ooooo Origins :D
OdpowiedzUsuńnieźle ;)
ps. u mnie nowość jeśli jeszcze Cię interesuje
http://saiyan-princess.blog.onet.pl/
Świetne. Kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w tygodniu uda mi się go wstawić.
Usuń