piątek, 7 lutego 2014

3.1.

WŁĄCZ MNIE, A POTEM CZYTAJ




             Miasto Nowy Orlean. Miasto czystej krwi. Miasto, w którym krew miesza się z najdroższym alkoholem świata. Miasto niewiarygodnych imprez. Miasto kochające ciągłą zabawę. To jest ta powierzchowna warstwa tego otoczenia. Natomiast prawdziwe środowisko miejscowych ludzi jest zagrożone przez wewnętrzna wojnę pomiędzy wampirami a wiedźmami. Oby dwa nadprzyrodzone gatunki walczą, jak zawsze w każdej hierarchii, o władzę, pozyskanie nowych ciekawych materiałów na kontrolowanie i rządzenie. Takim właśnie narzędziem jestem JA. Kiedy cała nadprzyrodzona społeczność się dowie, że w ich mieście przebywa silniejsza od nich jednostka. Natychmiast zostanę zwerbowana w ich szeregi. Jednak kiedy będę się wzbraniać i bronić zostanę bezpośrednio i bezapelacyjnie wytyczona do wykonania wyroku zniszczenia. Także nie rozumiem po co miałam przyjechać do tego miasta. Czyżby moim przeznaczeniem miała być śmierć. Jednak jestem jednego pewna, że nie dam siebie skrzywdzić, kontrolować oraz wtrącać się nie powołany do tego jednostkom w moje nowe życie. Będę walczyć o siebie, o moje istnienie i moją przyszłość, która jak na razie dla mnie jest totalną tajemnicą.



***



Jesienna pogoda sprawiała młodej brunetce pewną trudność z wyjściem z lotniska, ponieważ w aurze świstającego wiatru i padającego bez przerwy obficie deszczu wyczuwała niosącą razem z tym klimatem nutkę żalu oraz strachu, a zarazem pewnego rodzaju zgody na dokonanie czegoś wbrew czyjejś woli. Ta osoba chciała się po prostu uwolnić od przyciskającego ją do posadzki ciężaru. Pragnęła wolności. Dziewczyna od pewnego czasu mniemała takie dziwne, niewytłumaczalne dla niej przeczucia. Zawsze je miała kiedy komuś bliskiemu groziła śmierć. Tym bardziej było dla niej zagadką takie uczucia. Przecież swoją matkę, chociaż nigdy jej tak nie nazywała, zostawiła w dalekiej zapomnianej i najmniej ważnej krainie, a dokładnie na bułgarskich terenach. Gdzie świat cofa się razem z miejscową ludnością. Tak właśnie oceniali to państwo mieszkańcy innych wielkich metropolitów, dla których jedna mała Bułgaria była tylko plamką na mapie. Jednak dla Hope ta kraina była domem przez dwadzieścia lat jej życia. Właśnie tam przeżyła najspokojniejsze lata swojego dziwnego życia.

Brunetka spojrzała się przed siebie. Za szklanymi drzwiami lotniska cały czas można było zauważyć, że pogoda nie daje za wygraną. Z wielkimi oporami wzięła w ręce rączkę od swojej torby podróżnej i ruszyła w stronę wyjścia do nowego oraz nieznanego świata, od którego od razu na dzień dobry wyczuła nie przyjazną aurę. 

- Ciekawie się zapowiada. – wycedziła pod nosem w czasie opuszczania portu i wsiadania do pierwszej lepszej stojącej na postoju taksówki.         



***


 
- Czego chcesz Marcel? – z irytacją w głosie odezwała się młoda blond włosa barmanka za lady – Jeśli przysyła ciebie Klaus. To przekaż mu, że ma się ode mnie odczepić. Nie wyjadę z miasta. Nie zrezygnuję z zemsty na osobach odpowiedzialnych za śmierć mojego brata bliźniaka. – dodała ze łazami w oczach. Czarnoskóry mężczyzna spojrzał się na nią z czułością i troską. Z jego oczów tak naprawdę nikt nie umiał odczytać najgłębszych jego uczuć, lecz ta blondynka nie była mu obojętna. Co dawało jej przewagę nad innymi, bowiem potrafiła odczytać jego najskrytsze marzenia, do których miała pewien dystans. Powód był prosty. Bała się zaangażować w ogóle w jakiś związek partnerski, tym bardziej strach się wzmacniał na myśl o związku z wampirem. Nie była gotowa i nie chciała wstępować na taką niebezpieczną drogę. Miała dość problemów. Nie chciała mieć ich więcej.

- Camille proszę ciebie wysłuchaj mnie. – spojrzał się na nią błagalnym wzrokiem – Klaus chciał dla ciebie jak najlepiej. Zahipnotyzował ciebie, ponieważ ja prosiłem go o to. Chciałem, żebyś była bezpieczna. Pragnę tylko twojego szczęścia i bezpieczeństwa. Tak samo jak twój stryj. – po czym dodał – Wiesz co ja do ciebie czuję. – mówiąc to złapał automatycznie za rękę barmanki i ścisnął delikatnie na znak swego oddania. Jednak dziewczyna wyrwała swoją dłoń z jego uścisku. Nie chciała tego. Pragnęła tylko oszukać swoje serce, które odbierało wampira w odwrotny sposób co rozum. Bała się tego uczucia, wręcz było dla niej zakazane. 

- Przestań. – odrzekła stanowczo, po czym złapała się za skronie i zaczęła delikatnie opuszkami palców rozmasowywać je – Doskonale wiesz, że to nie jest możliwe. Więc proszę ciebie nie naciskaj. – popatrzyła nie pewnie na niego. W tej chwili poczuła w sercu ukłucie, które krzyczało CO TY ROBISZ?!  Jednak rozum posiadał silniejsze argumenty, aby podjąć ponownie tą samą decyzję, która według narzędzia uczuć było podłe i niedorzeczne.

- Marcel. – zwróciła się do niego, co na nim wywołało lekki dreszczyk idealizmu jej. Jednak wspaniały moment trysnął jak bańka mydlana. – Proszę ciebie zostaw mnie w tej chwili samą. Nie chcę i nie mam ochoty z tą rozmawiać. – tymi słowami zbiła go w pierwszej chwili z tropu, lecz on równocześnie przejrzał na oczy.

- Nie rozumiem ciebie. Dlaczego wzbraniasz się przed tym uczuciem, które narodziło się po między nami? – mówiąc to, zaczął do niej zbliżać się. Ominął ladę i w tym momencie miał wolną drogę, aby przytulić ją i wbić się w jej słodkie malinowe usta, których pragnął jak niczego innego na świcie. 

Natomiast skołowana blond włosa barmanka nie miała żadnej możliwości ucieczki, bowiem wyjście za baru zostało zastawione przez wampira, który z wielkim łobuzerskim uśmiechem i triumfem zaczął się do niej zbliżać.

- Nie zbliżaj się do mnie. – warknęła na niego, lecz to na niego nie poskutkowało. Nadal kroczył do wyznaczonego celu. Spanikowana niebieskooka złapała pierwszą rzecz co miała pod ręką. Okazało się, że jej bronią do obronny jest butelka najlepszego burdonu jaki krążył w nowo orleańskiej francuskiej dzielnicy. Wampir spostrzegł jej poczynania, po czym spojrzał w jej wystraszone błękitne tęczówki. 

- Przepraszam Cami. – na tyle było go tylko stać. Po czym w wampirzym tempie zniknął z lokalu. Natomiast zszokowana dziewczyna upadła na drewnianą posadzkę baru. Podciągnęła pod samą brodę trzebiące się kolana, owinęła się szczelnie swoimi rękami, a głowę wtuliła pomiędzy nimi. Można było zauważyć na jej policzkach małe kropelki słonych łez, które nie wiadomo jaki miały przynieść rezultat uczuciowy. Z jednej strony był strach, żal i zmuszanie się do podjęcia decyzji o odrzuceniu, a z drugiej strony pragnienie wolności i zaznania choć trochę szczęścia. Jednak dla Camille O’Connell nie była dana druga opcja.  



--------------------------------------------------------------
I jest trochę szybciej!!!!
To na tyle. Mam nadzieję, że chociaż trochę was zainteresuję moim opowiadaniem.
Również mam nadzieję, że spodobam wam się mój nowy styl pisania. Nie chcę się zbyt rozkręcać. Dlatego będę powoli opowiadać, bowiem chcę rozkręcić moją fantazję.
Wszystko w swoim czasie. Następny rozdział w weekend 22 - 23 luty.

PS. W stronie Bohaterowie są nowe postacie. 


5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. sorki,ze krótko ale pisze z tel.
    Życzę dużo weny :) Do NN:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście że nie mam nic przeciwko :)
    Jak tylko znajdę chwilkę to przeczytam twoje opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ooooo Origins :D
    nieźle ;)
    ps. u mnie nowość jeśli jeszcze Cię interesuje
    http://saiyan-princess.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne. Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że w tygodniu uda mi się go wstawić.

      Usuń